– Marzenia trzeba mieć. Przykłady Rafała Kurzawy i Damiana Kądziora udowadniają, że nawet w wieku dla piłkarza już słusznym można wyjechać za granicę – mówi wychowanek Rozwoju i pomocnik Górnika Zabrze przed czwartkowymi pucharowymi derbami przy Zgody 28.
Jak bardzo ucieszyło cię losowanie 1/8 finału Pucharu Polski?
– Na pewno najbardziej w całej drużynie Górnika! Wiadomo, ile znaczy dla mnie Rozwój, ile juniorskich lat tam spędziłem. Potem wróciłem jeszcze na półroczne wypożyczenie, dlatego jestem bardzo zadowolony, że będę mógł odwiedzić ulicę Zgody przy okazji takiego meczu. Ostatni raz na tym boisku zagrałem w ostatnim spotkaniu trzeciej ligi, ze Szczakowianką Jaworzno. W pierwszej lidze występowaliśmy na Gieksie, a nie Rozwoju.
Wspomnień wyjątkowych chyba nie ma?
– Do dziś łapie żal, że nie udało się pomóc w utrzymaniu. Liczono na mnie, ja starałem się jak mogłem, ale to widocznie było za mało. Trochę do realizacji celu nam zabrakło. Takie życie. Sama ta wiosna nie była jednak dla mnie najgorsza. Opuściłem chyba tylko jeden mecz, zaliczyłem całą rundę. To był jeden z pozytywów, jakie można było wyciągnąć. Górnik też wtedy spadł, wróciłem do Zabrza, dostałem szansę w pierwszej lidze, będąc pewnym siebie i ogranym zawodnikiem. Potem znowu przytrafiła się poważna kontuzja, ale do tego momentu czułem się bardzo dobrze. W sporej mierze – dzięki regularnej grze na wypożyczeniu w Rozwoju.
Tych urazów było sporo. Gdy ktoś na święta albo urodziny życzy ci zdrowia, dziękujesz jeszcze?
– Jak za wszystkie życzenia! (uśmiech). Wiadomo, jaka jest moja historia. Nie poddałem się. Teraz widzę po sobie, że jest bardzo dobrze. Wszystko ze zdrowiem jest w porządku. Mam to za sobą.
Jesteś przesądny?
– Nie.
Może Górnik jest dla ciebie pechowym miejscem…
– Eeeeee…. Fakt faktem, że przerwy spowodowane kontuzjami przytrafiały się co chwilę. Pełną rundę rozegrałem, gdy trafiłem do Zabrza jako 16-latek, a potem – jak wspomnieliśmy – dopiero na wypożyczeniu w Rozwoju. Nie myślałem o tym, czy warto zmienić otoczenie. Nie zamierzam nigdzie wciskać się na siłę. Jeśli już, to chcę zapracować sobie na to, by ktoś spojrzał na mnie przychylnie. To oznaczałoby, że dałbym Górnikowi coś od siebie. Zaufał mi już kilka razy, stale daje mi szansę. Muszę wreszcie za to się odwdzięczyć.
Gdy kończył się poprzedni sezon, miałeś obawy, że twój wygasający kontrakt nie zostanie przedłużony?
– Gdy zrywasz więzadła, rozgrywasz kilka meczów, a potem znowu łapiesz kontuzję – to różne myśli chodzą po głowie. Na długo przed podpisaniem kontraktu dostałem jednak zapewnienie, że w klubie jest chęć przedłużenia współpracy, dlatego byłem spokojny.
11 występów w ekstraklasie, cztery – trzecioligowych rezerwach, po jednym – w eliminacjach Ligi Europy i Pucharze Polski. Możesz być zadowolony z tej jesieni?
– Z jednej strony – tak, bo jestem cały czas w „osiemnastce”. Trener bierze mnie pod uwagę, dostałem kilka szans, ale można powiedzieć, że nie wykorzystałem ich za dobrze. Muszę pracować na więcej minut. Gdy leczyłem kolejne kontuzje – marzyłem o tym, by być zdrowym, móc wystąpić nawet w rezerwach albo przez pięć minut w pierwszej drużynie. Teraz, gdy to się dzieje, naturalnym odruchem jest to, że chciałoby się grać częściej. Trzeba szanować kolegów, z którymi rywalizuję. Nie pozostaje mi nic innego, jak pracować na kolejne szanse.
Marzysz jeszcze?
– Cały czas. Przykłady Rafała Kurzawy i Damiana Kądziora udowadniają, że nawet w wieku dla piłkarza już dosyć słusznym – bo tak trzeba powiedzieć o 24- czy 25-latku – można jeszcze wyjechać za granicę, mieć coś z tej piłki. Moje odczucia dzielą się tak pół na pół. Z jednej strony, po tych wszystkich zdrowotnych perturbacjach cieszę się, że gram w piłkę. Bardzo doceniam to, że jestem, w Górniku, mogę walczyć o miejsce w składzie ekstraklasowego zespołu. Z drugiej strony – marzenia z tyłu głowy muszą być. Dopóki się gra, powinno się marzyć o większej piłce. To napędza.
Zobaczymy cię w czwartek na boisku?
– Mam taką nadzieję. Nie wiemy jeszcze oczywiście, jaki będzie skład, ale bardzo na to liczę.
Wygraną 4:0 w Płocku postraszyliście.
– Wiadomo, że to wyniki kształtują atmosferę. Mamy w Górniku bardzo fajną grupę, trzymamy się razem, z klimatem w szatni nigdy nie było problemu, ale gdy brakuje dobrych rezultatów, jest ona budowana w trochę sztuczny sposób. Po zwycięstwie ten tydzień jest dużo bardziej radosny od pozostałych. Trzeba to podtrzymać.
Na ile jesteś na bieżąco z Rozwojem?
– Bardzo! Na facebooku wyświetlają mi się wszystkie informacje. Co weekend bacznie śledzę wynik. Zawsze będę miał Rozwój w sercu. Nigdy nie stanie się tak, że mecz Rozwoju nie będzie mnie obchodził. Jest szansa na utrzymanie drugiej ligi. Kurczę, szkoda tej ostatniej porażki w Siedlcach, ale końcówka rundy pokazała, że ta drużyna naprawdę potrafi. Remis na Widzewie, na tak trudnym terenie, to było coś. Rozwój to mieszanka młodzieży z doświadczonymi graczami. Myślę, że dobrze przepracują okres przygotowawczy, a wiosną ruszą pełną parą.
Tę młodzież dobrze kojarzysz?
– Przecież wspólnie jeździliśmy na obozy z tymi chłopakami! Sławek Mogilan trenował równolegle rocznik 2001 i nasz 1994. Seba Olszewski, Daniel Kamiński, Olo Lazar, Patryk Gembicki, Bartek Marchewka… Wielu jest juniorów, których pamiętam od małego, a teraz mają możliwość gry w drugiej lidze. Tym bardziej fajnie się będzie spotkać przy okazji meczu.
Dla Górnika to taka pułapka.
– Trochę tak jest, nie ma co ukrywać. Musimy wygrać, innej opcji w ogóle nie bierzemy pod uwagę. Mamy jednak świadomość, że Rozwój to niebezpieczny przeciwnik. To nie jest drużyna z niższej klasy, a przedstawiciel mocnej drugiej ligi. Szanujemy Rozwój, ale on tylko może. A my musimy.
Rozwój Katowice – Górnik Zabrze
1/8 finału Pucharu Polski
czwartek, 6 grudnia, godz. 12:15, stadion przy ul. Zgody 28
Sędziuje: Artur Aluszyk (Szczecin).
foto: MCh, SK