Lewy obrońca naszej drużyny wziął udział w ostatnim odcinku popularnego programu stacji TVP Katowice. – Jestem tu dopiero od kilku miesięcy, ale zżyłem się z klubem, chłopakami – mówił Łączek w studiu na zmodernizowanym Stadionie Śląskim.
Można uśmiechnąć się, że zaczęło się jak w typowej polskiej rozmowie, a więc – pytaniem o zdrowie. W przypadku Rozwoju jest jednak ono zdecydowanie bardziej zasadne niż kurtuazyjne.
– W moim wypadku obyło się bez urazów, ale niestety u kolegów nie było tak kolorowo. Mateusz Wrzesień, Przemek Gałecki czy Paweł Szołtys muszą pauzować. Szkoda, bo na pewno przydaliby się w tej sytuacji kadrowej, w jakiej się znajdujemy. Latem mieliśmy tak naprawdę tylko trzy-cztery tygodnie, w ciągu których mogliśmy być wszyscy razem i z trenerami dopracowywać pewne rzeczy. Kontuzje, jak to zwykle bywa, przychodziły w niespodziewanych momentach. Gdy już dawaliśmy sobie radę, wchodziliśmy na właściwe tory, punktowaliśmy… Potem były porażki, porażki, porażki… Wpadliśmy w marazm. Ostatnia wygrana była tym, na co czekaliśmy długo – podkreślał Kamil Łączek, a telewidzowie mogli zobaczyć m.in. skrót zwycięskiego spotkania z Wartą Poznań.
– Po czterech z rzędu porażkach, gdyby przytrafiła nam się piąta, to nie siedziałbym w studiu taki zadowolony. Na szczęście wygraliśmy 2:0 z faworyzowaną Wartą, która jest w czołówce tej ligi. Ale… Byłem jakoś dziwnie spokojny tego dnia. Nie wiem, dlaczego. Wierzyłem jednak w zespół, chłopaków i nowe ustawienie. Dwa gole strzelił Adam Żak, który pomógł już nam w kilku momentach. Jak w Stargardzie, gdzie strzelił kapitalnego gola i wygraliśmy. Potrzebowaliśmy tego, by ktoś wziął ciężar strzelania na siebie. Mieliśmy sporo sytuacji, ale nie miał ich kto wykorzystywać. Tym razem Adam znalazł się dwa razy tam, gdzie powinien. Z tego rozliczajmy napastników – mówił nasz zawodnik red. Oldze Rybickiej.
Nie mogło zabraknąć jeszcze nawiązania do ostatniego spotkania jesieni, które czeka Rozwój w sobotę w Puławach. Bój z Wisłą może nawet przyczynić się do tego, że zimę spędzimy nad strefą spadkową.
– Fajnie by było znaleźć się nad „kreską – dla samego spokoju przygotowań. Będziemy robić wszystko, by w Puławach wygrać. Jeśli wygramy, to przeskoczymy Wisłę, a co jeszcze wydarzy się w tabeli, zależy już od innych wyników. Mam wielką wiarę w ten zespół. Zdajemy sobie sprawę, że mecze, w których traciliśmy punkty, przy odrobinie szczęścia mogły obrócić się na naszą stronę. Tak jak powtarzali nam trenerzy – jeśli nie umiesz wygrać, to zremisuj. My nawet tego nie potrafiliśmy – przyznawał Kamil Łączek.
Ale i dodawał z wiarą: – Jesteśmy w takiej sytuacji, z której możemy wyjść. Wszystko jest w naszych nogach, głowach. Jestem tu dopiero od kilku miesięcy, ale zżyłem się z klubem, chłopakami. Bardzo dobrze czujemy się w swoim gronie. Pielęgnujemy tę szatnię, jak tylko możemy. Chciałbym, by Rozwój się utrzymał. Bym mógł zostać tu dłużej. Lubię mieć stabilizację i wiedzieć, co będę robił za rok czy półtora. Duże zmiany dokonywane co kilka miesięcy chyba nie są dobre. A ja na Śląsku czuję się najlepiej – przekonywał lewoskrzydłowy Rozwoju.
Musiały paść pytania o jego byłe kluby. Takie określenie w przypadku Górnika Zabrze może jest lekkim nadużyciem, ale Łączek to przecież wychowanek zabrzańskich drużyn.
– Fajnie ogląda się teraz Górnika. Jako Ślązak liczę, że drużyna ze Śląska zagra w europejskich pucharach – nie krył 27-latek.
I wspominał: – Nawet grałem w Górniku! Mama zawiozła mnie na trening, tyle że… przez siedem miesięcy tylko podbijaliśmy piłkę. W pewnym momencie zadzwonili do mnie z Promotora Zabrze. Trener Andrzej Szydłowski zaproponował treningi i tam się przeniosłem. Może trochę żałuję, ale nie ma co do tego wracać.
Górnik – to wiadomo, ale w Nice 1 Lidze świetnie spisuje się zespół, z którego Kamil Łączek trafił latem do Rozwoju, czyli Puszcza Niepołomice.
– To nie zaskoczenie. Znam 95 procent chłopaków, którzy tam grają, znam trenera Tułacza. Styl przez niego preferowany idealnie sprawdza się w pierwszej lidze. Widać, że Puszcza punktuje i wygrywa. Życzę tego, by ten sen trwał jak najdłużej. By zwyciężali i liczyli się w walce o ekstraklasę. Ale czy to byłoby dobre dla samych Niepołomic? Nie wiem. Kibiców nie jest za wielu, na Puszczy panuje specyficzny klimat. Niech na razie zostaną tu, gdzie są. Niech chłopaki spokojnie się ogrywają i promują – powiedział Kamil Łączek, który w poprzednim sezonie rozegrał w barwach Puszczy 30 ligowych meczów.
– Przeżyłem w Niepołomicach naprawdę fajne 2,5 roku, okraszone awansem do pierwszej ligi. Było różnie. Raz fajnie, raz gorzej, były kontuzje, ale to był udany czas. Byłem zawodnikiem, który nie grał dużo, ale nie grał też mało. Odpowiednio tyle, by mówić, że ten awans też mi się należał – zaznaczał lewoskrzydłowy.
– Premia za awans była? – zagadnęła Olga Rybicka.
– Premia? Tak, ale jeszcze niewypłacona – uśmiechnął się Kamil Łączek.
Cały odcinek Piłkarskiej Trójki można obejrzeć TUTAJ.
foto: Marta Kołodziejczyk