Bartosz Golik: Cieszę się każdą chwilą [WYWIAD]


W barwach Rozwoju debiutował w pierwszej lidze, rozegrał trzy sezony w drugiej lidze, a teraz strzeże naszej bramki w czwartej lidze. – Przez rok myślałem, że to już koniec, ale teraz znów chce mi się grać w piłkę – mówi 22-letni wychowanek naszego klubu.

Jesteśmy po meczu z GKS-em Radziechowy-Wieprz. To był twój pierwszy występ od…?
– Od meczów z dwiema Olimpiami, Grudziądz i Elbląg, wiosną poprzedniego roku. Połowa kwietnia. Dobrze było wrócić na boisko. Co prawda nie rozegrałem pełnych 90 minut, bo potem wszedł za mnie Oskar Cieślik, ale i tak to chwila, w której znowu chce mi się grać w piłkę. Przez ten rok miałem przeświadczenie, że to już koniec. Korki zakurzone, rękawice rozdane młodszym bramkarzom… Ale jestem tu, gdzie jestem i bardzo się z tego cieszę.

Co się z tobą przez ten rok działo?
– Gdy Rozwój wycofał się z ligi i mój kontrakt został rozwiązany, pracowałem przez kilka miesięcy na myjni. Musiałem z czegoś żyć. Przez ten czas kształciłem się w kierunku przygotowania motorycznego, treningu personalnego. Od lutego mam swoją firmę, rozwijam ją, jest super. Wszystko idzie w dobrym kierunku, a Rozwój idealnie uzupełnił lukę, kiedy był czas wolny. Bardzo się z tego cieszę.

Jak zdrowie?
– Prawe kolano było wyleczone. Z lewym był taki problem, że bolało mnie nawet przy chodzeniu. Zimą pojechałem na trening do Szczakowianki Jaworzno – i znowu się odezwało. Jako że jestem molem książkowym, poczytałem trochę o anatomii. Doszedłem do wniosku, że to nie problem z samym kolanem, a czymś innym. Okazało się, że to od sztywności bioder i stopy. Robiłem, co miałem robić – dość proste ćwiczenia. Teraz mogę grać. Ostatnio miałem jeszcze rozwalony bark, ale to był tylko wypadek przy pracy.

Kiedy pojawiła się opcja powrotu do Rozwoju?
– Tego samego dnia, kiedy mama powiedziała mi: „Bartek, te twoje korki tam leżą, weź je już i wynieś na strych, bo tylko przeszkadzają”. Odparłem, że to bez sensu, umyję je i wystawię na sprzedaż. Kilka chwil później zadzwonił do mnie trener Kolonko i zapytał, czy mam czas, by przyjechać, pogadać. Wtedy dostałem propozycję bycia jego asystentem w akademii i powrotu do gry w czwartej lidze.

Marzysz jeszcze?
– Patrzę na piłkę realnie. Jestem w Rozwoju, by pomóc. Bardzo dobrze mi na Śląsku, rozwijam firmę. Pasuje mi takie życie, jakie mam. Cieszę się z każdej chwili, mam trochę czasu dla bliskich, jestem cały czas z nimi. W czwartej lidze dobrze mi się gra. Może tu będziemy wkrótce walczyć o jakieś wysokie cele? Zobaczymy.

Jak czujesz się w tak młodej szatni?
– Wraz z Piotrkiem Barwińskim jesteśmy jak weterani! Prezes Mogilan mówi do nas „dziadki”, a mamy przecież 22 i 23 lata! Bywa śmiesznie. Cieszę się, że młodsze chłopaki, z akademii, którym pomagam w treningu, traktują mnie jako kogoś, od kogo można się czegoś nauczyć. To bardzo miłe. Robię papiery trenerskie UEFA C. Może tędy droga, być tu jakimś delikatnym autorytetem, który niedużo, ale coś tam w piłkę pograł, zadebiutował w pierwszej lidze, spędził trzy sezony w drugiej lidze. A co przyniesie życie? Nie wiem. Mam wszystko poukładane, ale zdarzają się niespodzianki. Przede wszystkim życzę każdemu z tych młodych chłopaków, jacy stanowią dziś pierwszą drużynę Rozwoju, by trafił na szczebel centralny.

Nie obawiałeś się, że start w czwartej lidze tak młodym składem to szaleństwo?
– Ale czy za wiekiem idzie jakość? Że im ktoś starszy, tym lepszy? Nie jestem tego zdania. Mamy supermłody zespół, w którym nikt nie jest gorszy czy lepszy. Każdy jest równy, dobrze traktowany. Wiktor Skroch z rocznika 2004 grał ostatnio jak chłop 35-letni, pewnie, spokojnie. Oczywiście, błędy też się pojawiały, ale podpowiadamy sobie. Od tego jest też Piotrek Barwiński, którego mam przed sobą. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Za nami pierwsza wygrana, 5:0 z GKS-em Radziechowy-Wieprz. Jak smakowała?
– Oj, bardzo! Brakowało mi takiej adrenaliny rywalizacji. To przełamanie pewnej monotonii, praca-dom, dom-praca. Piłka też się pojawiała, ale nie w takim wymiarze, jak teraz. Samo przygotowanie do meczów ligowych, myślenie o nich, oznacza dla mnie powrót do rzeczy sprawiających największą przyjemność. Niezmiernie mnie to cieszy.

Dwie kolejki, trzy punkty. Jaki to start?
– Trudno było się czegokolwiek spodziewać po pierwszym meczu. Wszyscy zastanawialiśmy się, jak będziemy wyglądać. Graliśmy z młodym zespołem. Myślę, że swoje zrobił stres inauguracyjny. Ten wyjazd do Wodzisławia to była dobra nauka. W drugiej kolejce „siedzieliśmy” na rywalu przez 90 procent czasu. Nasi młodzieżowcy wybiegali 90 minut. I wydaje mi się, że… gdyby było trzeba, to drugie 90 minut też by wybiegali.

Bartosz GOLIK
urodzony: 6 lutego 1998 r. w Katowicach
pozycja: bramkarz
debiut w I lidze: 5 czerwca 2016
w II lidze: 48 występów (2016-19)
Wychowanek Rozwoju Katowice. Dziś IV liga.

foto: Tomasz Błaszczyk