Merdałka z Tysiąclecia


W dzisiejszym katowickim Sporcie wiceprezes Marcin Nowak oraz trenerzy Tomasz Wróbel i Marek Kolonko wspominają pobyt Patryka Kuna, świeżo upieczonego reprezentanta Polski, w Rozwoju Katowice.“IV-ligowy Rozwój, mały katowicki klub, na marcowym zgrupowaniu reprezentacji Polski będzie miał dwóch byłych zawodników. Do Arkadiusza Milika dołączył Patryk Kun, któremu przed siedmioma laty katowiczanie podali rękę, wyciągając z „okręgówki”.

Zaczyna się pewną anegdotą. Miłej lektury! 
⬇⬇⬇

Sierpień 2015, drużyna Rozwoju Katowice gromadzi się przy ustawionych w jeden wielki prostokąt stołach w jednym z hoteli w Suwałkach, oczekując na swój drugi mecz w pierwszej lidze. Humory dopisują, tydzień wcześniej beniaminek sensacyjnie wygrał w Grudziądzu. Marek Motyka prosi o chwilę ciszy i komunikuje, że jeden z zawodników otrzymał powołanie.
– Trenerze, bo mnie tu już „Hupciu” kopie pod stołem – kapitan zespołu Tomasz Wróbel rozwesela towarzystwo, uśmiechając się w stronę „Hupka”, czyli swojego przyjaciela Szymona Kapiasa. Ale to nie o jego powołanie oczywiście chodzi – a o Patryka Kuna, którego na spotkanie z Niemcami wezwała kadra U-20. Dziś, po blisko 7 latach, ówczesny młodzieżowiec klubu spod Kopalni Wujek znalazł się w pierwszej reprezentacji. Dostąpił tego zaszczytu jako trzeci były piłkarz Rozwoju w historii – po Tomaszu Zdebelu i Arkadiuszu Miliku.

* * *
Maj 2015. Wtedy Kun nie wie jeszcze, że wyląduje w reprezentacji U-20, nie mówiąc o tej najważniejszej. Nie wie też, że zagra z Rozwojem w I lidze. Drużyna remisuje ostatni domowy mecz II-ligowego sezonu ze Zniczem Pruszków w niesamowitych okolicznościach. W 88 minucie, po golu Sebastiana Gielzy, ponad tysięczną publikę niszczejącego dziś stadionu przy ul. Zgody ogarnia euforia, ale po chwili przeradza się w rozpacz, gdy walczący już o pietruszkę goście dają radę doprowadzić do wyrównania. Nikt nie może przewidzieć, że tydzień później stanie się cud, dlatego w klubie jest cisza. Po remisie ze Zniczem w klubie łez nie kryją dwie osoby: asystent Marka Koniarka, Tomasz Stranc, oraz Patryk Kun. W przyszłości ten pierwszy świętować będzie mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice, ten drugi – Superpuchary Polski z Arką Gdynia i Rakowem Częstochowa, Puchar Polski i wicemistrzostwo z Rakowem, zapracuje na powołanie.
Może zbliżający się do 27. urodzin piłkarz nie doczekałby tych wszystkich sukcesów, gdyby zimą 2015 roku Rozwój nie podał mu ręki, nie wyciągnął z „okręgówki” z drugiego końca kraju. Dlatego w katowickim klubie, dziś występującym na poziomie IV ligi, wtorkowa wieść o decyzji selekcjonera Czesława Michniewicza, by sięgnąć po „Kuniola”, wywołała radość. Na marcowym – tak ważnym! – zgrupowaniu kadry znajdzie się dwóch byłych piłkarzy Rozwoju – Kun, no i oczywiście Milik. A to dla IV-ligowca powód do dumy.

