Marka Koniarka ucieszyła – jak nas wszystkich – pierwsza bramka zdobyta przez Bartosza Marchewkę w drugiej lidze. Trener Rozwoju mówi nam jeszcze o swoich odczuciach związanych z tym wydarzeniem.
Ulga?
– Bartek z pewnością potrzebował tej pierwszej bramki. To dopiero pierwsza bramka, ale przekonał się już, że można strzelać nie tylko w juniorach, a również drugiej lidze. To bardzo ważne. Powiedziałem mu od razu, że to nie tak, że teraz będzie trafiał już w każdym meczu. Znowu będą sytuacje, kilku znowu nie wykorzysta, bo to normalne, ale musi iść za ciosem. Kibice nie mogą jednak patrzeć na niego już jak na łowcę goli. To chłopak na dorobku. Wysłał fajny sygnał.
Pojawiały się głosy, że to Bartek Marchewka, a nie Michał Płonka, powinien wtedy strzelić gola w pamiętnym meczu na Radomiaku.
– Absolutnie nie wchodziło to wtedy w rachubę. Na jakiej podstawie by to miał zrobić? Ktoś mówi: „A, bo by się przełamał”. No jak by się przełamał? Najpierw musiał strzelić coś normalnie.
Gol Marchewki w Kluczborku był taki w stylu… Marka Koniarka!
– Trafił po części w bramkarza, ale to nieważne. Ważna była decyzja o uderzeniu. Już w ostatnich meczach Bartek dobrze się prezentował, choć widać, że brakuje mu jeszcze trochę w polu karnym. Takiego pójścia na krótki słupek, gry w ciemno… To wszystko jeszcze przed nim. Miewa w „szesnastce” momenty statyczne. Najważniejsze jednak, że w końcu strzelił, uwierzył, teraz będzie mocniejszy psychicznie. On przecież dobrze wiedział, że wszyscy w klubie czekają, aż w końcu zdobędzie bramkę. Teraz ma to już za sobą.
Dużo rozmawiacie?
– Zawsze mu powtarzam: musisz być głodny pola karnego, mieć taką chcicę na bramki. Jak jesteś w „szesnastce” – to już nie podawaj! Gdy ja grałem i miałem piłkę w „szesnastce”, to żaden z kolegów już nawet nie wychodził na pozycję. Wiedzieli, że i tak oddam strzał! Mówię Bartkowi, że ma postępować tak samo. Nie strzelisz pierwszej sytuacji – trudno, będzie druga, trzecia, następna. Napastnik tak musi myśleć.
foto: Michał Chwieduk