Szymon Zielonka: To był ostatni moment [WYWIAD]


Rozmowa z 21-letnim środkowym pomocnikiem, który tej zimy odszedł z Rozwoju Katowice do Rakowa II Częstochowa.

To była trudna decyzja?
– Z ciężkim sercem ją podejmowałem, bo byłem w Rozwoju od bardzo dawna. Minęła dekada z hakiem… Ale to była łatwa decyzja, ostatni moment na start do poważniejszej kariery piłkarskiej. Musiałem podjąć jakieś kroki. Odszedłem do drużyny z aspiracjami na awans – najpierw do trzeciej, potem drugiej ligi. Chcę grać jak najwyżej. Nigdy nie straciłem wiary w to, by jeszcze pójść w górę. Co prawda nadal jestem w czwartej lidze, ale mam nadzieję, że z Rakowem uzyskamy awanse i wkrótce znajdę się wyżej.

Gdy pierwszy raz usłyszałeś o zainteresowaniu Rakowa, to…?
– Wziąłem to na spokojnie, nie robiłem sobie dużej nadziei, choć zdawałem sobie sprawę, że zagrałem dobrą rundę i jakieś zainteresowanie klubów z naszej ligi może się pojawić. Trafiło się najlepiej, jak mogło, bo lider tabeli i bardzo fajny klub. Pierwszy raz powiedział mi o tym trener Wróbel w listopadzie. W grudniu byłem na testach, a w styczniu przenosiny stały się faktem, chociaż finalizacja trwała dosyć długo.

Na razie zostałeś wypożyczony do Częstochowy z opcją pierwokupu, ale chyba nie zakładasz, że pobyt w Rakowie ograniczy się tylko do jednej rundy?
– Oczywiście, że nie. Chcę zostać na dłużej. Zobaczymy, jak to się układa. Obyśmy zrealizowali wszystkie cele, przede wszystkim – awansowali już wiosną.

W szatni Rozwoju byłeś jednym z liderów. Jak odnajdujesz się w nowej rzeczywistości, drużynie mającą w składzie zawodników o bogatym ligowym doświadczeniu?
– Szczerze mówiąc, na początku czułem się dość dziwnie, nie umiałem się odnaleźć, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Czas będzie tu działał na moją korzyść. Powoli zaprzyjaźniam się z chłopakami. Najlepszy kontakt złapałem z Adrianem Balboą, Hiszpanem, który wrócił z Jastrzębia z wypożyczenia. Cała szatnia jest w porządku.

A jak wrażenia boiskowe?
– Oj, na treningach poczułem różnicę. Potrafimy siedzieć na boisku po 2,5 godziny. Intensywność jest na wysokim poziomie. Przez pierwsze trzy tygodnie czułem się, jakbym był cały czas na obozie. Nogi miałem „zabetonowane”, odmawiały posłuszeństwa. Ale przyzwyczaiłem się i teraz cieszę się, że jest taka intensywność. Pracuję nad kondycją i umiejętnościami. W Rozwoju też trenowaliśmy codziennie i było bardzo ciężko. W Rakowie jest… megaciężko.

Należy spodziewać się ciebie od początku wiosny w podstawowym składzie?
– Muszę to sobie wywalczyć. Wierzę, że do meczu z Rozwojem zdążę, bardzo bym chciał wybiec wtedy od początku, ale to decyzja trenera, który ma do wyboru wielu zawodników i każdy z nich chce grać. Ja daję z siebie wszystko na sparingach i treningach. Mam nadzieję, że trener to doceni.

Już w marcu rezerwy Rakowa zagrają z Rozwojem. Dotąd nie było zawodnika, który grał w Rozwoju w nowych czasach, na „Kolejarzu”, a potem przyjechał tu jako rywal.
– Ktoś musi być pierwszy, prawda? Na pewno miło będzie wrócić.

Czego z Rozwoju ci brakuje?
– Tego humoru, klimatu szatni – szczególnie dwóch kolegów, Czarka i Ola. Oni robili mi całe życia. Oczywiście, dalej się spotykamy, nawet wpadłem zobaczyć się z chłopakami na jeden dzień na obóz do Buska, ale nie widzimy się już tak często, jak przy okazji treningów.

Jakie najfajniejsze wspomnienia zabierasz?
– Miło wraca się do czasów drugoligowych, gdy zaczynałem karierę w seniorskiej piłce. Ten pierwszy rok był bardzo fajny, tworzyliśmy słynny duet z Bartkiem Marchewką, którego bardzo serdecznie z tego miejsca pozdrawiam!

foto: Tomasz Błaszczyk & Grzegorz Matla/slaskisport.tv