WYRWANY Z WĘGORZEWA
Lista klubów, które mniej więcej dekadę temu interesowały się Patrykiem Kunem, zdolnym młodzieżowcem Stomilu Olsztyn, była całkiem pokaźna. Cracovia, Jagiellonia, Pogoń, Ruch… Żaden nie był jednak w stanie dogadać się w sprawie odstępnego i ekwiwalentu, dlatego ten zamiast ruszać w Polskę, jesienią 2014 musiał wrócić w rodzinne strony. Vęgoria Węgorzewo. Poziom rozgrywkowy nr 6, mecze ze Śniardwami Orzysz, Granicą Bezledy, Tęczą Biskupiec. Po takim półroczu grono chętnych na jego usługi skurczyło się – by nie powiedzieć, że znikło. Traf chciał, że menedżerem Kuna był Przemysław Pańtak, reprezentujący też interesy Arkadiusza Milika i żyjący w bliskich relacjach z częścią działaczy Rozwoju.
– W przerwie zimowej sezonu 2014/15 Przemek zadzwonił z informacją, że ma dobrego chłopaka. Zaufaliśmy mu, bo Kun nie był dla nas anonimowy, wcześniej graliśmy nawet ze Stomilem mecz Pucharu Polski. O ile nikt nie podważał jego piłkarskich umiejętności, to problemem okazywały się warunki fizyczne, niewielki wzrost. Czas pokazał, jak dobrze mimo nich tego obronił – wspomina Marcin Nowak, wiceprezes klubu. Kun dołączył do zespołu prowadzonego wtedy przez Dietmara Brehmera i liczącego po cichu na awans do I ligi bez testów – a wcześniej tamtej zimy przechodził takowe bez powodzenia w Zniczu, Cracovii, Tychach i GieKSie u trenerów Banasika, Podolińskiego, Hajty i Skowronka.

BRELOCZEK Z LEWĄ NÓŻKĄ
– Od pierwszego dnia Patryk dał się poznać jako chłopak skromny, ambitny, z przeogromnym sercem, no i dużym dystansem do samego siebie. Jak to w szatni, śmiano się, że to taki „breloczek”, albo że w autobusie można chować go do torby i oszczędzić na jednym bilecie. Wszyscy bardzo szybko go polubili – mówi Marek Kolonko, trener bramkarzy Rozwoju.
Gdy drużyna w pierwszej lidze wracała ze zwycięskiego meczu w dalekich Chojnicach, Kun wysiadł z autokaru bardzo wcześnie, by korzystając z okazji zahaczyć o rodzinne strony. Kompani pożegnali go wtedy chóralnym „Patryk Kun allez allez!”. Jeśli Rozwój wygrywał – to zazwyczaj przy jego dużym udziale. – Cichy, skromny chłopak, nieafiszujący się, niewywyższający. Zupełnie inaczej było na boisku. Tam wiódł prym. Był ważną postacią, która wydatnie pomogła w awansie do pierwszej ligi – mówi wiceprezes Nowak.
Kun dał się poznać jako piłkarz uniwersalny. Gdy II trener Dawid Szulczek, dziś prowadzący ekstraklasową Wartę Poznań, dumał wraz z trenerem Mirosławem Smyłą nad ustawieniem, taktyką, miał w niewysokim młodzieżowcu oparcie. Lewa pomoc? Kun. Lewa obrona? Kun. Lewe wahadło? Kun. Spróbujemy zagrać na dwie dziesiątki? Albo wypadli obaj prawi obrońcy? Wiadomo, kto mógł tam wskoczyć. – Piłkarsko naprawdę robił wrażenie. Mały „merdałka”, z lewą nóżką – uśmiecha się Marek Kolonko.

KOMPANI Z „TAUZENA”
Wzrost – 165 cm – nie dość, że nie okazał się dla Kuna przeszkodą, to w Rozwoju nie uniemożliwiał mu też… strzelania goli głową. W katowickich barwach uzbierał 6 trafień, z których 4 uzyskał właśnie w taki sposób! Najbardziej pamiętny był chyba ten z meczu z Miedzią Legnica, dający w doliczonym czasie zwycięstwo 2:1, mimo że jeszcze w 88 minucie katowiczanie przegrywali. Kunowi dogrywał wtedy Filip Kozłowski, czyli dobry kompan.
– W tym samym okienku trafili do nas prócz Patryka inni młodzieżowcy, Filip Kozłowski z Pogoni Szczecin i Piotrek Azikiewicz z Zagłębia Lubin. Zakwaterowaliśmy ich w jednym mieszkaniu, na Tysiącleciu. Fajna atmosfera panowała wtedy w szatni i całym klubie, dlatego podejrzewam, że i tam mieli wesoło. Dla Patryka był to pierwszy wyjazd tak daleko od domu. Sądzę, że sportowo i pozasportowo dobrze się tu czuł, co pomogło mu w przyszłości – przyznaje Marcin Nowak. A współlokatorzy Kuna, Azikiewicz i Kozłowski, też utrzymują się na powierzchni zawodowego futbolu. Pierwszy jest piłkarzem Miedzi Legnica, drugi znów gra w Katowicach, tyle że GKS-ie.

