– Mogło skończyć się jeszcze piękniej, ale wtedy wynik byłby niesprawiedliwy – nie ukrywał trener Rozwoju, będący żywą legendą Widzewa, po meczu na swoich starych łódzkich śmieciach.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego remisu, bo przyjeżdżając tu zakładaliśmy, że będzie to bardzo trudny mecz dla naszej bardzo młodej drużyny. Mieliśmy obawy, jak chłopcy zachowają się przy tej publiczności. Były obawy, ale poradziliśmy sobie z tym. Od pierwszej minuty ambitnie walczyli, biegali i tak nadrabiali zaległości względem Widzewa. Mogło skończyć się jeszcze piękniej, w 84. minucie straciliśmy bramkę, ale wtedy wynik byłby niesprawiedliwy.
– Pamiętam, jak GKS Katowice robił awans z niższych klas. Wielu rywali przegrywało mecze z nim już w szatni, bo nie wytrzymywali presji. Nasi chłopcy zdali egzamin. Cały tydzień tłumaczyliśmy im, że trzeba się nastawić na to, by przebiec od Widzewa więcej kilometrów. Nie mówiliśmy o dobrym wyniku, a tym, by po prostu dobrze się pokazać. Dla wielu był to pierwszy, a dla niektórych – może już ostatni występ przy takiej publiczności.
– Widzew bardzo dobrze gra w piłkę. Przyjechał teraz do niego słabszy zespół, z dołu tabeli, który zagrał bardzo ambitne spotkanie. Gdy ostatni raz występowałem w Widzewie, po rundzie jesiennej miałem zdobytych 16 bramek i Franz Smuda powiedział, że może mi pogratulować króla strzelców. No to ja mogę dziś pogratulować awansu do pierwszej ligi. Może będę pierwszą osobą, która to robi! Dziękuję też kibicom za tak fantastyczne przyjęcie!
foto: Tomasz Błaszczyk