Bartosz Gocyk: cieszę się, że mogłem pomóc


bartek_gocyk_sk

Kontuzje Bartosza Solińskiego i Bartosza Golika sprawiły, że 25-latek po ponad dwóch sezonach znów stanął w bramce Rozwoju. Był to powrót bardzo udany.

Gratulacje! Wobec kontuzji Bartosza Golika wskoczyłeś po długim czasie do bramki Rozwoju i zachowałeś w Stalowej Woli czyste konto.
– Dziękuję za gratulacje. Mecz był ciężki z uwagi na warunki atmosferyczne. To było widać po zawodnikach z pola, ale ja mam trochę inne zadanie i nie muszę tyle biegać. Trochę było sytuacji, w których mogłem się przydać. Cieszę się, że w jakimś stopniu pomogłem drużynie. Tego, że zagram, na sto procent byłem pewny już w piątek, kiedy po badaniach wyszło, że Bartek Golik ma zbity mięsień.

I jak do tego podszedłeś? Wcześniej o drugoligowe punkty grałeś w Rozwoju tylko wiosną 2014, zarówno w Głogowie, jak i Bytomiu, tracąc cztery gole.
– Podszedłem do tego raczej spokojnie. Pierwszej młodości już nie jestem, mam 25 lat, a to zobowiązuje. Po prostu chciałem pomóc i radość jest podwójna, że w końcu się udało. Wiemy, jak te moje dwa poprzednie mecze wyglądały. Chciałem zatrzeć to wrażenie i mam nadzieję, że wyszło. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy tego meczu.

Wiosnę spędziłeś na wypożyczeniu w Polonii Łaziska Górne.
– Był to pozytywny czas, na pewno nie stracony. Grałem przez całą rundę, obroniłem kilka rzutów karnych… Przy większej ilości szczęścia, może to my, mimo że mieliśmy bardzo młody zespół, zamiast Unii Turza Śląska bilibyśmy się w barażach o trzecią ligę, ale ostatecznie zajęliśmy drugie miejsce.

Do Rozwoju wróciłeś tuż przed startem ligi.
– Zostałem ściągnięty, bo Bartek Soliński złamał nogę i trzeba było bramkarza, a mam jeszcze przez rok ważny kontrakt z klubem. Zastanawiałem się początkowo, czy w ogóle jest sens wracać, bo przecież odchodziłem po to, by regularnie grać. Z tyłu głowy miałem jednak to, że być może dostanę szansę i zagram w drugiej lidze. Przyznam szczerze, że każdy, kto – tak jak ja – odchodzi, robiąc dwa kroki niżej, musi się liczyć z innym scenariuszem. Wiadomo, jak to wygląda – w takiej czwartej lidze można się na dobre „zakopać”. Dodam jeszcze, że przed powrotem do Rozwoju miałem jeszcze propozycję z Turzy Śląskiej, ale nie skorzystałem. Wyszło dobrze, bo znów znalazłem się w Katowicach i z tego się cieszę. Teraz apetyt rośnie w miarę jedzenia. Młodzieżowcem nie jestem, chciałbym grać jak najwięcej. Mam nadzieję, że będzie mi to dane.

Na koniec chciałeś jeszcze coś dodać?
– Tak. Mój dziadek w sobotę miał urodziny. Szkoda, że nie wygraliśmy, ale ten punkcik i czyste konto dedykuję właśnie jemu.

foto: Szymon Kępczyński