Bartosz Neugebauer: Bardzo liczę na debiut w kadrze [WYWIAD]


– Obecność w pierwszej drużynie Rozwoju to dla mnie duże wyróżnienie – mówi urodzony w 2002 roku bramkarz, mający już za sobą kilka występów w drugiej lidze i powoływany do reprezentacji Polski U-17.

Byłeś jednym z trzech juniorów Rozwoju – obok Bartosza Baranowicza i Bartosza Marchewki – który trenował w poprzednim tygodniu z GKS-em Katowice. Jakie wrażenia?
– Brałem udział w dwóch treningach. Atmosfera była bardzo pozytywna, zostałem miło przyjęty. Kacper Tabiś wprowadził nas do szatni, z zaznaczeniem, żebyśmy podeszli do tego na spokojnie, na luzie, a nie siedzieli zestresowani cicho w kącie. Uśmiechnięty robiłem więc swoje. Trener Bledzewski zrobił na mnie fajnie wrażenie, podobnie jak najbardziej doświadczony z bramkarzy „Gieksy”, Mariusz Pawełek. Pozytywny gość, uśmiechnięty, chętny do pomocy i podpowiedzi. Przyznam się też, że gdy wszedłem pierwszy raz do szatni, to byłem zaskoczony, bo poszło to do przodu. Szafki, prysznice… Wiele się zmieniło w porównaniu z latami, gdy byłem zawodnikiem GKS-u.

Bo to właśnie przy Bukowej zaczynałeś grać w piłkę, prawda?
– Zgadza się. Wspominam to bardzo dobrze. Trafiłem do GKS-u, mając sześć lat. Przychodziłem jako bramkarz, a potem przez trzy lata byłem obrońcą.

Skąd taka zmiana?
– Bo… nudziło mi się na tej bramce! Za dużo stałem, a w obronie przynajmniej trochę pobiegałem. Z GKS-u odchodziłem jako obrońca. Gdy przyszedłem na pierwszy trening Rozwoju, zobaczyłem, że… nie ma bramkarza. Wyczułem, że to moja szansa. Zapytałem, czy mogę spróbować – i tak już zostało. Po jakimś czasie zaczęły się powołania do kadry podokręgu… Cieszyłem się z tego bardzo i byłem nawet zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że pójdzie tak dobrze. Trener Bogucki wpłynął na mój charakter, potem przejął nas trener Soch. Dwa lata po tym, jak znalazłem się w Rozwoju, zaczęły się zajęcia bramkarskie z trenerami Płonką i Kolonką.

Kiedy w głowie pojawiła się myśl, że możesz trafić do pierwszej drużyny?
– Trener Kolonko zapraszał mnie na pojedyncze treningi, gdy miałem jeszcze 14 lat! Podłapywałem wiele od starszych. Mile wspominam Bartka Gocyka. Z Wojtkiem Pawłowskim nie trenowałem, ale pogadać się, spotkać – nie było problemu. Załapałem się nawet na jego rękawice! Na stałe w pierwszej drużynie Rozwoju jestem od ubiegłego roku. W styczniu zacząłem treningi, a w marcu – bodajże 11 – podpisałem stypendium.

Czym jest dla ciebie obecność w pierwszym zespole Rozwoju?
– To dla mnie naprawdę duże wyróżnienie. Jeszcze niedawno graliśmy z Dawidem Witkiem w drużynie A1. Jak na rocznik 2000 – dobry bramkarz, pozytywny gość. Broniłem w tej A1 regularnie, łapałem pewność siebie. Cieszę się, że mam podpisany z Rozwojem papier. Chcę się wybić, coś osiągnąć w piłce. Trener Kolonko powtarza mi, że mam predyspozycje i trzeba to wykorzystać.

Jak wspominasz debiut w drugiej lidze?
– Był nietypowy, bo 12-minutowy. To była ostatnia kolejka poprzedniego sezonu, graliśmy w Elblągu, mając już na uwadze Pro Junior System. Zaczął Bartek Golik, potem go zmieniłem. Tak wymyślili to trenerzy. Miałem tak naprawdę tylko jedno wyjście do piłki. Zupełnie niegroźna sytuacja. Pewności siebie nabierałem nie poprzez debiut, a gdzie indziej – na treningach z pierwszym zespołem, w meczach juniorów.

Pierwszy występ w wyjściowym składzie zanotowałeś w październiku w Boguchwale, gdzie Stal Stalowa Wola rozbiła nas 4:0.
– To był ciężki wyjazd. Mieliśmy problem z autobusem. Śmiałem się, że widocznie ktoś nie chce, abym zadebiutował. Znaleźliśmy jednak transport, by jakoś tam dotrzeć. Wyszedłem na boisko, starałem się robić swoje. Mimo wysokiej porażki, zbyt wielu błędów nie popełniałem. Przy pierwszej bramce mogłem się lepiej zachować, ale czasu już nie cofnę. Tydzień później zagrałem z Gryfem Wejherowo, skończyło się naszym zwycięstwem 2:1, straciliśmy gola po bardzo ładnym uderzeniu z dystansu. Wtedy czułem, że miejsce w bramce stoi przede mną otworem. Zbiegło się to ze zgrupowaniem kadry Polski. Pojechałem, a w międzyczasie Bartek Soliński zagrał kilka pozytywnych meczów i już został w składzie do końca rundy. Podpatruję go, bo to bardzo dobry i doświadczony bramkarz. Na treningach nigdy niczego nie olewa, stara się, ile może. Cieszę się, że mam obok siebie kogoś starszego, od kogo mogę się uczyć.

Podpatrujesz kogoś ze światowego topu?
– Dwóch. Gra nogami – Manuel Neuer. Linia i przedpole – David de Gea. To bramkarze kompletni.

W styczniu byłeś na zgrupowaniu Talent Pro, organizowanym przez PZPN dla wyselekcjonowanych zawodników z kadr U-15, U-16 i U-17. Co z niego zapamiętasz?
– Trudno, bym nie wspomniał o wizycie selekcjonera Jerzego Brzęczka. Początkowo trener… nie odzywał się, a obserwował nas. Co jemy, kto ma pozytywny wpływ na grupę… Na treningach przyglądał się poszczególnym formacjom. Wziął nas też na krótką rozmowę. Powiedział, że szkoła jest bardzo ważna i trzeba ją zaliczyć, by mieć wykształcenie. – Bo jeśli nie daj Bóg coś by się wam stało, to piłkę będziecie mieli z głowy. Dlatego uczcie się, nie zmarnujcie tego okresu – mówił nam.

Wkrótce wyjedziesz na zgrupowanie kadry U-17. Z jakimi nadziejami?
– Do tej pory nie zagrałem w kadrze ani minuty. Jeżdżę na zgrupowania, pokazuję się, ale jeszcze szansy meczowej nie było. Teraz na to liczę. W Hiszpanii gramy dwa spotkania. Wierzę, że wskoczę do bramki albo z Irlandią, albo ze Słowacją. Plan jest taki, by walczyć o „jedynkę”. Rywalizujemy z Mikołajem Biegańskim ze Skry Częstochowa. On ma większe doświadczenie w seniorskiej piłce, z drugiej strony – to chyba ja dłużej trenuję z seniorami. Zobaczymy.

foto: Tomasz Błaszczyk