26-letni środkowy obrońca żegna się z naszym klubem. W przyszłym sezonie będzie występował w Garbarni Kraków. – Zżyłem się z chłopakami. Gdy terminy meczów nie będą ze sobą kolidowały, to na pewno kilka razy wybiorę się, by zobaczyć ich w akcji – zapewnia nas „Czeki”.
Po trzech rundach spędzonych w Rozwoju odchodzisz do Garbarni Kraków. Jak zapamiętasz te półtorej roku?
– W poniedziałek byłem w klubie pożegnać się i podziękować. Zostaną fajne wspomnienia. Bardzo się cieszę, że półtora roku temu, po długiej przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi, dostałem szansę od Rozwoju. To był jeden z nielicznych klubów, który był w stanie się na to odważyć. To był dla mnie owocny czas. Mogłem regularnie występować i – poza małymi wyjątkami – byłem zdrowy. Dwa razy utrzymaliśmy się, co nie było łatwe, bo w kadrze znajdowało się wielu młodych chłopaków. Trenerzy powiedzieli, że oni mi pomogli i mogłem się odbudować, a ja trochę pomogłem Rozwojowi, by został na poziomie drugiej ligi. Z niektórymi chłopakami dosyć mocno się zżyłem. Gdy terminy meczów nie będą ze sobą kolidowały, to na pewno kilka razy wybiorę się, by zobaczyć ich w akcji. Skoro przez ponad rok dojeżdżałem do Katowic codziennie, to nie będzie to stanowiło dla mnie problemu.
Miniona wiosna była w twoim wykonaniu najlepsza. To już było „to”?
– Nie mnie oceniać. Plan był taki, by pójść wyżej już rok temu. Nie wypalił, ale wydaje mi się, że to… zaprocentowało. Zostałem w Rozwoju, podpisałem nowy kontrakt i mogłem jeszcze rok pograć na poziomie drugiej ligi. We wcześniejszych latach miałem problemy z normalnym piłkarskim funkcjonowaniem, dlatego ta stabilność przysłużyła mi się. Im więcej grałem, tym mogło to wyglądać lepiej. Cieszę się, że Garbarnia, klub z Krakowa, awansowała. Będę mógł być na miejscu, dużo więcej czasu spędzę nie na dojazdach, a z rodziną, z moją 7-miesięczną córką. Same pozytywy.
Wiele ofert latem odrzuciłeś?
– Mój agent rozmawiał z kilkoma klubami. Niektóre były zainteresowane i chętne. Chciały, bym przyjechał na kilka dni. Prócz Garbarni były jeszcze dwa tematy, ale brakowało konkretów, jeśli chodzi o rozmowach o indywidualnym kontrakcie. Wylądowałem tu, bo z trenerem Hajdo i resztą sztabu znamy się od dawien dawna; gdy jeszcze byłem młodym chłopakiem i trenowałem w SMS-ie Kraków. Z trenerem byłem w kontakcie, mój menedżer rozmawiał z prezesem, dlatego szybko się dogadaliśmy. Na stadion mam autem niecałe 10 minut. Zawsze to lepsze niż ta godzina, godzina piętnaście do Katowic.
Jako krakowianina, zszokował cię awans Garbarni do pierwszej ligi?
– Pamiętam nasz wiosenny mecz w Krakowie. Przegraliśmy 0:1, a mieliśmy jako Rozwój przewagę, zadecydował niefortunny karny. Szczęście też trzeba mieć. Wydaje mi się, że właśnie po tej wygranej Garbarnia odpaliła, wygrała potem rywalizację z Radomiakiem o baraże. Chwała chłopakom za to. Im więcej drużyn z Krakowa będzie grało wysoko, tym lepiej. Zawsze będę się z tego cieszył.
No i wracasz na stadion Wisły!
– We wtorek usłyszałem od chłopaków w szatni, że przesądzona jest nasza gra na Wiśle. Fajnie tym bardziej, że byłem z nią związany przez całe życie, kilka meczów w Młodej Ekstraklasie i pierwszej drużynie się tam rozegrało… Miło będzie wrócić na Reymonta.
Utrzymać się będzie ciężko?
– Od półtorej roku walka o utrzymanie to dla mnie norma (uśmiech). Z pewnością czekają nas trudne mecze, ale mamy jeszcze kilka tygodni do pierwszego meczu. Pewnie prezes i trener mają jeszcze plany transferowe. Gdy drużyna się scali, popracujemy ze sobą, to wydaje mi się, że będzie dobrze. Muszę tak do tego podchodzić. Z innym podejściem nie ma co wychodzić na boisko. Trzymam kciuki, by utrzymał się Rozwój, no i mam nadzieję że w Garbarni też damy radę pozostać w pierwszej lidze.
foto: Tomasz Błaszczyk