27-letni dziś prawy obrońca GKS-u Bełchatów wiosną 2015 roku zanotował w barwach naszego klubu tylko jeden występ, ale od tamtej pory w drugiej lidze gra regularnie. – Widocznie Rozwój nie był moim miejscem na ziemi – mówi nam.
Do Rozwoju przychodziłeś jako zawodnik z ekstraklasą w CV, potem byłeś kapitanem Legionovii, zapracowałeś na powrót do Bełchatowa, a u nas zaliczyłeś tylko jeden mecz. Co poszło nie tak?
– Sam wiele razy zadawałem sobie to pytanie. Może zbyt szybko dostałem szansę debiutu – bo od razu w pierwszych wiosennym meczu, który skończył się wysoką (1:5 ze Stalą Stalowa Wola – dop. red.) porażką? Może potem trenerzy mnie już skreślili? Nie mam pojęcia, nie znajduję odpowiedzi. Widocznie Rozwój nie był moim miejscem na ziemi.
Dało ci w ogóle coś tamto półrocze?
– Wzmocniło mnie mentalnie. Niejeden zawodnik na moim miejscu pewnie by się załamał, że nie łapie się do osiemnastki i gra tylko w rezerwach. Może wtedy spadłby jeszcze niżej, poza szczebel centralny. Ja wiedziałem, że nie ma co się obrażać, a trzeba ciężko nad sobą pracować, bo to na pewno przyniesie efekt. Liczyłem, że może jeszcze w Rozwoju dostanę szansę, że może po awansie przyjdzie nowy trener i zauważy mnie… Stało się inaczej. Znalazłem się w Legionovii, tam dostałem szansę. Czasem w piłkarskim życiu wiele może zmienić jeden mecz. Trener albo skreśli cię, albo da ci kredyt zaufania, złapiesz pewność, poczujesz się lepiej. „Mental” też ma przecież duży wpływ na piłkarską formę.
Tak szczerze, „grzałeś” się choć trochę walką o historyczny dla Rozwoju awans na zaplecze ekstraklasy, czy było to kompletnie poza tobą?
– Nie no, bez przesady! Jasne, że utożsamiałem się z zespołem i chłopakami. Mocno trzymałem kciuki. Przecież Rozwój był w tamtym czasie też moim klubem! Oczywiście, siedziała też we mnie złość, ale to normalne. Jeśli zawodnik, który nie gra, nie jest wkurzony, to znaczy, że coś jest z nim nie tak. Dlatego na pewno nie podchodziłem do tego na zasadzie: „a, niech się bawią beze mnie”. Bardzo kibicowałem chłopakom i cieszyłem się, że drużyna weszła do pierwszej ligi.
Jakieś znajomości po czasie ze Zgody 28 zostały?
– Z Tomkiem Wróblem znaliśmy się już wcześniej. Kilka razy na boisku spotykaliśmy się z Przemkiem Bellą. Miło wspominam chwile spędzone z „Azikiem”, „Kunikiem”, Filipem Kozłowskim. Trzymałem się z młodymi. Kilka razy pogadaliśmy już po latach z Robertem Tkoczem. Mimo wszystko, fajnie tamtą ekipę zapamiętałem.
Z Rozwoju odszedłeś do Legionovii, spędziłeś tam trzy sezony, aż wreszcie wróciłeś do rodzinnego Bełchatowa.
– Wiadomo, że marzeniem każdego wychowanka jest grać w swoim klubie na jak najwyższym poziomie. Moje rozstanie z ekstraklasowym wówczas GKS-em nie było zbyt przyjemne, ale zawsze będę miał do niego słabość. To mój klub, w którym się wychowałem. Byłem – jestem – nie tylko zawodnikiem, ale również kibicem. Od małego chodziłem na mecze. Nawet występując w Legionovii, na spotkania przeciw GKS-owi pod strój meczowy zawsze zakładałem kibicowskiego t-shirta. Nie ukrywam, że utożsamiam się z kibicami, zdarzało mi się z nimi jeździć. Mimo że grałem gdzieś indziej, zawsze żyłem tym klubem. Gdy spadał z ekstraklasy i pierwszej ligi, bardzo mnie to bolało, ale trzeba było to przetrawić. Musimy zrobić wszystko, by wrócić tam, gdzie nasze miejsce.
