Marcin Kowalski: Szkoda, że takich meczów jest niewiele [WYWIAD]


Nie udało nam się dowieźć zwycięstwa, ale patrząc na to, co działo się po przerwie, powinniśmy się z tego remisu cieszyć – powiedział kapitan Rozwoju Katowice po remisie 1:1 w Chorzowie.

Czujesz się zawiedziony tym, jak wyglądała w naszym wykonaniu druga połowa derbów przy Cichej?
– Trudno, żeby nie – szczególnie mając na myśli drugą część tej drugiej połowy. Ruch zepchnął nas do głębokiej defensywy i miała wiele sytuacji do zdobycia bramki. Niestety, w końcu to się stało. Nie udało nam się dowieźć zwycięstwa, ale patrząc z perspektywy tego, co działo się po przerwie, tak naprawdę powinniśmy się z tego remisu cieszyć.

Masz swoją diagnozę, dlaczego obraz gry tak diametralnie zmienił się po przerwie?
– Jakąś swoją koncepcję mam, ale nie chcę tego na gorąco oceniać, kogoś niechcący skrzywdzić. Trudno powiedzieć. Może wynik 1:0 za bardzo uspokoił nasze głowy i stało się, co się stało. Powtarzaliśmy sobie w szatni, że musimy wyjść na drugą połowę i grać tak, jakby nadal było 0:0; robić to, co przez całą pierwszą połowę. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Czasem to, co się zakłada, nie wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli.

Wydawało się w ostatnim kwadransie pierwszej połowy, że jest dobrze. Prowadzenie 1:0, sporo miejsca, szansa na kontry…
– W pierwszej fazie drugiej połowy też były jakieś sytuacje, wychodziliśmy z kontrami, ale później wkradł się bałagan. Ruch napędzał kolejne ataki. Musimy przeanalizować to, co się wydarzyło. Podkreślę też, że nie był o łatwy przeciwnik. Z Ruchem każdy na wyjeździe ma ciężko. Całe szczęście, że mamy kontakt z grupą zespołów, z którymi walczymy o utrzymanie. Myślę, że tak będzie do końca. Będziemy walczyli ile się da, ile będziemy mieli sił.

Kolejki uciekają, a my stoimy w miejscu. 15. pozycja, punkt straty…
– Zgadza się, a teraz przed nami niełatwe dwa mecze, bo z drużynami z góry tabeli (Bełchatów, Grudziądz – dop. red.). Wbrew wszystkiemu, może nawet z takimi będzie nam łatwiej. One będą chciały prowadzić grę, zostawią więcej miejsca, co stworzy nam szansę na wykorzystanie szybkich skrzydeł, stworzenia jakichś kontr, dzięki którym będziemy mogli przechylić szalę na swoją korzyść.

Jak grało się przy ponad 4,5-tysięcznej chorzowskiej publice?
– Otoczka była fajna, do tego telewizyjna transmisja… Całkiem przyjemnie, gdy słyszy się z trybun kibiców i trudno, by na boisku wymienić między sobą jakiekolwiek zdanie. To właśnie piłka nożna! Super, że na poziomie drugiej ligi zdarzają się takie mecze. Szkoda tylko, że jest ich tak niewiele.

foto: Tomasz Błaszczyk