Bartosz Golik: Trzeba zachować chłodną głowę [WYWIAD]


bartek_golik_blekitni_tbla

Czuję się pewnie, mając przed sobą tak dobrych zawodników – powiedział bramkarz Rozwoju po wygranej z Błękitnymi, której był jednym z „ojców”.

Podobnie jak chociażby z MKS-em Kluczbork, znowu twoja świetna interwencja w doliczonym czasie gry pomogła wygrać!
– Chłopaki z pola przez cały mecz dużo biegają, zostawiają serducho. Nie miałem wiele do roboty, było dużo szczęścia, a od tego jestem, by pomagać. Taka już moja pozycja. Cieszę się, że w tej rundzie tak to wychodzi. Staram się jak najlepiej. Koledzy to doceniają, a ja doceniam to, jak oni zapieprzają; jak doskakują, blokują strzały, walczą o to, by nic nie szło w światło bramki. To ich zasługa, a ja czuję się pewnie, mając przed sobą tak dobrych zawodników.

Wydawało się, że uderzenie Mateusza Węsierskiego było niemalże idealne, płaskie, w „długi” róg.
– Po meczu na gorąco nigdy nie pamiętam tych sytuacji. Z której nogi poszedłem, jak się odbiłem, czy zrobiłem wcześniej ruch, by sobie pomóc… Dopiero potem, na spokojnie, weryfikuję to sobie na wideo. Teraz oczywiście też zobaczę. Mówią, że szła w „długi” róg. Mam nadzieję, że dobrze to wyglądało!

Był moment, gdy byłeś już pogodzony ze stratą gola?
– W dwóch sytuacjach już robiło mi się gorąco i słabo… Rywal z pięciu metrów główkował w słupek, chwilę później była poprzeczka… Podkreślę jednak, że w tym drugim przypadku już chłopaki doskoczyli do przeciwnika, musiał celować w górny róg i całe szczęście minimalnie się pomylił.

Irytowało, gdy z bramki obserwowałeś kolejne marnowane kontry?
– Taka jest piłka. Zdarzają się takie mecze, kiedy nie wszystko wpadnie. Chwała, że zdobyliśmy chociaż tę jedną bramkę, która dała nam ważne trzy punkty w walce o utrzymanie.

Straciliśmy tej wiosny tylko jednego gola „z gry” – w Wielki Czwartek w Legionowie. Reszta to stałe fragmenty.
– Łącznie wpadły cztery bramki. Dwie z karnych… Nie mogę powiedzieć, że straciłem tylko ja, bo to zasługa całej drużyny. Dobrze gramy w defensywie. Świetnie, że tak potrafimy się ustawiać.

Ze zdrowiem w porządku?
– Przy ostatniej interwencji spadłem na mój nieszczęsny kolec biodrowy, ale jest OK. Wcześniej po zderzeniu z napastnikiem upadłem na łokieć i zabolało. Nawet gdyby stało się coś złego, to chciałbym dograć tę drugą połowę do końca. Adrenalina by zadziałała. A martwiłbym się po meczu!

Patrzysz już w tabelę ze spokojem?
– Trzeba zachować chłodną głowę. Nie mieć jej w chmurach. Musimy dalej robić swoje, być konsekwentni. Jeśli nadal będziemy tworzyli taki kolektyw, to na pewno utrzymamy dla Rozwoju drugą ligę.

foto: Tomasz Błaszczyk