Łukasz Winiarczyk przez pięć sezonów gry w naszym klubie wywalczył dwa awanse. Teraz 27-letni lewy obrońca zmierza po kolejny – z Odrą Opole, która w sobotę zawita na Zgody 28.
Który awans do pierwszej ligi smakuje lepiej? Ten sprzed dwóch lat z Rozwojem, czy dzisiejszy z Odrą?
– Trudne pytanie! Ale tak naprawdę, to… nie wiem. Bo z Odrą jeszcze go nie wywalczyliśmy, więc nie ma o czym mówić.
Dobra, dobra.
– Rozwój – wtedy wiadomo, to było zaskoczenie, lecz w tym sezonie z Odrą też nie byliśmy jakimś faworytem. Nikt tak nas nie traktował. Słyszałem przychodząc tu, że klub ma ambitne plany, ale w tym sezonie chyba nikt nie zakładał takiego celu. Ja sam wiedziałem, że zespół jest bardzo dobry, ale żeby na sześć kolejek przed końcem mieć aż 12 punktów przewagi?! Fajnie się ułożyło i nadarzyła się okazja – dlatego trzeba z niej skorzystać. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej zapewnimy sobie prawo gry na zapleczu ekstraklasy. Tyle że nie ma co ukrywać – lepiej byłoby świętować u siebie. Osobiście, mi na Rozwoju byłoby jakoś dziwnie.
W czym tkwi siła Odry?
– Mamy bardzo dobry zespół, zawodników o wysokich indywidualnych umiejętnościach, fajną atmosferę w szatni, gramy w bardzo poukładanym klubie. Wszystko jest na czas, my możemy tylko zająć się graniem w piłkę. Czujemy wsparcie kibiców, to też jest ważne.
Sporo was ze Śląska w tej szatni.
– Sporo. Jeździmy w piątkę. Prócz mnie, „Robi” (Robert Trznadel – dop. red.) z Rudy Śląskiej, „Gabi” (Gabriel Nowak – dop. red.) i „Pszczółka” (Marcin Wodecki – dop. red.) z Rybnika i „Bondzi” (Mateusz Bodzioch – dop. red.) z Knurowa. W aucie nigdy się nie nudzimy i zawsze jest wesoło.
Skoro było o miejscach pochodzenia, to uściślijmy, bo nie każdy wie: urodziłeś się w Zamościu.
– Stamtąd pochodzą rodzice. Miałem trzy lata, gdy przeprowadziliśmy się do Knurowa. Tam mieszkałem 22 lata, a teraz od 2,5 roku jestem w Katowicach. Na początku te dojazdy na treningi może męczyły, ale można się przyzwyczaić.
Czyli przeprowadzki do Opola nie zakładasz?
– Na razie nie. Kontraktu jeszcze nie przedłużyłem, więc niczego nie planuję.
Jesienią należałeś do wiodących zawodników, strzeliłeś 5 goli, a wiosną zagrałeś tylko trzy mecze. Dlaczego?
– Przed startem rundy wiosennej, na ostatnim sparingu podczas obozu, zbiłem piętę i musiałem pauzować dwa tygodnie. Potem wróciłem do treningów i kilkanaście dni przed pierwszym meczem zachorowałem. Znowu tydzień mnie nie było, treningi uciekały. Na inaugurację wiosny byłem gotowy, ale spodziewałem się, że mogę nie zagrać. Nie wszedłem w ogóle. W drugiej kolejce pojechaliśmy na Wartę. Tam wszedłem jeszcze w pierwszej połowie, bo „Pszczółka” złapał kontuzję. Była 35. minuta, a w 65. minucie z kolei ja skręciłem kostkę. I znowu trzy tygodnie pauzy. Wróciłem dopiero na ROW, trener wpuścił mnie na 20 minut, bo wiedział, że w następnej kolejce Robert Trznadel będzie pauzował za kartki i chciał, bym po długiej nieobecności poczuł boisko. Z Siarką wyszedłem w pierwszym składzie, wygraliśmy po bardzo otwartym spotkaniu 4:3. Myślałem, że ten mecz będzie punktem zwrotnym w tej rundzie i zacznę w końcu grać, złapię rytm i będę nabierał więcej pewności siebie. Niestety, stało się inaczej i dwie ostatnie kolejki przesiedziałem na ławce. Nic innego nie pozostało, jak na treningach jeszcze ciężej pracować i udowadaniać swoją przydatność dla zespołu.
Taka huśtawka.
– W tamtej rundzie było fajnie, strzeliłem tych pięć goli, dobrze się czułem… Teraz też mogę powiedzieć, że dobrze. Jestem na 100 procent gotowy, tylko niewiele było okazji, żeby się pokazać.
Wypada ci życzyć pozostania w Odrze. Gdy do pierwszej ligi awansował Rozwój, zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy blisko ściany.
– Mimo spadku, graliśmy w tej pierwszej lidze dobrą piłkę. Nie czuliśmy się gorsi. Czegoś jednak zabrakło. W Opolu perspektywy są zupełnie inne. Duże miasto, ambitne plany. Klub chce wrócić na salony – tam, gdzie był kiedyś. Przez ostatnie lata nie wyglądało to najlepiej. Druga, trzecia liga… Fajnie byłoby uczestniczyć w tym projekcie, ale jak będzie – zobaczymy.
Od Rozwoju mieszkasz dosłownie kilkaset metrów i często wpadasz.
– Nieraz chcę odwiedzić chłopaków. Jest też jednak inny powód: przez te dojazdy często nie ma mnie w mieszkaniu. Gdy zamawiam jakąś paczkę i kurier mnie nie zastaje, to zostawia przesyłkę w klubie, bo dobrze zna pana Józka (śmiech).
Jakiś mecz Rozwoju ostatnio widziałeś?
– Byłem na jednym – ze Stalą Stalowa Wola. W dodatku tylko na pierwszej połowie, bo w przerwie musiałem już jechać.
Darek Pakul opowiadał, że po kilku minutach poprosiłeś go o kartkę ze składami.
– (śmiech). Bo nie wiem, czy z tej „starej” ekipy ktoś w tym meczu grał! Niewiele już zostało osób, które znam. Zupełnie się to pozmieniało w porównaniu z zespołem, który opuszczałem w czerwcu. Teraz jest wiele nowych twarzy. Rozwojowi dobrze idzie w tej rundzie. Nie przegrał sześć razy z rzędu. Łatwo nam nie będzie, bo żaden mecz w tej lidze nie jest łatwy.
Szampany ze sobą do autokaru zabieracie?
– Nie wiem… Matematyczne szanse na awans już teraz są, ale podchodzimy do tego spokojnie.
To jeszcze słowo o życiu prywatnym.
– W lipcu bierzemy z Patrycją ślub. Ósmego; z tego, co słyszałem, ma to być pierwszy dzień obozu…
Rozwój Katowice – Odra Opole
29. kolejka II ligi
sobota, 6 maja, godz. 17:00, stadion przy ul. Zgody 28
Sędziuje: Mariusz Korpalski (Toruń)
foto: Marta Kołodziejczyk, Mirosław Szozda