Na gola w Rozwoju czekał 894 dni! 22-letni napastnik przyczynił się do wygranej w Stargardzie, choć meczu nie dokończył. W końcówce „Żaku” ujrzał czerwoną kartkę. – Jestem zły, że nie będę mógł pójść za ciosem – mówi nam.
Dużą radość dał ten gol strzelony w Stargardzie?
– Do momentu czerwonej kartki (uśmiech). Teraz bardziej analizuję ją, bardziej myślę o niej niż o golu. Trochę była niepotrzebna.
Ale jeszcze o bramce; zawsze miałeś soczyste uderzenie z obu nóg.
– „Złamałem” piłkę do lewej strony, bo miałem przed sobą dwóch obrońców. Nie zostało mi nic innego niż oddać strzał. Z lewej nogi, de facto słabszej, ale siadło soczyście, jak to powiedziałeś.
Gdybyś ułożył ranking goli w seniorskiej piłce, to?
– To w TOP 3 by była, tak myślę! Nie wiem, czy był najładniejszy, ale z pewnością był to mój najlepszy strzał. Ze słabszej nogi, z kilkunastu metrów, po „krótkim” rogu, bardzo trudny do obrony… Mogę go plasować wysoko.
No dobra, a ta czerwona kartka z 89. minuty?
– W pierwszej chwili myślałem, że sędzia pokaże mi żółtą. . „Dzióbnąłem” piłkę jako pierwszy, ale potem już jechałem po trawie, było mokro, nie zatrzymałem się, obrońca zrobił ruch w moją stronę i trafiłem go. Schodząc jednak do tunelu, mówiłem sobie: „No okej, trafiłem go, nogę miałem na podłożu, ale był impet i za to mogłem zostać ukarany”. Sędziowie i tak się wybronią, w przepisach jest tak, że to mogło zostać zakwalifikowane jako brutalny faul, wejście z impetem Z drugiej jednak strony, od razu po meczu przejrzałem filmik. Stwierdzam, że gdyby to nie był taki mecz „na żyle”, z dużą liczbą kartek, naprawdę trudny dla arbitra, to podjąłby inną decyzję.
Końcówkę widziałeś?
– Z tunelu, na samym końcu stadionu. Jeszcze gdy zobaczyłem, że doliczone zostało sześć minut, to tylko myślałem: „Kurde, trzeba to przetrwać”. Po kilku minutach czerwoną dostał też Michał Płonka. Staliśmy razem i mówiliśmy sobie: „Byle już to skończył”, bo Błękitni rzucali już piłki w nasze pole karne zewsząd. Najważniejsze, że dowieźliśmy wygraną do końca. Punkty cieszą, bo nie zbieraliśmy ich za wiele, a straciliśmy mnóstwo takich banalnych. Jak w Kluczborku, gdzie prowadziliśmy 1:0 i w końcówce dostaliśmy bramkę z karnego. Sami wcześniej nie wykorzystywaliśmy karnych, marnowaliśmy sytuacje, a przeciwnicy zbyt łatwo strzelali nam gole.
Teraz pewnie żałujesz, że nie będziesz mógł pójść za ciosem, bo czeka cię pauza.
– To był mój pierwszy w tej rundzie występ od pierwszej minuty. Z bramką i – tak sądzę – dobrą grą. Co prawda z „Płoną” teraz odpadamy, ale wierzę, że drużyna pójdzie na tej fali. Mam nadzieję, że wszyscy będą grać tak, jak grali. W porównaniu do spotkania z Gryfem, odwróciło się to o 180 stopni. Wtedy nie mieliśmy jaj, staliśmy, czekaliśmy jak chłopcy do bicia na to, co zrobi rywal. W Stargardzie wyszliśmy agresywnie, od pierwszej minuty wiedzieliśmy, czego chcemy. Strzeliliśmy gola, szybko co prawda też straciliśmy, ale nie było tak, że głowy poszły w dół. W drugiej połowie ruszyliśmy tak samo, zdominowaliśmy jej początek., stwarzaliśmy sytuacje. Wpadła druga, a gdyby jeszcze wpadła trzecia – to by już poszło „z luzem”. Emocje były jednak do końca. Tak w naszym stylu. Lubimy niektórym podnieść poziom adrenaliny.
Na gola w Rozwoju czekałeś od marca 2015. Masakra.
