Przed sobotnią wizytą GKS-u 1962 Jastrzębie przy Zgody musieliśmy pogadać chwilę ze środkowym pomocnikiem, który zimą przeniósł się po latach z naszego klubu do lidera tabeli drugiej ligi. Polecamy!
Jak mocno obecny w waszej szatni jest temat tragedii w Zofiówce?
– Mocno. Szatnia GKS-u ma swoją tożsamość. Część chłopaków albo zjeżdżała, albo nawet do dziś zjeżdża i codziennie patrzy śmierci prosto w oczy. To niełatwy zawód. Miasto, klub, społeczność, dotknęła tragedia, która dotyczy nas wszystkich. Ja sam nie pochodzę z Jastrzębia, ale wywodzę się z Górnego Śląska i kopalnia była w moim życiu zawsze obecna. Pracowali na grubie obaj dziadkowie, pracowała nawet babcia, choć oczywiście w sektorze administracyjnym. Wiem w każdym razie, z czym to się je. Ludzie zjeżdżają, zarabiają na chleb, ponosząc ryzyko. Odetchnęliśmy trochę z chłopakami z zespołu, gdy przełożono nasz środowy mecz z Siarką Tarnobrzeg, by uczcić pamięć tych, którzy ponieśli śmierć. Jednocześnie mocno trzymamy kciuki za powodzenie akcji ratowniczej. My naprawdę wierzymy, że ratownicy w Zofiówce idą po żywych górników.
Z Siarką mogliście teoretycznie nawet zaklepać sobie awans. Ale jak tu lać się szampanem w takim czasie…
– Jakie znaczenie ma awans, gdy ktoś głęboko na dole czeka na pomoc? Albo gdy chce się uczcić pamięć tych, którzy polegli? Przekładając ten mecz, została podjęta jedyna słuszna decyzja.
W Polsce szerokim echem odbił się wpis waszego kapitana Kamila Jadacha na Twitterze.
Jeden z poszukiwanych Górników, pomagał mi podczas mojego pierwszego zjazdu na dół. Obyś i teraz wyjechał Tygrys. #Zofiówka
— Kamil Jadach (@mlody1962) 6 maja 2018
– Co mogę dodać? Kamil jest postacią, która bardzo mocno kojarzy się z GKS-em, z Jastrzębiem. Występuje tu od początku kariery, nie zmienia barw klubowych, mimo że umiejętności ma nietuzinkowe. Bez problemu znalazłby pracodawcę w wyższej lidze. Szacunek, że pamięta o kolegach zjeżdżających na dół, ale w kontekście jego osoby to naprawdę nie dziwi.
Na sobotę będziecie gotowi?
– Będziemy. Przyjedziemy do Katowic z myślą o trzech punktach, ale i dużym szacunkiem dla osiągnięć Rozwoju. To, że jest w czołówce rundy rewanżowej, a był nawet liderem, robi wrażenie.
Zaskoczony?
– Nie mogę powiedzieć, że nie. Rozwój kapitalnie się spisuje. Być może wpływ na to miały zimowe transfery, może wzmocnieniem okazało się odejście niektórych zawodników (śmiech). Szczerze mówię, że bardzo się cieszę. To, co wiosną stworzyło się w Rozwoju, to coś pięknego. Teraz przydarzyła się co prawda porażka w Boguchwale, ale jestem przekonany, że panowie potraktują to jako zimny prysznic, dlatego przystąpią do meczu z nami podwójnie zmobilizowani. W naszym przypadku po dwóch porażkach też nie wchodzi w grę nic innego niż zrobienie kolejnego kroku w stronę pierwszej ligi.
1:2 z Radomiakiem, 1:3 z Garbarnią. Macie zadyszkę?
– Coś w tych meczach nie zagrało. Błędy indywidualne… Z Radomiakiem mogło się to potoczyć zupełnie inaczej. Sam dołożyłem cegiełkę do tego, że nie udało nam się zdobyć punktów, na które – tak uważam – z pewnością zasłużyliśmy (Bartek został ukarany czerwoną kartką – dop. red.). Z Garbarnią zagrać nie mogłem. Pojechałem do Krakowa na własną rękę. Gdy spotkałem chłopaków, to pierwsze, o co zapytali, było: – Słyszałeś, co się stało? Absolutnie nie chcę szukać usprawiedliwienia, ale tragedia w Zofiówce mogła mieć wpływ na postawę. Do tego doszedł też brak boiskowego szczęścia. Piłka to gra błędów, my popełniliśmy ich więcej niż Garbarnia.
Był tej wiosny moment, kiedy zacząłeś się obawiać o awans?
– Ani razu. Patrząc na całą rundę, pokazywaliśmy od samego początku, że mocno liczymy na awans. Trzy zwycięstwa na „dzień dobry”, potem lekka zadyszka, po której przyszła bardzo ważna wygrana w Elblągu… Chcemy w ostatnich kolejkach potwierdzić dobrą dyspozycję i pewnie sięgnąć po awans, obronić fotel lidera. Ale… Jeszcze nie jesteśmy w pierwszej lidze. Został nam jeden mały krok, lecz on wciąż jest do postawienia. Mamy tego świadomość, że musimy jeszcze coś wygrać.
Zagrałeś dotąd w siedmiu meczach. Jesteś zadowolony ze swojej roli w drużynie?
– Jak najbardziej. Bardzo dobrze odnalazłem się w szatni, która też przyjęła mnie. Trener daje mi szansę, czuję się w Jastrzębiu fajnie, a to jest najważniejsze. Ostatni mecz, z Radomiakiem, zacząłem na środku obrony. Nie potoczyło się to tak, jakbym tego chciał, ale nie ma znaczenia, na jakiej pozycji występuję. To już za mną. Przygotowuję się na mecz z Rozwojem, a czy wystąpię, to okaże się w sobotę.
Jakiego meczu się spodziewasz?
– Jestem zdania, że Rozwój nie musi się nikogo obawiać. Potwierdził to w wielu meczach. Przyjeżdżamy jako lider, ale Rozwój podejdzie do nas bez kompleksów. Szykuje się arcyciekawe widowisko.
Jak przyjedziesz na Zgody 28? Ze zbiórki w Jastrzębiu czy na własną rękę?
– (śmiech). Szczerze mówiąc, jeszcze tego nie ustaliłem. Nie wiem też nawet, czy znajdę się w kadrze meczowej. To dopiero się okaże.
Rozwój Katowice – GKS 1962 Jastrzębie
31. kolejka II ligi
sobota, 12 maja, godz. 15:00, stadion przy ul. Zgody 28
Sędziuje: Sebastian Załęski (Ostrołęka).
foto: Szymon Kępczyński