Poznajcie poplątane losy nowego napastnika Rozwoju Katowice, który jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności grał w ekstraklasowym Zagłębiu Lubin, ale potem jego kariera wyhamowała.
– Właśnie takiego napastnika chcemy oglądać częściej – powiedział nam trener Tadeusz Krawiec, gdy po wygranej z Sandecją Nowy Sącz zapytaliśmy go o Damiana Kowalczyka. Wypożyczony z Chrobrego Głogów 21-latek w sobotę „przeciął pępowinę”, strzelając swoje premierowe gole dla Rozwoju. Bo były tego dnia dwa; najpierw w Nowym Sączu, a potem – już w Katowicach, na „Hetmanie”, w sparingu z Ruchem Radzionków.
***
Dotychczasową karierę (czy też – jak zwał tak zwał – przygodę z piłką) Kowalczyka zdecydowanie można podzielić na dwa etapy. Data graniczna to 31 maja 2015, o której z pewnością chciałby zapomnieć, ale i od której nie sposób uciec. Wtedy to rezerwy Zagłębia Lubin wygrały ze Stilonem Gorzów Wielkopolski, a on za uderzenie rywala bez piłki, już po końcowym gwizdku arbitra, został zdyskwalifikowany przez Lubuski ZPN na osiem miesięcy.
– Było – minęło. Zostawiam to wszystko za sobą i myślę pozytywnie. Swoje odcierpiałem. Jestem spokojną osobą, ale na boisku są różne emocje. Stało się, jak się stało. Czasu nie cofniemy – mówi dziś rosły napastnik.
Co było przedtem?
Układało się nieźle. W sezonie 2012/13, gdy nie był jeszcze nawet pełnoletni, zagrał w barwach Zagłębia 8-krotnie w ekstraklasie. Wiosną 2014 dorzucił kolejny występ, regularnie strzelał w trzecioligowych rezerwach. Najwięcej – w rozgrywkach grupy dolnośląsko-lubuskiej 2014/15, kiedy to trafiał do siatki 15-krotnie. Raz trener Piotr Stokowiec dał mu 5-minutową szansę w pierwszym zespole. Sezon zakończył jednak mocnym uderzeniem i to wcale nie do bramki przeciwnika.
Co potem?
Rękę do Kowalczyka wyciągnęła Pogoń Szczecin. Znalazł się w jej – również trzecioligowych – rezerwach, miał pozostawać pod obserwacją sztabu szkoleniowego ekstraklasowej drużyny, do której ostatecznie się nie przebił. W międzyczasie szybko odwieszono jego dyskwalifikację.
– Pogoń… Długa historia, ale jestem jej bardzo wdzięczny, bo pomogła mi z karą – zamyśla się Kowalczyk.
Po sezonie spędzonym w Szczecinie (25 meczów i 5 goli w trzeciej lidze) wrócił w rodzinne strony, czyli na Dolny Śląsk. Pół roku temu, latem, znalazł się w pierwszoligowym Chrobrym Głogów i w sparingach strzelał jak na zawołanie. Skuteczność podtrzymał też w meczu Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. W lidze tak dobrze już jednak nie było. Jesień zamknął z bilansem 9 spotkań (tylko 3 z nich zaczynał w wyjściowym składzie) i bez bramki, przegrywając rywalizację o miejsce w ataku z Pawłem Wojciechowskim.
– Na początku pobytu w Głogowie było bardzo dobrze, ale potem coś się zablokowało. Brakowało mi sytuacji, nie dochodziłem do nich. Na treningach dawałem z siebie wszystko, czekałem na swoją szansę, ale latem uznaliśmy z trenerem Mamrotem, że pójdę na wypożyczenie, by się ograć – opowiada Damian Kowalczyk.
W styczniu był na testach w innym drugoligowcu, Puszczy Niepołomice, walczącej o cele zgoła odmienne niż Rozwój. No i – posiadającej w kadrze Marcina Orłowskiego, czyli „dziewiątkę” klasową jak na standardy tego poziomu rozgrywkowego.
– Puszcza miała napastnika. Sztab Rozwoju był w kontakcie z trenerami Chrobrego i usłyszałem, że w Katowicach będą większe szanse na granie, a tego najbardziej potrzebuję. Wiosną chcę nabierać doświadczenia, dobrze grać i zdobyć trochę bramek – przyznaje napastnik, który w sierpniu skończy 22 lata. Na Zgody został wypożyczony z Głogowa do końca sezonu; o miejsce w ataku rywalizować będzie z Dawidem Przezakiem, Filipem Kozłowskim czy Bartoszem Marchewką.
foto: Michał Chwieduk