Kapitan Rozwoju w sobotę rano zdawał trenerski egzamin, ale nie przeszkodziło mu to zdobyć bramkę prowadzącą zespół do okazałej wygranej z Orłem Łękawica.
Szalone było to przedpołudnie dla Patryka Gembickiego. Kapitan Rozwoju najpierw – wraz z bramkarzem Bartoszem Golikiem – zdawał egzamin trenerski na licencję UEFA Grassroots C (pomyślnie, czego gratulujemy!), dotarł na „Kolejarz” tuż przed pierwszym gwizdkiem, wyszedł na boisko w pierwszym składzie, a tuż przed przerwą zdobył bramkę otwierającą wynik meczu z Orłem Łękawica.
– Gdy przyjechałem na obiekt, do początku spotkania zostało jakieś 10 minut, ale jak widać wystarczyło mi to. Rozruszałem się, przez chwilkę porozgrzewałem, ale tak naprawdę doszedłem do siebie dopiero w meczu – opowiadał napastnik naszej drużyny, który na listę strzelców wpisał się, korzystając z dośrodkowania Oliviera Lazara, precyzyjnie uderzając głową i… robiąc krzywdę obrońcy Orła Jakubowi Krasnemu, który z rozciętym łukiem brwiowym musiał jechać do szpitala.
– Wygrałem pozycję, oddałem strzał głową, ale niestety łokciem uderzyłem też w łuk brwiowy zawodnika gości. Taka jest piłka. Życzymy mu zdrowia… Nam ta bramka dała wiarę, by iść po następne. Po niej wszystko pękło, puściło, ale od początku pierwszej połowy graliśmy dość solidnie. Szybko zmienialiśmy strony, wymienialiśmy dużo podań. Uważam, że w drugiej połowie wyglądało to nieco gorzej, choć paradoksalnie padły w niej aż trzy bramki, a była okazja na kolejne. Sam je miałem, chciałem dorzucić drugą, trzecią, ale nie wyszło – mówił Patryk Gembicki, który w tym sezonie ma na koncie 7 trafień, a nie zapominajmy, że sporą część rundy jesiennej stracił wskutek kontuzji.
W klubowej klasyfikacji strzelców wszystkich goni… Oliwier Kwiatkowski. Wychowanek z rocznika 2005, niemający jeszcze nawet skończonych 16 lat, zdobył bramkę ze Spójnią Landek, a dziś dorzucił dwie kolejne.
– Szkoda, że nie strzelił jeszcze trzeciej, bo miał na to okazje – uśmiechał się Patryk Gembicki, dobrze kolegujący się z „Olim”. – Fajnie radzą sobie młodzi. Dają jakość, wchodzą do zespołu, nie boją się grać, strzelają, asystują. To cieszy.
– Szkoda, że nie strzelił jeszcze trzeciej, bo miał na to okazje – uśmiechał się Patryk Gembicki, dobrze kolegujący się z „Olim”. – Fajnie radzą sobie młodzi. Dają jakość, wchodzą do zespołu, nie boją się grać, strzelają, asystują. To cieszy – dodawał napastnik Rozwoju, który musi wziąć na siebie ciężar ofensywnej gry wskutek absencji Roberta Woźniaka.
– Mimo wygranej dziś też brakowało nam „Robsona”, ale wchodzą inni, nie odstają, stwarzają sytuacje – przyznawał kapitan naszej drużyny.
Zapytaliśmy go o to, od czego zaczęliśmy ten tekst, czyli kurs trenerski na licencję UEFA Grassroots C.
– Trwał około czterech miesięcy. Uprawnia mnie do pracy ze skrzatami, żakami, orlikami, młodzikami. Przy tych kategoriach mogę pomagać. Współpracuję z trenerem Pawłem Rosą w drużynie młodzików naszej akademii. Uczę się, jak… uczyć tych młodych zawodników. Głównie ofensywnej gry, bo w końcu jestem ofensywnym zawodnikiem. Ta nowa rola powoduje, że mam do piłki więcej pokory – mówił napastnik Rozwoju.
Teraz przed nami majowy wyjazd do Czańca na konfrontację z tamtejszym LKS-em.
– Chcielibyśmy urwać jakieś punkty. Najlepiej trzy! Musimy podejść z determinacją do tego meczu – zapowiedział Patryk Gembicki, bo tej determinacji, „zęba”, momentami brakowało na poprzednim naszym wyjeździe, czyli tym przegranym przed tygodniem w Przyszowicach.
foto: administrator