Grzegorz Marszalik: dobry czas, by spróbować czegoś nowego [SYLWETKA]


rozwoj blekitni marszalik mk news

20-letni skrzydłowy trafił do Rozwoju z Wisły Kraków. Jego cel to powrót do ekstraklasy, w której zdołał zaliczyć dotąd cztery występy.

Jeśli ktoś w drużynie Rozwoju może w ogóle choć względnie być zadowolonym z ostatnich tygodni, to z pewnością jednym z takich graczy jest Grzegorz Marszalik. Asysta, wypracowany rzut karny, wreszcie strzelony gol… To jego dorobek z meczów z Olimpią Zambrów (2:3) i Kotwicą Kołobrzeg (1:1).

– Trochę satysfakcji jest, ale to trochę taka radość niepełna. Wiadomo, że liczy się przede wszystkim drużyna. Chcieliśmy w tych spotkaniach zwycięstw, a skończyło się na jednym punkcie za remis. Z kolejki na kolejkę wydaje mi się, że gram coraz lepiej. Idzie to w dobrym kierunku i miejmy nadzieję, że tak będzie dalej – mówi nam 20-letni skrzydłowy.

Chcieliśmy porozmawiać już po jego debiucie, który nastąpił w trzeciej kolejce w przegranym starciu z Siarką Tarnobrzeg. Usłyszeliśmy jednak, że lepiej poczekać , bo nieco się „spalił”.

To był pierwszy mecz, pierwsze przetarcie z drugą ligą, nie wyszło to tak, jak oczekiwałem tego ja i trener… Stresu nie było, ale po prostu nie wychodziło mi tamtego dnia zbyt dużo. Można powiedzieć, że nie podołałem psychicznie. To, że zagrałem kilka razy w ekstraklasie, nie świadczy przecież, że od razu jestem ekstraklasowym zawodnikiem. Jestem młody i potrzebuję jak najwięcej meczów, by się uczyć i zbierać doświadczenie – nie kryje Marszalik

W elicie zanotował póki co cztery występy. W ubiegłym sezonie, w barwach Wisły Kraków, gdzie spędził niemal całe swe dotychczasowe piłkarskie życie.
– Mogło być ich więcej, ale mogło też mniej, dlatego cieszę się z tych czterech występów. Jak dla mnie, to całkiem sporo. W przyszłych latach będę walczył o tę ekstraklasę – podkreśla pomocnik Rozwoju.

Ta przygoda z Wisłą i ekstraklasą nie oznaczała wcale krótkich i bezbarwnych epizodów, mówiąc po piłkarsko – ogonów.
– Debiutowałem na Ruchu Chorzów, w Pucharze Polski. Zagrałem z pół godziny, pokazałem się z całkiem dobrej strony, uderzyłem w poprzeczkę… Może gdyby poszło trochę niżej, to inaczej by się te moje losy potoczyły – zastanawia się Marszalik.

Przed własną, krakowską publicznością, grał w ligowych meczach z Koroną Kielce i Legią Warszawa. – W tym pierwszym minąłem już nawet bramkarza i zostałem sfaulowany, ale sędzia nie gwizdnął karnego. Ten bramkarz, czyli Zbigniew Małkowski, skoczył od razu do mnie i mówił, żebym się nie wygłupiał, a powtórki pokazały wyraźnie, że faulował… Nieważne, ale dużo szumu wokół tego było. Legia? Zagrać przy 20 tysiącach widzów to zawsze przeżycie, ale tak naprawdę o tym się wchodząc na boisko nie myśli, a skupia na samej grze – opowiada nam.

grzesiu_marszalik_kontrakt

O miejsce w zespole, do którego wprowadził go trener Kazimierz Moskal walczył m.in. z Wilde Donaldem Guerrierem, Rafałem Boguskim czy Tomaszem Cywką. W szatni przy Reymonta nie brakuje zresztą mocnych nazwisk. Nastolatek aż może zastanowić się, czy mówić „cześć”, czy „dzień dobry”…

– Na początku faktycznie było dziwnie Aż nie wiadomo, jak się zachować… Było w drużynie wielu młodych, trzymaliśmy się razem, więc atmosfera była fajna. Z czasem dogadywaliśmy się już z tymi starszymi. Głowacki, Brożek, Boguski, Małecki… On to akurat moja pozycja, mogłem podpatrywać, jak się zachowuje. Już sama możliwość treningu z takimi piłkarzami daje naprawdę bardzo dużo – przyznaje Grzegorz Marszalik, który z Wisłą sięgnął w 2014 roku po mistrzostwo Polski juniorów.

Latem przyszedł jednak czas na rozstanie. Decyzja okazała się tym trafniejsza, że klub rozwiązał trzecioligowy zespół rezerw, w którym Marszalik często grywał.
– Dziewięć lat spędzonych w jednym miejscu bardzo łączy. W Wiśle miałem mnóstwo przyjaciół, więc trudno było się rozstać. Staramy się utrzymywać kontakt, ale to już nie to samo. U każdej osoby w życiu powinien być jednak taki moment, w którym decyduje się na podjęcie nowego wyzwania. Stwierdziłem, że to dobry czas, by spróbować czegoś nowego – zaznacza.

Rozwój nie był dla niego jedyną opcją, pojawiały się też zapytania z pierwszej ligi, ale ostatecznie – już po rozpoczęciu sezonu – temat został zamknięty i znalazł się przy Zgody, do czego swoją cegiełkę dołożyła też legenda Wisły, a były dyrektor sportowy naszego klubu Kamil Kosowski, polecając zawodnika.

– Trochę to trwało, zanim papierki zostały podpisane, ale wszystko się ułożyło. Szkoda, że sytuacja jest tak ciężka, ale jestem przekonany, że z tego wyjdziemy. Z meczu na mecz prezentujemy się coraz lepiej, stajemy się coraz bardziej zgrani. W drużynie jest wielu nowych zawodników. Musimy być mocnym kolektywem, a do tego potrzeba czasu. Gdy ruszymy, to już pójdzie i odbijemy się od tego dna – zapewnia nas Marszalik, który zadomowił się już w Katowicach.

– Dzielimy mieszkanie z Mateuszem Ostaszewskim. Miałem już okazję zobaczyć miasto, wrażenie zrobił na mnie Park Chorzowski. Duże, piękne miejsce. Nieraz wybiorę się tam z dziewczyną, gdy do mnie przyjedzie – przyznaje.

Cele?
– Minimum: by grać w przyszłości w tej ekstraklasie… – mruga okiem.

grzegorz_marszalik

foto: MK, SK