GKS Bełchatów, który wiosną okazał się towarzyszem naszej niedoli w pożegnaniu z zapleczem ekstraklasy, to najbliższy rywal zespołu ze Zgody 28 w walce o drugoligowe punkty.
Z jednej strony – trzy mecze z rzędu bez porażki, w tym ten ostatni, zwycięski z Wartą Poznań, oznaczający wyjście ze strefy spadkowej. Z drugiej jednak – miano jednej z najgorzej w drugoligowej stawce drużyn punktujących na wyjeździe; w roli gości oczekiwanie na pełną pulę trwa od inauguracyjnej kolejki i pamiętnego 3:0 w Legionowie, po którym były jeszcze tylko bezbramkowe remisy w Stalowej Woli i Elblągu oraz pięć porażek. W takim położeniu Rozwój Katowice pojedzie w sobotę do Bełchatowa na starcie dwóch spadkowiczów.
– Po naszych perypetiach i wielu tygodniach spędzonych na dnie tabeli, teraz czujemy minimalny optymizm. W poprzednich meczach było trochę punktów i dobrej gry. Żywimy nadzieję, że ostatnie cztery tegoroczne kolejki pozwolą nam uspokoić emocje przed zimową przerwą – mówi trener Rozwoju Mirosław Smyła.
W ubiegłym sezonie odnieśliśmy z GKS-em dwie wygrane. Tę pierwszą (2:0) – dokładnie przed rokiem. Wtedy również Rozwój właśnie w ostatni weekend października odbił się od dna (pokonał Miedź Legnica) i w województwo łódzkie ruszył w poprawionych humorach. Na tym jednak generalnie podobieństwa się kończą. Niby minęło niewiele, a znajdujemy się w jakby alternatywnej rzeczywistości. Na trybunach bełchatowskiego stadionu zasiadło wówczas blisko 2000 widzów, gospodarze przebąkiwali jeszcze nieśmiało o powrocie do ekstraklasy, my przy Zgody żyliśmy nadzieją utrzymania na jej zapleczu. Rewanż – gdy byliśmy już matematycznie pogodzeni ze spadkiem – został rozegrany przy Bukowej i transmitowany w Polsacie Sport.
Właśnie tamtego dnia – zwyciężając 2:1 po popisie jednej z ikon bełchatowskiej piłki, a dziś naszego kapitana Tomasza Wróbla – pociągnęliśmy GKS ze sobą na dno, co jeszcze kilka, kilkanaście tygodni wcześniej wydawało się nie do pomyślenia. Drużyna plasowała się w środku stawki, a gdy w połowie wiosny zdobyła 34 punkt, pokonując Zagłębie Sosnowiec, trener Rafał Ulatowski wskutek przegranego zakładu ze swoimi podopiecznymi przebiegł 34 razy wokół murawy ubrany w garnitur. Drugi spadek z rzędu stał się jednak faktem.
Dziś? Jakkolwiek to brzmi – można się obrażać lub nie – obu drużynom znacznie bliżej dziś do dołu niż góry tabeli, a w sobotę mecz rozegrany zostanie przy zamkniętej z użytku większej części stadionu, bo będzie miał status imprezy niemasowej i zobaczy go maksymalnie 999 widzów. Pozostały wspomnienia.
Choć GKS zaczął świetnie, bo dwoma zwycięstwami szybko odrobił odjęte w procesie licencyjnym 3 punkty, to potem było już trudniej, a kibicom zdarzyło się nawet zawiesić doping czy wywiesić transparent o ostrej treści, wymierzony w trenera Andrzeja Konwińskiego, znanego nam z bojów przeciw MKS-owi Kluczbork.
– Bełchatów ma swoje marzenia i oczekiwania kibiców, gra ciekawą piłkę, a z trenerem Konwińskim znamy się jak łyse konie. Rywalizowaliśmy, gdy prowadził MKS Kluczbork, a ja byłem w Rozwoju czy Zagłębiu. To dodatkowy smaczek – przyznaje Smyła.
GKS Bełchatów z dorobkiem 15 punktów (18 minus 3) plasuje się na 12. miejscu, Rozwój jest dwie lokaty niżej z 14 „oczkami”. Ranga tego meczu jest więc spora. Naszej drużynie nie pomogą w sobotnie wczesne popołudnie Bartosz Jaroszek i Przemysław Gałecki. Obaj pauzują za cztery żółte kartki.
GKS Bełchatów – Rozwój Katowice
16. kolejka II ligi
sobota, 5 listopada, godz. 13:00, GIEKSA Arena, ul. Sportowa
Sędziuje: Łukasz Karski (Słupsk)
foto: Michał Chwieduk