Stal Stalowa Wola – Rozwój 4:1. Rozbici po przerwie


michal_czekaj_stal_stalowa_wola_tbla

Po raz pierwszy w rundzie rewanżowej straciliśmy więcej niż jednego gola. Choć od 4. minuty prowadziliśmy w Boguchwale po bramce Przemysława Mońki, to w drugiej połowie zdeterminowana „Stalówka” zdołała odwrócić losy meczu. 
O ile w kontekście sobotniego meczu z Błękitnymi Stargard mówiliśmy o wielkim szczęściu czy wręcz piłkarskim farcie, jaki sprzyjał Rozwojowi, o tyle środa już nie układała się tak pomyślnie. Po pierwsze, wskutek wypadku na autostradzie A4 w okolicach Tarnowa, autokar z naszą drużyną zaczął nieco gonić czas i do Boguchwały musieliśmy udać się objazdem. Po drugiej – Seweryn Gancarczyk, typowany do gry od pierwszej minuty, zgłosił niedyspozycję i „za pięć dwunasta” zastąpić go musiał wracający po urazie Przemysław Gałecki. Na dodatek, podkarpacka miejscowość i stadion Izo-Arena, na którym gościnnie występuje Stal, przywitał nas bardzo ulewnym deszczem.

No, ale jak głosi przysłowie – co nas nie zabije, to wzmocni. Już w 4. minucie tego meczu arcyważnego dla kształtu dolnych rejonów tabeli objęliśmy prowadzenie. Długo na prawym skrzydle piłka krążyła między Tomaszem Wróblem a Kacprem Tabisiem. Ostatecznie, Tomek z typowym dla siebie sprytem rzucił prostopadle do Przemysława Mońki, a ten instynktownie, lewą nogą, z ostrego kąta posłał futbolówkę pod poprzeczkę! Co ciekawe, był to drugi gol „Moni” w barwach Rozwoju – i drugi przedniej urody strzelony słabszą nogą. Już w 11. minucie mogło być 0:2. Znów wszystko zadziało się na prawej flance, gdzie obrońcę rozbujał Tabiś, uderzył w „długi” róg, ale bramkarz Stali palcami zdołał interweniować.

Potem do głosu doszła Stal. Tym razem nie przyszło nam czekać nie do doliczonego czasu gry, a przez niespełna kwadrans, do parady Bartosza Golika z gatunku tych „kluczowych”. W świetnym stylu obronił strzał Adriana Dziubińskiego, który wcześniej ograł Michała Szeligę. Dosłownie kilkadziesiąt sekund później Dziubiński znów dał nam się we znaki. Skorzystał z drzemki obrońców, doszedł łatwo do przeszywającego całą linię defensywy podania, ale spudłował. Mieliśmy szczęście. Potem przypomnieć nam się chcieli byli zawodnicy Rozwoju. Dwukrotnie uderzał Michał Trąbka, ale dobrze ustawiony Golik łapał jego próby zmierzające w środek bramki. Bartosz Sobotka z kolei w 40. minucie przymierzył w swoim stylu technicznie lewą nogą nieznacznie obok słupka. Odetchnęliśmy.

Końcowka pierwszej połowy należała do nas. W 44. minucie Adam Żak po centrze Wróbla z rzutu wolnego główkował celnie, widzieliśmy już piłkę w siatce, ale leciała nie dość mocno i zdołał złapać ją Dorian Frątczak. Tuż przed przerwą z kolei Michał Szeliga pomknął odważnie w stronę bramki rywali, kropnął zza „szesnastki” lewą nogą, ale bardzo niecelnie. Oglądaliśmy dobry, żywy mecz, z dużą liczbą bramkowych sytuacji, w czym pomógł szybko strzelony przez Rozwój gol. Stal nie miała nic do stracenia i walczyła z pasją o zmianę rezultatu.

Już na samym początku drugiej połowy jej wysiłki zostały nagrodzone. Trzeba przyznać, że na wyrównanie zasłużyła. Dokonał tego po rzucie rożnym Szymon Jarosz, który pokonał Golika uderzeniem głową. Była 49. minuta, a już wcześniej mogliśmy mówić o szczęściu, gdy Dziubiński soczyście przymierzył z woleja, a naszego golkipera wyręczył ofiarną interwencją Michał Szeliga.

