Siódme z rzędu domowe zwycięstwo naszej drużyny. Po dwóch golach Adama Żaka oraz premierowym w drugiej lidze trafieniu Kacpra Tabisia pokonaliśmy jastrzębian i mamy na koncie już 40 punktów. Utrzymanie jest dosłownie o włos!
Mecz dwóch górniczych drużyn rozpoczął się od chwili ciszy, poświęconej pamięci ofiar tragedii w Zofiówce. Po pierwszym gwizdku przez kwadrans na murawie nie działo się wiele ciekawego. Lider z Jastrzębia, znajdujący się o krok od awansu do pierwszej ligi, starał się przejąć inicjatywę, ale – jak wiele innych zespołow, które gościły w rundzie rewanżowej przy Zgody – miał problem ze stwarzaniem sytuacji pod bramką Bartosza Golika. Nasz bramkarz w pierwszych 45 minutach wyłapał co prawda kilka uderzeń, lecz ani jedno nie niosło tak naprawdę za sobą realnego zagrożenia.
Nie ma co ukrywać – po zwycięskim, acz kiepskim ubiegłotygodniowym występie z Błękitnymi oraz laniu w Boguchwale, jakie otrzymaliśmy w środę z rąk (nóg) Stali Stalowa Wola (1:4), patrząc dodatkowo na skomplikowany kształt tabeli, oczekiwaliśmy wizyty jastrzębian z lekkim niepokojem. Z drugiej strony, byliśmy też ciekawi, jak zaprezentuje się nasz zespół w momencie, gdy nie trzeba będzie prowadzić gry, a móc czyhać na kontry.
No i co? I w 17. minucie, po właśnie takiej kontrze, zainicjowanej przez odbiór Rafała Kulińskiego i – co tu dużo pisać – fatalną stratę Krzysztofa Gancarczyka w okolicach 30. metra, objęliśmy prowadzenie. Kuliński podciągnął jeszcze kawałek, obsłużył na lewej stronie pola karnego Adama Żaka, a nasz snajper bardzo pewnie, z gracją znamionującą napastnika przez duże „N”, mocnym strzałem nie dał szans Grzegorzowi Drazikowi.
Już niespełna 10 minut później podwyższyliśmy prowadzenie, a po drodze były jeszcze próby Tomasza Wróbla i Michała Płonki, z którym radził sobie golkiper jastrzębian. Do siatki na 2:0 trafił Żak. Po rzucie wolnym, wzdłuż bramki głową zgrał Płonka, a „Żaku” – również głową – z bliska dopełnił formalności. Wyglądało to wszystko obiecująco. Jastrzębianie nie byli w stanie przyspieszyć naszego tętna, trener Jarosław Skrobacz rzucił nawet w 33. minucie „wędkę” K. Gancarczykowi, wprowadzając w jego miejsce Wojciecha Caniboła. Mimo wszystko, na przerwę udawaliśmy się też z umiarkowanym optymizmem, pamiętając, jak źle wyglądały drugie połowy w spotkaniach z Błętkitnymi i Stalą.
Mogło się zacząć jednak doskonale: Wróbel zagrał do Tabisia, a ten został powalony na skraju pola karnego przez Dominika Kulawiaka. Mieliśmy rzut wolny z bardzo obiecującej pozycji, lecz skończyło się na uderzeniu w mur. Goście, zachęcani przez kilkusetosobową grupę swoich kibiców, weszli w tę drugą połowe bardzo zdeterminowani i agresywni. W naszej grze sporo było z kolei niedokładności, dlatego byliśmy pewni, że dowiezienie trzech punktów do końca nie będzie łatwym zadaniem. W 54. minucie GKS stworzył najlepszą jak dotąd sytuację, gdy z około 12 metrów nad bramką kropnął Bartosz Semeniuk. Na udokumentowanie przewagi nie trzeba było czekać.
Już w 57. minucie niestety padł kontaktowy. Z rzutu rożnego zacentrował Damian Tront, a do siatki głową trafił Wojciech Caniboł. Wyglądało to w bardzo podobny sposób, co przy golu na 1:1 ze „Stalówką”… Małe demony ze środy mogły stanąć nam przed oczami. Wyrównanie mogło paść już pięć minut później, gdy Bartek Golik świetnie odbił piłkę po uderzeniu Semeniuka z bliskiej odległości.
Bardzo trudno było nam nawet o wyprowadzenie jakiejś kontry, akcji zaczepnej. W 65. minucie Płonka był bliski zamknięcia centry Kulińskiego z rożnego i był to jedna z niewielu chwil oddechu. W 68. minucie z narożnika pola karnego przymierzył kapitan GKS-u Kamil Jadach i wyciągnięty Golik zdołał palcami wybić piłkę na korner.
Potem gra się uspokoiła. GKS 1962 przez kilka minut nie był już aż tak groźny, a my w 75. minucie doczekaliśmy się wreszcie tej „złotej” kontry. Świetnie, z klasą, w polu karnym zachował się Tomasz Wróbel. „Ćwirek” wyłożył piłkę Kacprowi Tabisiowi, a ten skierował ją do „pustaka”, zdobywając swoją pierwszą bramkę w drugiej lidze. Wygraną z liderem znów mieliśmy na wyciągnięcie ręki i nie dziwiło, że strzelców goli, gdy schodzili z boiska na zmiany, żegnały gromkie brawa publiczności.
GKS jeszcze szukał bramki kontaktowej. Piotr Pacholski po kornerze egzegwkowanym przez Tomasza Dzidę główkował tak, że piłka spoczęła na górnej siatce, ale ostatecznie goście musieli pogodzić się z trzecią z rzędu porażką i tym, że w ten weekend awansu raczej sobie nie zapewnią.
Zdobyliśmy arcyważne trzy punkty, które w praktyce powinny zapewnić nam utrzymanie, ale dopóki nie będzie ono zagwarantowane matematycznie, walka będzie trwać. Już w środę o 17:00 przy Zgody gramy zaległy mecz 22. kolejki z Siarką Tarnobrzeg. Rozwój wiosną warto oglądać. A zatem do zobaczenia na trybunach!
Protokół meczowy
31. kolejka II ligi
sobota, 12 maja, godz. 15:00, stadion przy ul. Zgody 28
Rozwój Katowice – GKS 1962 Jastrzębie 3:1 (2:0)
1:0 – Żak, 17 min (asysta Kuliński)
2:0 – Żak, 26 min (głową, asysta Płonka)
2:1 – Caniboł, 57 min (głową)
3:1 – Tabiś, 76 min (asysta Wróbel)
Sędziował Sebastian Załęski (Ostrołęka). Widzów 711.
Rozwój Katowice: Golik – Mońka, Czekaj, Gałecki (64. S. Gancarczyk), Łączek, Paszek– Tabiś (87. Wrzesień), Płonka, Kuliński (89. Barwiński), Wróbel – Żak (80. Marchewka).
Rezerwowi: Soliński, Kaletka, Lazar,
Trenerzy Michał MAJSER i Rafał BOSOWSKI.
GKS 1962 Jastrzębie: Drazik – Mazurkiewicz, Pacholski, Szymura, Kulawiak – Semeniuk (79. Dzida), K. Gancarczyk (33. Caniboł), Tront, Weis (46. Szczęch) – Jadach (79. Zajączkowski), Szczepan.
Rezerwowi: Szelong, Jaroszek, Dzida, Hasior.
Trener Jarosław SKROBACZ.
Żółte kartki: Czekaj, Łączek – Tront, Kulawiak, Szczęch, Pacholski.
foto: Marta Kołodziejczyk