– Będziemy bić się w drugiej lidze o czołowe lokaty – zapowiada nowy skrzydłowy Rozwoju Katowice.
Dobre rozpoczęcie drugiej ligi meczem z Legionovią, w środę – kolejne dwa trafienia w sparingu z Zagłębiem Sosnowiec. Jak wiele zatem brakuje Mateuszowi Wrześniowi do optymalnej dyspozycji?
– Myślę, że niewiele. Dołączyłem do zespołu 10 lipca, więc jestem optymalnie przygotowany. Cieszę się, że w debiucie w Rozwoju zanotowałem asystę i zdobyłem bramkę. Fizycznie czuję się dobrze. Jest w porządku.
Przed dwoma laty miałeś świetną rundę w Zagłębiu Sosnowiec, byłeś bardzo blisko przejścia najpierw do Górnika Zabrze, potem Jagiellonii Białystok, a ostatecznie „zakopałeś” się w drugiej lidze. Zostałeś w Sosnowcu, potem była Kotwica Kołobrzeg, teraz Rozwój. Z czego to wynika?
– Trzeba powiedzieć, że piłka jest bardzo przewrotna. Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć, co się wydarzy. Niczego nie zaplanujesz. No bo kto by pomyślał, że robiąc awans z Zagłębiem, będąc darzonym sympatią przez kibiców podstawowym zawodnikiem, asystując i strzelając kluczowe bramki, które dawały drużynie mnóstwo punktów, będę zmuszony odejść? Nie mając kompletnie na to wpływu? Niestety, akurat współpracowałem z nieodpowiednim menedżerem i tak to wyglądało. W piłce dużo rzeczy dzieje się poza tobą, odgrywają rolę też inne czynniki. Nikt nie powiedział jednak, że będzie łatwo i rozłożą ci czerwony dywan do ekstraklasy. To jest proces, który u jednych przebiega szybciej, u drugich – wolniej. Jestem jednak przekonany, że poprzez ciężką pracę i wytrwałość osiągnę swoje cele. Byłem blisko ekstraklasy, ale to już historia. Skoro nie udało się, to widocznie trzeba mocniej pracować, by znów mieć na to szansę. Ja mogę tylko grać i ciężko trenować, by być lepszym zawodnikiem. To są moje zadania, które na pewno się obronią, bo znam swoją wartość.
Miniony sezon spędziłeś w Kołobrzegu…
– I zapisuję go na minus. Dlaczego? To już jednak zachowam dla siebie.
Teraz trafiłeś pod skrzydła trenera Mirosława Smyły, u którego błyszczałeś w Zagłębiu. Jak duże znaczenie przy wyborze klubu miała osoba szkoleniowca?
– Kluczowe. Zarówno ja, jak i trener, byliśmy mocno zdeterminowani, bym grał w Rozwoju Katowice. Sam fakt, że jestem na Śląsku, w renomowanym klubie, ma też oczywiście swoją wagę. Rozwój Katowice to marka, która kojarzy się z bardzo dobrą grą na poziomie nie tylko drugiej, ale przecież i pierwszej ligi.
Jaki cel przyświeca ci na najbliższy rok?
– Chcę koncentrować się na każdym kolejnym meczu. Nie ma sensu snuć dalekosiężnych planów. Przede wszystkim zależy mi, abyśmy jako drużyna prezentowali się bardzo dobrze, byli wysoko w tabeli i realizowali zadania, jakie stawia przed nami klub.
Co Rozwój może osiągnąć w drugiej lidze?
– Zobaczymy. Twierdzę, że mamy bardzo ciekawą, mocną drużynę. Jest trochę nowych twarzy, wdrożenie ich do gry wymaga czasu. Uważam jednak, że na pewno będziemy bić się o czołowe lokaty. Tak naprawdę, dopiero po rundzie jesiennej będzie można postawić sobie jasny cel; kiedy zobaczymy mniej więcej, jak to wszystko w lidze wygląda.
Świetny start w Legionowie i bardzo słaba domowa inauguracja z ROW-em – które oblicze Rozwoju jest bliższe rzeczywistości?
– To się okaże w kolejnych spotkaniach. Jestem jednak przekonany, że inauguracyjne 3:0 nie było przypadkowe i bliżej nam do takich wyników. Z ROW-em mecz ułożył nam się fatalnie. Gdy w 9. minucie przegrywasz 0:2, ciężko się podnieść. To nie jest jednak żadne wytłumaczenie. Nie możemy już więcej do takiej sytuacji dopuścić. Trenerzy przeprowadzili analizę i mam nadzieję, że takie błędy, jak w sobotę przy stałym fragmencie gry, już nam się nie przytrafią.
foto: Marta Kołodziejczyk, Michał Chwieduk, Szymon Kępczyński, źródło: własne