Komentarz jednego z trenerów Rozwoju Katowice po sparingowej wygranej z kadrą Śląskiego ZPN.
– Z pewnością niepokoi, że Michał Płonka już w 20. minucie musiał zejść z boiska wskutek urazu. Dobrze, że obyło się bez innych kontuzji. W naszych poczynaniach było wiele niedokładności czy problemów z organizacją gry. To był jednak dopiero pierwszy sparing, po tygodniu treningów, które wcale nie były wprowadzające, a przeprowadzone już na średnim poziomie. To było widać, ale nie możemy tylko ciężkimi nogami tłumaczyć faktu, że zaliczamy tyle strat, że nie mamy pomysłu, holujemy piłkę, zamiast grać tak, jak powinno się to czynić na zmęczeniu. Czyli na jeden-dwa kontakty. Zebraliśmy masę fajnego materiału do analizy. Cudów się nie spodziewaliśmy. Zespół podzieliliśmy na dwie jedenastki, w każdej było kilku juniorów. Dużo ciężkiej pracy przed nami, jedziemy dalej. Fajnie, że wygraliśmy, bo w każdym meczu przyświeca nam taki cel.
– Co do rzutów karnych: daliśmy strzelać Matiemu Wrześniowi. Powiedzieliśmy mu, że jako napastnik ma zdobywać jak najwięcej bramek. W treningu egzekwował karne dobrze, ćwiczyliśmy to choćby przed pucharowym meczem z Górnikiem Zabrze. W tym sparingu jednak nie trafił, podobnie jak „Pacho”. Szukamy egzekutora, który się sprawdzi. Trochę martwi mnie, że Mati nie podszedł drugi raz. Piłkę wziął „Pacho”, a Mati dobił.
– Pożegnaliśmy się z Bartkiem Chwilą i Kamilem Adamczykiem. To ciekawi chłopcy, zrobili na wypożyczeniu postępy, byliby równorzędnymi zawodnikami dla naszych juniorów, ale problem jest inny. Nie mamy rezerw, a oni na grę w juniorach są już za starzy, dlatego były kłopot z regularnym graniem. Mieliby ciężko o miejsce w „osiemnastce”, nie mówiąc o podstawowej jedenastce. A przecież chodzi o to, by się rozwijać, zamiast ryzykować półrocznym okresem bez grania.
foto: Tomasz Błaszczyk