Piotr Barwiński po derbach: Ułamek sekundy szybsi


Piotr Barwiński, obrońca Rozwoju i grający asystent trenera Tomasza Wróbla, w rozmowie po wygranej 3:2 z Podlesianką

Jak można podsumować zwycięskie dla nas derby Katowic?
– Cieszymy się z 3 punktów. Myślę, że jakościowo mecz nie stał na wysokim poziomie. To było podyktowane boiskiem, wiatrem. Nie ma się czemu dziwić – taka to pora roku, że murawy jeszcze nie będą rewelacyjne. Chyba każdy z trenerów czy zawodników zdawał sobie sprawę, że będzie to taki typowy mecz walki. Zdobyliśmy jedną bramkę więcej, przechyliliśmy szalę na naszą korzyść. Nie ustrzegliśmy się jednak przy tym wielu błędów i niestety straciliśmy dwie bramki. W tym sezonie zdarza nam się to zdecydowanie zbyt często. Trzeba nad tym pracować.

Czym górowaliśmy nad Podlesianką?
– Mieliśmy trochę więcej sytuacji. Może trochę lepiej wyglądaliśmy fizycznie, mieliśmy w sobie ciut więcej determinacji. Dużo częściej w takich kluczowych momentach, przy zbieraniu „drugich” piłek, to my byliśmy ułamek sekundy szybsi, bliżej, lepiej ustawieni. Więcej biegaliśmy, to i łatwiej było zbierać, pokazywać się na wolne pole. Klocek po klocku budowaliśmy sobie przewagę.

Jeszcze nie tak dawno takich meczów nie potrafiliśmy przepychać?
– Zdecydowanie. Brakowało nam tego, przede wszystkim pod względem mentalnym. To był główny problem. Niby każdy walczył, starał się, ale brakowało takiej determinacji. Teraz każdy dojrzał, lepiej się znamy. Powiedzmy sobie szczerze, że dużo lepiej czujemy się ze sobą. Każdy walczy jeden za drugiego, nawet na ciężkich terenach jesteśmy w stanie wygrywać takie mecze typowo fizyczne.

Dwie bramki zdobyli na Podlesiu zawodnicy, którzy wiosnę zaczęli na ławce, czyli Oliwier Gasz i Cezary Ziarkowski. Jakby na dowód słów trenera Wróbla, że ważni są wszyscy, grają wszyscy, nie tylko jedenastka.
– Jest duża rywalizacja i z tego się trzeba cieszyć. Dzięki niej stajemy się lepsi. Nie można osiadać na laurach, trzeba cały czas ciężko trenować.

3 punkty smakują podwójnie, skoro zostały wywalczone w derbach?
– Był dodatkowy smaczek, nie ma co ukrywać. W Podlesiance gra wiele znanych twarzy, wielu znajomych pojawiło się też na trybunach.

Swego czasu z Bartoszem Nowotnikiem uchodziliście za dwie największe „rozwojowe” perełki 1997 rocznika. W derbach „Nowo” napsuł nam trochę krwi.
– Rozmawialiśmy jakiś czas temu, dlatego wiedziałem o jego problemach zdrowotnych. Pewnie nie był na ten mecz w 100 procentach gotowy, ale i tak uprzykrzał nam życie. Widać, jaką ma jakość.
W czasach juniorskich sukcesywnie na swoją pozycję pracował też Przemek Żemła, swego czasu był objawieniem w czwartej lidze. To też fajny chłopak do grania, na którego może liczyć Podlesianka.

W następny weekend znowu emocje – na „Kolejarzu” podejmiemy rezerwy Rakowa Częstochowa.
– Poprzeczka zawieszona zostanie ultrawysoko, to niekwestionowany lider, murowany kandydat do awansu. Ale gramy i siebie, nie mamy nic do stracenia. Dlatego spróbujemy wywalczyć pełną pulę.

foto: Kuba Dworczak/slaskisport.tv