– Bardzo długo. Strzelałem, będąc na wypożyczeniach. Mam nadzieję, że teraz worek się rozwiązał. Dostałem szansę, ta czerwona kartka co prawda mnie przyhamuje, ale gdy wrócę, to pokażę, że nie był to jednorazowy wyskok. Pokazałem, że nie stoję gdzieś na uboczu. Jestem zły, że czekają mnie te minimum dwa mecze pauzy.
Krosno jesienią 2015, Pawłowice wiosną 2017… Które wypożyczenie do trzeciej ligi dało ci więcej?
– Szedłem w takich momentach, kiedy po prostu chciałem grać, a nie siedzieć na ławce. Za trenera Marka Motyki, w pierwszej lidze, odszedłem do Krosna. Trochę dalej od Śląska, na Podkarpacie. Próbowałem odbudować formę, w jakimś stopniu to się udało. Może nie zdobyłem kilkunastu bramek, ale kilka wpadło. Grałem w trzeciej lidze wszystkie mecze, cieszyłem się z możliwości regularnych występów. W Pniówku było podobnie. Też strzeliłem kilka goli, wróciłem do Rozwoju i ciężko trenuję, by przebić się do składu.
Jesienią 2014 byłeś w świetnej formie. Rozwój wygrywał, ty strzelałeś gole. Zadajesz sobie pytanie, co poszło nie tak? Wtedy wydawało się, że trzy lata później będziesz w zupełnie innym miejscu, a tymczasem jest jak jest…
– Siedzę sobie czasami samemu i wspominam, jak się to wszystko poukładało. Dlaczego jestem tu, a nie gdzie indziej. Grałem wtedy większość meczów, zdobywałem bramki. Już w kolejnej rundzie było tego mniej. Kontuzja mnie zastopowała, zimą nie pojechałem na obóz. I tak jednak, można było faktycznie spodziewać się, że gdzieś pójdę. Może w pewnym momencie odpuściłem? To wszystko siedziało tylko i wyłącznie w mojej głowie. Dlatego trzeba się wziąć za siebie, ciężko trenować, ruszyć, wrócić do składu.
To może być dla ciebie ostatni dzwonek w Rozwoju?
– W czerwcu kończy mi się kontrakt. Mam już 22 lata, byłem na wypożyczeniach w niższych ligach. Nie poddaję się. Nie ma też co za bardzo rozpamiętywać, że kiedyś było lepiej czy gorzej. Trzeba żyć teraźniejszością. Układam też sobie życie prywatne, żeby mieć pustą głowę. Nawet gdy teraz czekają mnie te dwa tygodnie pauzy, będę zapierdzielać. Oby wyniki drużyny były dobre, byśmy podskoczyli w tabeli. Tak, by zimą cieszyć się, że wyszliśmy ze strefy spadkowej, święta i okres przygotowawczy spędzić z uśmiechem na twarzy. Musimy wygrać jeszcze co najmniej trzy mecze. Tabela jest tak ułożona, że spokojnie możemy wylądować w okolicach 10. miejsca.
Będąc wypożyczonym do trzeciej ligi, w Pniówku widziałeś wielu zawodników, którzy grę w piłkę łączą już z normalną pracą. Pewnie chciałbyś odwlec ten moment.
– Piłkarskie życie to wzloty i upadki. Miałem wzlot, potem kilka upadków. Wierzę, że teraz znowu pójdę w górę. Tak to się nieraz układa, że czasami trzeba spojrzeć w innym kierunku. Piłka da ci pieniądze, ale do pewnego momentu, a potem musisz pójść w inną stronę. Jasne, że chciałbym grać jak najdłużej. Przez ten rok wiele może się zmienić. Albo pójdę w górę, albo się zakopię. To tak jak z tymi wypożyczeniami. Da się wybić, ale czasem runda ci nie „siądzie” i może być po wszystkim. Powtórzę raz jeszcze: obyśmy wygrywali mecze, bo to drużyny promują zawodników. Gdybyśmy byli teraz na pierwszym miejscu, to na Zgody przychodziłoby ze trzy razy więcej ludzi, w tym kilkudziesięciu obserwatorów z branży. Na razie jest ich pewnie tylko garstka. Trzeba robić wszystko, by to zmienić.
foto: Szymon Kępczyński