Ten sezon to może być początek marszu w górę?
– Nie podchodzę do tego w ten sposób. Mamy w szatni swoje określone cele, ale nie myślimy o tym, że wszystko musi stać się tu i teraz. Patrzmy spokojniej, z meczu na mecz. Sytuacja GKS-u jest dziś zgoła inna niż jeszcze kilka lat temu. Mierzymy się z tym, gramy z kolejki na kolejkę, a co będzie, to czas pokaże. Liga jest silniejsza niż w ostatnich sezonach. Dochodzą ciekawe drużyny z niższych klas. Popatrz na GKS Jastrzębie. Nie zmieniał składu, awansował rok po roku, dziś radzi sobie w pierwszej lidze. I to nie jedyny taki przypadek, bo wcześniej podobnie było z Odrą. Konkluzja jest taka, że z trzeciej ligi wchodzą do nas mocne drużyny, a i spadkowicze to teraz też marki. Łęczna grała niedawno w ekstraklasie, Olimpia rywalizowała długo na zapleczu. Oni podnieśli jakość drugiej ligi, dlatego nie jest łatwo.
Zaczęliście świetnie. Po ośmiu meczach jesteście bez porażki.
– Wszyscy dookoła liczą nam kolejne występy ze statusem niepokonanych. Niech ta seria trwa w najlepsze! Nie wzięła się z przypadku, a jest poparta ciężką pracą. Pewność siebie z meczu na mecz rośnie i tego nie ma co ukrywać. Ostatnio wygraliśmy też pierwszy wyjazd.
Mecz w Elblągu był akurat pierwszym, który w całości obejrzałeś z perspektywy rezerwowego.
– Jest duża rywalizacja. Mamy po dwóch zawodników na każdą pozycję i gra ten, który w danej chwili jest lepszy. Widocznie teraz w wyższej formie ode mnie jest Marcin Sierczyński. Ja zagryzam wargi i ciężko pracuję, by wrócić do składu.
Trener Artur Derbin niezmiennie zaraża optymizmem?
– Oj, tak. Trener Derbin to jedna z najbardziej pozytywnych osób, jakie miałem okazję w życiu poznać. Człowiek-motywator. Codziennie nas motywuje. Naprawdę, mam wielkie szczęście, mogąc współpracować z takim szkoleniowcem.
No dobra. To co będzie w sobotę?
– Nie jest tak, że Rozwój zostawiłem z boku. Stale obserwuję i wiem, w jakiej jest sytuacji. Przegrał do zera dwa mecze i po tych dwóch porażkach chłopaki będą szukali u nas zwycięstwa. Ono dałoby im kopa, zwłaszcza że my dotąd nie przegraliśmy. Nie zlekceważymy Rozwoju. Znamy jego wartość, to dobry zespół – mieszanka starszych, doświadczonych zawodników z młodzieżą, wchodzącą na drugoligowe boska z entuzjazmem. Nastawiamy się na ciężki mecz.
Mikołaj GRZELAK
urodzony: 20.06.1991 w Bełchatowie
pozycja na boisku: prawy obrońca
kluby: GKS Bełchatów (do 2014), Omega Kleszczów (2014), Rozwój Katowice (2015), Legionovia (2015-18), GKS Bełchatów (2018 – ?)
w ekstraklasie: 2 mecze / 0 goli
w II lidze: 89/3
w Rozwoju: 1/0
GKS Bełchatów – Rozwój Katowice
9. kolejka II ligi
sobota, 8 września, godz. 18:00, GIEKSA Arena w Bełchatowie
foto: Adrian Mielczarski/gksbelchatow.com; Marta Kołodziejczyk