„Odkurzyliśmy” trochę naszego pomocnika, który po powrocie do Rozwoju (w ramach wypożyczenia z Odry Opole) szybko doznał poważnego urazu kolana i jesienią pomógł naszej drużynie tak naprawdę tylko w jednym meczu.
Jak zdrowie?
– Wszystko idzie w dobrym kierunku. Planowo. Jestem pod opieką świetnego fizjoterapeuty, który stawiał na nogi niejednego piłkarza po cięższej kontuzji, więc jestem spokojny. Cierpliwie pracujemy. Tak poza tym, zawsze lubiłem pracować indywidualnie, dlatego jest w porządku.
Jak wspominasz ten pechowy mecz z Gwardią Koszalin?
– Wiadomo, że nie są to miłe wspomnienia. Zapamiętałem jedną rzecz, z której trochę się śmieję. Gdy już schodziłem z boiska, wzdłuż trybun, w ogóle nie pokazywałem bólu. A był bardzo duży. Ci, którzy mieli taką kontuzję, wiedzą, o czym mówię. Normalnie stąpałem na tę nogę, tak jakbym chciał pokazać: „Hej, tydzień, może dwa i wracam. Nic się nie dzieje!”. Właśnie taki sposób myślenia mi towarzyszył. Nigdy nie miałem poważnej kontuzji. Była nadzieja, że tak samo będzie i teraz, choć wiadomo – czuło się, że stało się coś poważniejszego.
Czy trudno było pozbierać się po tym wszystkim psychicznie i pogodzić się, że sezon jest w zasadzie stracony?
– Muszę powiedzieć, że nie miałem choćby chwili jakiegoś załamania. Wiadomo – czas operacji i te dwa tygodnie po niej nie należą do najprzyjemniejszych. Nie da się jednak grać w piłkę cały czas w stanie „nienaruszonym”. Nie wiem, czy jest choćby pięć procent zawodników, którzy kończą uprawianie futbolu, mają – powiedzmy – 37 lat, a nigdy nie zaliczyli choćby jednej półrocznej przerwy. A więc spokojnie. Dystans, zdrowiejemy i do przodu.
Czy masz obawy, że ta kontuzja może mocno wpłynąć na twoją dalszą przygodę z piłką?
– Nie sądzę, ponieważ wiem, jakie mam podejście do piłki, jakie mam umiejętności i jak pracuję; właśnie teraz, podczas rehabilitacji, by dojść do formy. Tak poza tym – kiedy jest dobry moment na kontuzję? Nigdy. Nie ma się co zastanawiać nad tym, co będzie. Wtedy człowiek staje się mniej wydajny. Już planowałem dawniej wiele rzeczy. I co? Raz zdarzyło się, że dzień przed podpisaniem kontraktu w ekstraklasie rozmyślił się trener, a dwa dni później na tę samą pozycję ściągnął swojego zawodnika. Liczy się tu i teraz. Co będzie, to będzie.
Kiedy przewidywany jest twój powrót na ligowe boisko?
– Powrót do treningów planowany jest na marzec. Na przyjęcie stuprocentowych obciążeń powinienem być gotowy w kwietniu.
Jak oceniasz szanse Rozwoju na wyjście ze strefy spadkowej i utrzymanie?
– Piłka jest w grze. Nie widzę żadnych przeciwwskazań ku temu, by Rozwój się utrzymał. Kwestia dobrego zimowego przygotowania. Rok temu, za trenera Smyły, kadra była w zasadzie pierwszoligowa, a też jesienią zdobyliśmy 17 punktów. Potem na szczęście zespół się utrzymał. A ten sezon? Abstrahując już od dobrej postawy w samej grze, wystarczyłoby wykorzystać dwa karne – w meczach z ROW-em Rybnik i Gwardią Koszalin – a dziś na koncie mielibyśmy 4 punkty więcej. Wszystko zależy od nas. Pracujmy i bądźmy dobrej myśli.
Jak bardzo zaskoczyła cię jesienna postawa klubu, z którego jesteś do Rozwoju wypożyczony, czyli Odry Opole, walczącej o awans do Lotto Ekstraklasy?
– Nie zaskoczyła w ogóle. Znam chłopaków i wiem, jakie mają umiejętności. W Odrze jest po dwóch, trzech równorzędnych zawodników, naprawdę fajnej klasy, na każdą pozycję. Pamiętam treningowe gierki. Gdy składy były podzielone na ten wyjściowy i rezerwowy, czasami nie było widać żadnej różnicy.
foto: Michał Chwieduk