Kamil Zalewski: Wygrana z Rozwojem była przełomowa [WYWIAD]


– Był w tym sezonie moment, kiedy marzyłem, żebyśmy w ogóle oddali celny strzał – mówi pomocnik Skry Częstochowa, który swego czasu przez 2,5 roku występował przy Zgody, a w sobotę zawita tu z beniaminkiem.

Rozwój jest w strefie spadkowej, Skra – na 9. miejscu, dlatego jedziecie na Zgody w roli faworyta!
– (śmiech). Sam doskonale wiesz, że tak nie jest!

Jak to?
– Rozwój to jest przecież tak – w cudzysłowie – parszywy teren, że trudno tam zwyciężyć. Świadczy o tym choćby to, co działo się wiosną ubiegłego roku. Wygrywaliście równo ze wszystkimi. Nie muszę też chyba przypominać, co stało się dwa tygodnie temu z Siarką Tarnobrzeg. W klubie zawsze mówi się, że kadra jest słaba, a summa summarum przed rozpoczęciem rundy dochodzi kilku zawodników i sprawa się wyjaśnia.

Czego się w sobotę po nas spodziewasz?
– Ogromnej determinacji i dużej intensywności całego meczu. Ani jedna, ani druga strona nie odpuści. My stanowimy taki zespół, który nie odpuszcza ani na moment. Nie ma też co się oszukiwać – obie drużyny będą przez siebie wzajemnie „przeczytane”. Na tym etapie sezonu, po tylu kolejkach, już każdy wie, czego można się spodziewać.

Myślisz, że to będzie raczej Rozwój, który wygrał 6:0 z Siarką, czy ten, który tydzień temu przegrał w Radomiu?
– Nie zastanawiam się nad tym. Wiem, że zmierzymy się z wymagającym przeciwnikiem, który z Radomiakiem też był w stanie stworzyć wiele sytuacji. Ta porażka nie zmieniła mojej optyki.

Macie 31 punktów. Waszą sytuację w tabeli chyba można uznać komfortową i godną pozazdroszczenia?
– Pozazdrościć może i jest czego, ale komfortu nie ma. Wiemy, jak długo znajdowaliśmy się w dole tabeli i z czego się wygrzebaliśmy. Logika podpowiada, że równie dobrze może nastąpić zwrot w drugą stronę. Oczywiście nie zakładam tego, ale przykład Siarki, która była liderem, a potem pikowała i wylądowała pod kreską, uczy pokory. Dlatego spokojnie.

Wiosnę zaczęliście od meczów z Olimpiami. 0:4 z Grudziądzem, 2:1 z Elblągiem. Skąd taki rozrzut?
– O to samo można pytać w Tarnobrzegu, skoro drużyna zanotowała 0:6 i 2:2. Przy naszym stylu gry nie możemy po prostu popełniać takich błędów, jakie zdarzyły się z Grudziądzem. Aż głupio to powiedzieć, ale ten mecz po prostu nam się nie ułożył. Było 0:2 do przerwy, na drugą połowę wyszliśmy zmotywowani i – jak nie my! – przejęliśmy z tak dobrym zespołem inicjatywę. Kontaktowa bramka jednak nie wpadła, a sami dostaliśmy trzecią. Poszła kontra – i tyle. Nie ma do czego wracać.. To był mocny falstart, ale z Elblągiem się podnieśliśmy. Mecz był naprawdę ciężki do oglądania, ale stawka była wysoka. To był ważny mecz. My musieliśmy utrzymać dystans, a Olimpia… musi wygrywać wszystko.

Na ile jesienna wygrana z Rozwojem – oznaczająca pierwszą punktową zdobycz w drugiej lidze – była dla was przełomowa?
– To był przełom. Zdecydowanie. Zbiegł się z powrotem na własne boisko. Co u siebie, to u siebie. Drużyna naprawdę wierzyła, że to może być nowe otwarcie i początek zdobywania punktów. Terminarz mieliśmy na starcie trudny, tabela teraz pokazuje, z kim graliśmy na początku sezonu. To było dla nas duże wyzwanie. W niektórych wcześniejszych spotkaniach odstawaliśmy wyraźnie. W meczu z Rozwojem słabsza dyspozycja rywali i nasz dobry dzień sprawił, że mieliśmy wszystko pod kontrolą.

