– Jeszcze pół roku temu występowałem w juniorach i nie myślałem nawet za bardzo o tym, by grać w drugiej lidze, nie mówiąc o strzeleniu gola – nie ukrywa Patryk Gembicki. Gol naszego 17-letniego wychowanka zapewnił Rozwojowi wygraną w Elblągu.
To była najpiękniejsza dotąd chwila tego sezonu. Gdy w 76. minucie sobotniego meczu w Elblągu Patryk Gembicki zamknął dośrodkowanie Przemysława Mońki, cieszyliśmy się podwójnie.
Można wygrać Ligę Mistrzów, Puchar Świata. Ale. Czy może być coś piękniejszego, gdy gra 8 wychowanków, trzech 17-latków w pierwszym składzie, z ławki wchodzą zawodnicy w wieku 18, 15 i 17 lat i ten ostatni trenujący od dziecka w @RozwojKatowice strzela w końcówce na wagę 3 pkt?
— Marcin Nowak (@grubbyy85) 22 września 2018
– Radość była duża. W końcu to moja pierwsza bramka w seniorskiej piłce. Przyznam szczerze, że… nie do końca ją zapamiętałem. Wszystko stało się szybko. Nabiegłem na krótki słupek po podaniu „Moni” i jakoś uderzyłem, ale średnio kojarzę, jak to wpadło. Najbardziej szczęśliwy byłem dlatego, że zdobyliśmy ważne trzy punkty – mówi napastnik, który przed kilkunastoma dniami obchodził 17. urodziny.
By strzelić premierowego gola w drugiej lidze, potrzebował zaledwie sześciu występów. Zadebiutował na majowym wyjeździe w Pruszkowie, a tej jesieni już pięciokrotnie pojawiał się na murawie z ławki. – W Elblągu przed wejściem na boisko trenerzy po prostu życzyli mi powodzenia, tak jak zawsze – przyznaje Patryk, który jednak nie dograł meczu do końca. W samej końcówce zastąpił go Daniel Kaletka.
– Zależało mi, żeby drużyna wygrała ten mecz. W tych ostatnich minutach mógłbym być osłabieniem zespołu, nie nadążałbym za rywalami. Jestem w stanie kilkadziesiąt minut wybiegać, spokojnie, ale w Elblągu po prostu mocno mnie przytkało, a trzeba było gonić, żeby się obronić – opowiada 17-latek.
Jak na drugoligowca, jest bardzo wątłej postury. To może być zarówno problem, jak i atut. – Warunki fizyczne mi nie przeszkadzają. No, może trochę, w niektórych sytuacjach… W juniorach często uciekałem obrońcom i teraz też staram się to czynić. Nie szukam fizycznej walki, ale… Kilka razy już od rywali w tej lidze dostałem – przyznaje „Czesio”.
Tak wołają na niego przy Zgody wszyscy. To na cześć podobieństwa do jednego z bohaterów… animowanego serialu „Włatcy Móch”. – Wiem, co to jest, ale nie oglądałem. Kiedyś z drużyną rocznika 1999 byliśmy na obozie w Chybiu. Tam nazwano mnie Czesiem. Przyjęło się, nie mam z tym problemu – uśmiecha się.
Do Rozwoju trafił w wieku 7 lat, gdy miał już za sobą pobyt w dwóch klubach. – Pół roku spędziłem w „Gieksie”, u trenera Mogilana. Potem byłem jeszcze w Stadionie Śląskim, aż wreszcie padło na Rozwój. Oczywiście śmiało mogę powiedzieć, że jestem jego wychowankiem – podkreśla Gembicki.
Skoro tak długo zna się ze Sławomirem Mogilanem, to nie ma siły, by nie poznał też Arkadiusza Milika. – Choć są napastnicy, których posturą bardziej przypominam, jak Dries Mertens czy Kun Aguero, to od zawsze podpatrywałem Arka. Imponuje mi wszystkim. Mamy kontakt, choć już coraz rzadszy. Odkąd jestem w pierwszej drużynie, siłą rzeczy zagranicę jeździ się trochę mniej. Gdy jednak Arek jest w Polsce, przylatuje na kadrę czy po prostu na Śląsk, to odwiedza nas. Zresztą, gdy dowiedział się, że strzeliłem, to pogratulował mi bramki w drugiej lidze, napisał sms-a. Miło mi się zrobiło. Fajnie, że pamięta – opowiada „Czesio”.
Próbował swych sił nie tylko w futbolu. Jako 10-latek, był na kilku treningach biathlonowych. Nie ma w tym przypadku. Jego siostra bliźniaczka Daria, starsza o pół godziny, jest reprezentantką Polski. – Treningi odbywały się na Dębie, przy parku. Pistoletu w ręce nie miałem… Stwierdziłem, że to nie to. Od początku byłem nakręcony na piłkę. Tak naprawdę, dopiero niedawno nauczyłem się dobrze jeździć na nartach, byłem w Austrii – opowiada.
Po przeskoczeniu w seniorskiej drużyny Rozwoju, teraz z nartami siłą rzeczy musi uważać. Wszystko toczy się bardzo szybko. – Jeszcze pół roku temu występowałem w juniorach i nie myślałem nawet za bardzo o tym, by grać w drugiej lidze, nie mówiąc o strzeleniu gola… Ciężko na to pracowałem, trenerzy za to mnie chwalą, no i stało się – mówi Patryk.
Na rozpamiętywanie zwycięstwa w Elblągu czasu nie ma. Teraz przed Rozwojem kolejne wyzwanie, czyli środowy mecz Pucharu Polski z Bałtykiem Koszalin. – Chcemy przejść do kolejnej rundy, dlatego jedziemy tam, żeby wygrać i zarobić dla klubu pieniądze – nie kryje „Czesio”.
foto: Tomasz Błaszczyk