Zabawa zaczęła się od nowa. Gospodarze nie mieli zamiaru odpuszczać, czasem przekraczając przepisy. W 52. minucie Michał Mistrzyk brutalnie zaatakował wślizgiem wyprowadzającego piłkę w okolicach linii środkowej Michała Szeligę. Sędzia ukarał go żółtą kartką, choć nam zdaje się, że nie popełniłby błędu, gdyby odesłał zawodnika Stali pod prysznic – tym bardziej, że „Szeli”, jak się okazało, doznał urazu. Zastąpił go Seweryn Gancarczyk, który ostatecznie zdecydował się, że nieco ponad półgodzinny występ da radę zaliczyć.

Nie ma co ukrywać, że byliśmy w opałach. W 57. minucie miejscowi byli bliscy kolejnego gola. Z powietrza z linii pola karnego przymierzył Bruno Żołądź, myląc się nieznacznie. Dopiero w 59. minucie odgryźliśmy się pierwszą w drugiej połowie kontrą. Wydawało się, że – po podaniu Wróbla – Szymon Jarosz faulował w okolicach „szesnastki” Marcina Kowalskiego, ale arbiter gwizdka nie użył. Emocji było co niemiara.

Niestety, w 65. minucie Stal wyszła na prowadzenie. Po długim zagraniu z linii obrony, w nasze pole karne wjechał Adrian Gębalski i ze spokojem posłał piłkę obok Golika. Był to pierwszy w rundzie rewanżowej mecz, w którym straciliśmy więcej niż jednego gola. Trener Rafał Bosowski zapowiadał, że to może być nasze najtrudniejsze wiosną spotkanie i wyszło na to, że wiedział, co mówi.

marcin_kowalski_stal_stalowa_wola_tbla

Przy stanie 2:1 obraz gry już się wyrównał. Walcząca z wielkim sercem Stal starała się kraść cenne sekundy i nie forsowała już tak tempa. Na godną odnotowania sytuację czekaliśmy do 77. minuty, gdy po centrze Michała Czekaja głową z trudnej pozycji nieznacznie nad bramką uderzył Kamil Łączek. W 88. minucie z kolei podwyższyć mogli stalowolanie, ale Golik nogą obronił strzał wprowadzonego z ławki Andrzeja Trubehy. Chwilę później jednak przymierzył już lepiej, „zamykając” w praktyce ten szalony mecz, w którym dobił nas jeszcze kolejny rezerwowy – Mateusz Bukowiec. Spuentować można to tak, że jesienią to Stal prowadziła do przerwy, a przegrała. Teraz sytuacja odwróciła się o 180 stopni.

Rywale zaaplikowali nam w odstępie trzech kwadransów tyle goli, ile straciliśmy dotąd przez całą wiosnę. Fakty są takie, że podaliśmy Stali tlen, a sami wciąż nie możemy być pewni utrzymania. Walka na noże trwa. Teraz przed nami dwa mecze przy Zgody. Już w sobotę gościć będziemy lidera drugiej ligi – GKS 1962 Jastrzębie, zaś za tydzień, w środę, rozegramy zaległe starcie z Siarką Tarnobrzeg. Wiosna w naszym wykonaniu jest jeśli nie świetna, to na pewno bardzo dobra, ale jeszcze nie czas na wystawianie piersi do orderów. I może nawet i lepiej, że skończyło się aż 4:1, a nie – przykładowo – 2:1 czy 1:0. Czasem taki „gong” też bywa potrzeby.

Protokół meczowy
30. kolejka II ligi
środa, 9 maja, godz. 17:00, stadion w Boguchwale

Stal Stalowa Wola – Rozwój Katowice 4:1 (0:1)
0:1 –
Mońka, 4 min (asysta Wróbel)
1:1 – Jarosz, 49 min (głową)
2:1 – Gębalski, 65 min
3:1 – Trubeha, 89 min
4:1 – Bukowiec, 90+2 min

Sędziował Paweł Kukla (Kraków)

Stal Stalowa Wola: Frątczak – Mistrzyk, Jarosz, Janiszewski, Sobotka – Gębalski (84. Bukowiec), Waszkiewicz (56. Żyliński), Żołądź, Trąbka, Stelmach (79. Hirskyj) – Dziubiński (87. Trubeha).
Rezerwowi: Konefał, Śpiewak.
Trener Krzysztof ŁĘTOCHA.

Rozwój Katowice: Golik – Mońka (67. Paszek), Szeliga (56. Gancarczyk), Czekaj, Gałecki, Łączek (84.  Barwiński) – Tabiś (79.  Kaletka), Wróbel, Płonka, Kowalski – Żak.
Rezerwowi: Soliński, Kuliński, Wrzesień.
Trenerzy Michał MAJSNER i Rafał BOSOWSKI.

Żółte kartki: Mistrzyk, Janiszewski – Gałecki, Kowalski.

foto: Tomasz Błaszczyk