SZYBKI I WYTRZYMAŁY
Kun pożegnał się z Rozwojem po 1,5 roku, zakończonym spadkiem z I ligi. On na tym poziomie został. – Był wyróżniającym się w naszym zespole zawodnikiem, dlatego to było naturalne – wspomina wiceprezes klubu. Nie od razu odszedł jednak definitywnie. – Bez wchodzenia w szczegóły, ale odchodząc, pomógł jeszcze klubowi. Nie każdego żegnającego się zawodnika przytulałem, ale Patryka na koniec wyściskałem. Jeśli faktycznie w jakiś sposób pomogliśmy mu w piłkarskiej karierze, to dziś czujemy radość i dumę – przyznaje Kolonko.
Przez dwa lata Kun był z Katowic wypożyczany: najpierw do Stomilu, potem Arki, w której pierwszy raz posmakował ekstraklasy, dziś legitymując się już liczbą 100 występów.
– W Stomilu sięgnął po niego trener Adam Łopatko, który dobrze go znał. Czytałem teraz jego wypowiedź, w którym określa Patryka mianem nieszablonowego piłkarza, jednocześnie szybkiego i wytrzymałego, co predysponuje go do gry na wysokim poziomie. Olsztynian nie było wtedy stać na transfer definitywny. Opcję wykupu miała też Arka, ale z niej nie skorzystała. Zadzwonił do nas Łukasz Piworowicz, nasz były współpracownik, będący wtedy w Rakowie. Świetnie pamiętał Patryka, wziął go bez testów. Sądziłem, że szybko wróci do ekstraklasy, a okazało się, że stało się to w Częstochowie. Kolejne sukcesy klubu dzieją się przy istotnym udziale Patryka, który rozwija się, nie musząc zmieniać otoczenia – przyznaje Nowak.
Wtedy – latem 2018 – do walki o Kuna wraz z Rakowem stanął też GKS Katowice i w Rozwoju były nawet wewnętrzne spory, jak „ograć” medialnie transfer do Częstochowy, by nie urazić przy tym możniejszego i władanego przez miasto sąsiada. – Wybór miał zawodnik. Skoro chciał iść do Rakowa, a nie GKS-u, to przecież nie mogliśmy powiedzieć „nie” – wzrusza ramionami wiceprezes Rozwoju.

JAK MŁODSZY BRAT
Kun pamięta o Rozwoju i ludziach, których w nim spotkał.
– Niedawno byłem z rodziną na spacerze w lesie, gdy akurat zadzwonił. Wymieniliśmy kilka spostrzeżeń – uśmiecha się Tomasz Wróbel, dziś trener IV-ligowej drużyny, a w okresie 2015-16 kolega świeżo upieczonego reprezentanta z zespołu. – Traktowałem go niemalże jak młodszego brata, przyjaciela. Nasze ścieżki krzyżowały się, po latach w Rakowie wziął numer praktycznie po mnie. Dwadzieścia trzy, „emka”, na mnie szyta. Oj, można na temat Patryka mówić wiele. Zapamiętałem go w samych superlatywach. Zarówno poza boiskiem, jak i na nim, podczas treningów i meczów, dawał z siebie maksa. Nie zatrzymywał się, ciężko pracował. Często był niezauważany, może niedoceniany, ale powtarzam swoim zawodnikom, że w piłce czekają na ciebie nagrody. Czasem odbiera się je w późniejszym etapie kariery. Taką otrzymał teraz właśnie Patryk – dodaje Wróbel i przekonuje, że powołanie dla młodszego kolegi, grającego w Rakowie na lewym wahadle, ani trochę go nie zdziwiło.
– Ludzie uważają, że to jakaś niespodzianka, ale dla mnie absolutnie nie. To coś, co Patrykowi należało się za całokształt pracy, którą wykonał od najniższych lig aż po tę, w której gra teraz i walczy o najwyższe cele. Dla mnie to jeden z najlepszych zawodników grających po lewej stronie boiska w ekstraklasie, a na pozycji, na której występuje, należy do czołówki polskich piłkarzy! Ma dobrą lewą nogę, potrafi wrzucić piłkę, dryblować, nie boi się pojedynków. Powinno się jednak wyjść od tego, że to chłopak twardo stąpający po ziemi, a zarazem pewny siebie. Nie wszyscy utalentowani zawodnicy to mają. On wytrzymuje presję, wytrzymuje ciężkie mecze, co pokazał w europejskich pucharach w Rakowie. Trzymam za niego bardzo mocno kciuki i wierzę, że poradzi sobie z ciśnieniem, jakie niesie ze sobą pobyt w reprezentacji Polski – podkreśla trener Rozwoju.