Gdyby po sześciu kolejkach, kiedy wyłącznie przegrywaliście, ktoś powiedział ci, że w marcu będziecie mieć 31 punktów, to…?
– Odpowiem może niepolitycznie, ale szczerze. Był moment, kiedy marzyłem, żebyśmy w ogóle oddali celny strzał. Potem – żebyśmy zdobyli bramkę. Potem – pierwszy punkt. I tak dalej… Było nam naprawdę trudno, ja osobiście w tak złym położeniu nie znalazłem się nigdy wcześniej. Wiele myśli krążyło po głowie, ale udźwignęliśmy ciężar. Wygrana z Rozwojem faktycznie była przełomowa, choć przecież tydzień później przegraliśmy ze Zniczem. To był gong, po którym znowu trzeba było odbudowywać swoją wiarę.

Ale zaczęliście wygrywać. U siebie, na sztucznej nawierzchni, pokonaliście siedmiu rywali.
– Nie wszystko można wytłumaczyć sztuczną murawą. Przecież w końcu wykrystalizował nam się skład. Przez pierwszych sześć kolejek było wiele zmian; słusznych, bo skoro się przegrywa, to trudno, by trenerzy nie eksperymentowali. Zgrywaliśmy się, bo latem doszło kilka ogniw, a okres przygotowawczy trwał bardzo krótko. Mieliśmy jedynie dwa tygodnie, dlatego czas działał na naszą korzyść i stopniowo zbliżaliśmy się do poziomu, który jesteśmy w stanie prezentować.

Od dawna – bo 27 października – nie graliście na wyjeździe. Są obawy, jak to będzie na Zgody?
– Dawno, ponad cztery miesiące… Staram się na tym nie skupiać. Po co przyciągać czarne myśli, mentalnie się dołować. Pokazaliśmy jesienią, że na wyjazdach też potrafimy wygrywać. Z jednej strony mówi się, że sztuczna trawa to nasz atut, a z drugiej można spojrzeć na to tak, że przeciwnicy w domowych meczach z nami mają spory handicap. Gramy na naturalnej trawie niewiele, ale nie jest też tak, że w ogóle nie mamy z nią styczności. Jakoś godzimy to wszystko, jesteśmy optymalnie przygotowani, mamy swój pomysł na grę.

Przez jakiś czas nie było cię na szczeblu centralnym. Jak odnalazłeś się w drugiej lidze?
– Odpowiem, że rozegrałem dotąd najwięcej minut w całym zespole Skry. Styl gry mamy taki, że niewiele strzelamy i jestem odpowiedzialny za inne zadania. Odpowiada mi to. Skoro dobrze gramy, to nie muszę mieć liczb, goli czy asyst. Wiem, że jeśli wykonuje się odpowiednio swoją pracę, to wyniki przyjdą. Czuję się dobrze, spokojnie daję sobie radę na tym poziomie rozgrywkowym. Teraz skupiam się na tym, by wywalczyć utrzymanie. A potem zobaczymy.

Czymś prócz piłki jeszcze się zajmujesz?
– W tej chwili nie. W ubiegłym roku prowadziłem akademię przedszkolaka, ale przeprowadziłem się. Kupiłem mieszkanie w Bytomiu, porzucam koczowniczy tryb życia. Osiedliłem się, drugie dziecko w drodze… Dzieje się! Dojazdy do Częstochowy zabierają trochę czasu, ale jeździmy w piątkę. Nie jest to tak uciążliwe, jak mogłoby być.

A kontakt z dawnymi znajomymi z Rozwoju jeszcze jest?
– Z „mojej” ekipy zostali „Solin” i „Gała” – no i trenerzy Koniarek i Kolonko. Znamy się też z Marcinem Kowalskim, ale akurat nie z gry przy Zgody. Miło się będzie spotkać i znowu zagrać na tym stadionie.

Kamil ZALEWSKI
urodzony: 16.06.1989
pozycja: defensywny pomocnik
kluby: Polonia Bytom, Rozwój Katowice (2011-13), Polonia (2013-14), Zagłębie Sosnowiec (2014-15), Polonia (2015-16), Stal Brzeg (2017-18), Skra Częstochowa (2018 – nadal)
w Rozwoju: 65 ligowych meczów/3 gole

Rozwój Katowice – Skra Częstochowa
24. kolejka II ligi
sobota, 16 marca, godz. 15:00, stadion przy ul. Zgody 28

Sędziuje: Sebastian Załęski (Ostrołęka).

foto: Tomasz Błaszczyk