O sukcesach Sandecji Nowy Sącz, gdzie się wychował, oraz Stali Mielec, z której został wypożyczony na Zgody 28. O Rozwoju i słowach trenera przed startem wiosny. Pogadaliśmy ze środkowym pomocnikiem naszej drużyny.
Zaczniemy od Sandecji Nowy Sącz. Po awansie do ekstraklasy wychyliłeś lampkę szampana za sukces klubu z twojej rodzinnej miejscowości?
– Z pewnością bardzo się cieszę, że chłopaki awansowali. Nowy Sącz to moje miasto, a Sandecja to moja drużyna i tak już będzie bez względu na to, gdzie i jak gram. Nie pozostaje mi nic innego niż pogratulować wielu kolegom i przyjaciołom. Może jakoś nie wiadomo jak bardzo tego nie przeżywałem, ale śledziłem i trzymałem za nich kciuki. Obserwowałem mecze, patrzyłem, kto grał i kto strzelał. To ogromny sukces klubu, bo wiemy, że nie zawsze było tak dobrze. Bywały momenty, w których było bardzo ciężko. Sądzę, że karta się teraz odwróciło i wszystko będzie zmierzało w dobrym kierunku. Wylicza się, że w mieście około tysiąc osób ma status milionera. To takie zaplecze do tego, by stworzyć fajną drużynę, na którą było zapotrzebowanie. Cały Nowy Sącz żył Sandecją. Oczywiście, ona ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników, którzy podnosili argument, że miasto za dużo dokłada. Sukces przyciągnie jednak wiele osób na stadion. Jestem zdania, że pod względem kibicowskim Sandecja też nie zawiedzie i udowodni, że stać ją na występy w ekstraklasie.
Lekki żal, że stało się to wszystko bez ciebie?
– Żal jak żal. Takie jest życie piłkarza. Raz jesteś tu, raz – tam. Wydaje mi się, że do Sandecji kiedyś jeszcze wrócę. Gdy będzie mnie potrzebowała, to się pojawię. Dziś ma bardzo dobrych zawodników, awansowała do ekstraklasy, więc pozostaje mi się przyglądać. Jeszcze rok temu byłem w tym zespole i widziałem, że potencjał jest na tyle duży, by walczyć o najwyższe cele. Może nie za wiele osób się tego spodziewało, ale ja grałem tam przez 10 lat i widziałem, jak to wszystko się klaruje. Dla mnie to, co się stało, nie jest wielkim zaskoczeniem.
Stal Mielec, z której z kolei zimą zostałeś wypożyczony do Rozwoju, notuje z kolei świetną rundę w pierwszej lidze.
– Zimą trener Smółka powiedział wyraźnie, że będę miał mało szans na grę. Klub nie chciał ze mną rozwiązać umowy, dlatego uznaliśmy, że najlepsze będzie wypożyczenie. Mam tam jeszcze rok kontraktu i sam nie wiem, co dalej będzie. Mają bardzo dobrą rundę i może być trudno tam wrócić, by walczyć o skład. Jeśli ktoś będzie mnie chciał i widział u siebie, to zawsze się zastanowię, a z drugiej strony – nie widzę sensu siedzenia na ławce. Na razie jednak o tym nie myślę, bo zostały nam dwa bardzo ważne mecze, które trzeba wygrać, by utrzymać Rozwój w drugiej lidze.
Jesteś zadowolony ze swojej roli w Rozwoju?
– Taka jest piłka, że raz się gra, a raz nie. Dziś pełnię taką rolę, że czasem wychodzę w pierwszym składzie, czasem nie. Cieszę się, że łapię minuty, że udało mi się zagrać w większości meczów. Nie narzekam, nie obrażam się i robię swoje.
Mówiliśmy o Sandecji, mówiliśmy o Stali, a czy Rozwój też można nazwać małą rewelacją wiosny? W końcu ponieśliśmy w tym roku tylko dwie porażki.
– Pamiętam, gdy przed rundą siedzieliśmy w szatni z chłopakami i rozmawialiśmy. Trener narzucił nam wtedy jasny cel. By wiosną patrzeć tylko na tabelę z tego półrocza i znaleźć się w jej pierwszej czwórce. O ile się orientuję, do tej pierwszej czwórki tracimy tylko trzy punkty i jesteśmy na siódmym miejscu (w rzeczywistości tylko jeden – o tyle wyprzedza nas w tabeli wiosny GKS Bełchatów i Olimpia Elbląg – dop. red.). Wydaje mi się, że ten cel jest jak najbardziej do zrealizowania. Jedyne, czego żałuję, to faktu, że na dwie kolejki przed końcem sezonu wciąż musimy bić się o utrzymanie. Uważam, że Rozwój z taką drużyną, z takimi zawodnikami, powinien już dawno mieć je zapewnione i grać to, co potrafi. Na luzie walczyć o tę pierwszą wiosenną czwórkę.
Za dużo było tych remisów 1:1?
– Dokładnie. Czasem brak koncentracji, chwila rozluźnienia powodowała, że zwycięstwa nam uciekały. Błędy są wkalkulowane w ten zawód, ale pretensje możemy mieć do siebie. Gdyby nie punkty pogubione na Polonii Bytom i Kotwicy Kołobrzeg – w naprawdę głupi sposób – to mielibyśmy już spokój. Trudno. Trzeba zacisnąć zęby. Nie można się przejmować takimi rzeczami, wyciągnąć wnioski i puścić to w niepamięć.
Strzeliliśmy wiosną 11 goli, tracąc 12. W drugiej lidze łatwiej się bronić niż atakować?
– Zależy od dyspozycji dnia. W obronie jesteśmy w miarę mocni. A w ataku… Przecież mamy zawodników, którzy potrafią zdobywać bramki i kreować sytuacje. Nie jest tak, że łatwiej się bronić. Nam z przodu czasami brakuje szczęścia.
Kotwica i Polonia Warszawa, czyli nasi rywale w walce o utrzymanie, są ostatnio na fali. Zaskoczenie, że dół tak poszedł… w górę?
– Tym akurat zaskoczony nie jestem. Obserwując Polonię i Kotwicę, widziałem bardzo dobre zespoły. Zajmowane przez nich miejsca nie są jak dla mnie adekwatne do tego, co grają i co potrafią. Bardziej jestem zszokowany taką wysoką pozycją Stali Stalowa Wola czy Olimpii Zambrów, choć ona akurat była w tabeli dość wysoko, a wiosną spadała.
W sobotę z GKS-em Bełchatów liczyć się będą tylko trzy punkty?
– No tylko wygrana wchodzi w grę i tylko to nas interesuje. Przy dobrych wynikach na innych boiskach, zwycięstwem z Bełchatowem możemy zapewnić sobie już teraz utrzymanie.
Sebastian SZCZEPAŃSKI
urodzony: 5.07.1993 w Nowym Sączu
kluby: Dunajec Nowy Sącz, Sandecja Nowy Sącz (2006-16), Stal Mielec (2016), Rozwój Katowice (2017 – ?)
foto: Marta Kołodziejczyk