– To ostatnie miejsce już mocno nas wszystkich denerwuje – nie krył trener Rozwoju Katowice po bezbramkowym remisie w Elblągu.
– Jeśli powiem, że był to nasz najlepszy dotąd w tym sezonie mecz, to nie minę się z prawdą. Od początku graliśmy bardzo dobrze, wysoko, po 30 minutach mogliśmy prowadzić 2:0 albo 3:0. Gdybyśmy tylko byli skuteczniejsi, lepsi jakościowo… Gospodarze nie wiedzieli, co się dzieje. Pierwsza połowa przebiegła ewidentnie pod nasze dyktando – ocenił trener Mirosław Smyła.
W drugiej połowie mecz się wyrównał.
– Olimpia też miała swoje sytuacje, raz naszego bramkarza wyręczył Łukasz Kopczyk. My z kolei mieliśmy klarowną okazję po dwójkowej akcji Jaroszka z Żakiem. „Żaku” uderzył wślizgiem minimalnie obok słupka. Przed przerwą z kolei w sytuacji sam na sam podciął piłkę nad bramkarzem i ta od słupka się odbiła. Znów brakuje nam szczęścia, albo po prostu umiejętności – przyznał szkoleniowiec Rozwoju.
I dodał: – Zespół był i jest niesamowicie zdeterminowany, chylę przed chłopakami czoła, co nie zmienia faktu, że trzeba walczyć o kolejne punkty, by w tabeli coś drgnęło. To ostatnie miejsce już bardzo mocno nas wszystkich denerwuje.
Przed meczem zapowiadał, że trzeba będzie zachować czujność w defensywie, bo Olimpia to jeden z najbardziej bramkostrzelnych zespołów w drugiej lidze.
– Dokonaliśmy pewnej roszady. Na lewej obronie zaczął Marcin Kowalski, a Bartek Sobotka został przesunięty wyżej, do pomocy. Na lewej flance mieliśmy więc dwóch nominalnych obrońców. Wymieniali się pozycjami i wyglądało to co najmniej poprawnie. Do składu wrócił Damian Mielnik i był bezbłędny. Napracowali się stoperzy. Efektem zero z tyłu. Szkoda, że tydzień temu tak nie było, bo mielibyśmy dwa punkty więcej… Brakuje nam jako zespołowi jednej rzeczy – aż jednej – strzelania goli. Wszystko poza tym jest. Walczymy, gramy, mamy przewagę – ale nic nie wpada. To bolesne, ale po to jest trening, by nad tym pracować – powiedział Smyła.
Krótki rzut oka w terminarz: i widać, jak ważne będą dla Rozwoju trzy następne mecze: u siebie z Wartą Poznań i Gryfem Wejherowo, przedzielone wyjazdem do Bełchatowa.
– A ja uważam, że nie trzy, a pięć pozostałych do końca roku meczów. Podejmujemy tę rękawicę i chcemy się skupiać na każdym kolejnym spotkaniu, walcząc o pełną pulę – zakończył trener drużyny ze Zgody.
foto: Marta Kołodziejczyk