– Najpewniej znowu wylądujemy w tabeli na czerwonym polu, a powiem nieskromnie, że na to nie zasługujemy – powiedział trener Rozwoju Katowice po porażce w Bełchatowie.
– Fatum, zrządzenie losu… Już nawet nie liczę, który to mój mecz jako trenera Rozwoju, gdy przegrywamy 0:1. Gratulacje szczere dla Andrzeja Konwińskiego, bo jesteśmy przyjaciółmi i potrafimy sobie uczciwie ocenić pewne rzeczy.
– Bardzo dobre boisko i – moim zdaniem – ciekawy mecz, pełen walki, ale i gry w piłkę nożną. Gol padł z karnego. Poślizg naszego bramkarza… Napastnik oddał strzał, a gwizdek był już po strzale.
– Potem zdobywamy dwie bramki, które nie zostały uznane. Podobno spalony, podobno faul. W tym tłoku sędzia podjął takie decyzje. Po boisku biegał sędzia 24-letni. My musimy dużo więcej czekać i dużo więcej kursów zrobić, by stać przy drugoligowym boisku. Nie chcę powoływać się jednak na błędy arbitra, bo to kwestia nieobiektywna. Najpewniej znowu wylądujemy w tabeli na czerwonym polu, a sami widzieliście – nieskromnie powiem – że na to nie zasługujemy.
– Jestem zły, że nie mógł wejść wcześniej Gocyk, który słynie z tego, że umie bronić rzuty karne. Bartek Golik chciał dalej grać, ostatecznie zszedł z powodu lekkiego wstrząśnienia mózgu, ale jedzie z nami do domu, więc to dobra informacja.
– Czemu zszedł akurat Wrzesień? Do tego momentu Żak spisywał się na dziewiątce bardzo dobrze, wygrywał głowy, utrzymywał się przy piłce. Trochę inaczej ocenialiśmy Mateusza. To decyzja losowa, bo oczywiście można powoływać się na poprzednie mecze, w których Mateusz notował bramki i asysty.
– Zespół po meczu otrzymał jasną informację: nikt nie ma prawa zwieszać głowy. Dalej doskonalimy się, by strzelać gole i punktować.