– Nie jestem zadowolony po tych dwóch porażkach, ale nie jestem też wściekły. Patrzę na naszą sytuację realistycznie – mówi trener Rozwoju Katowice.
Trudno nie zgodzić się z opinią, że nie mieliśmy w Bełku za wiele do powiedzenia?
– Drużyna Bełku – tak jak myśleliśmy przed meczem – okazała się bardzo dobrze poukładana. To jedna z lepszych ekip w tej lidze, bardzo wysoko zawiesiła nam poprzeczkę. Grała mocno, agresywnie, solidnie w defensywie. Przez cały mecz nie stworzyliśmy sobie klarownych sytuacji, a wcześniej to nas cechowało nawet w przegranych spotkaniach. To zimny prysznic dla nas wszystkich, bo widzimy, nad jak wieloma rzeczami musimy pracować. Szukamy też pozytywów.
Jak debiuty Cezarego Ziarkowskiego z rocznika 2004 i Wojciecha Bielca z rocznika 2005.
– Weszli dziś do gry kolejni młodzi chłopcy. Powtarzam im, że nie dostają szansy za zasługi, ale za to, jak ciężko pracują na treningach i w meczach I ligi juniorów starszych czy CLJ. Dziś zmiennicy wnieśli dużo dobrego. Nie twierdzę, że wykreowali kilka okazji, bo tak nie było, ale coś się zaczęło z przodu dziać. Z tego można być zadowolonym, no i po prostu dumnym.
Paradoksem jest to, że gole na 1:0 i 2:0 traciliśmy w tych momentach tego ciężkiego meczu, w których wydawało się, że łapiemy rytm, przejmujemy inicjatywę.
– Zgadzam się, też miałem takie odczucia, że ten mecz zaczyna nam się układać, coraz lepiej gramy, mamy chwilową przewagę. Jeśli jednak w takim momencie dostajesz bramkę – to świadczy o tym, że są jeszcze pewne demony, których nie umiemy oddalić. Trudno punktować z tak dobrymi rywalami, na już dość mocnym poziomie, gdy tracisz takiego gola, jak my dziś na 0:2.
Wiosnę zaczęliśmy od porażek z Unią Turza Śląska i Decorem Bełk. Jak duże jest rozczarowanie?
– Po rundzie jesiennej słyszało się nawet głosy o awansie, ale mamy w klubie plan długofalowy. Nie robimy niczego na hurra. Jasne – gdyby wyszło, to super, lecz kroczymy swoją wizją prowadzenia klubu i pierwszej drużyny. Nie chodzi przecież o to, żeby nazbierać ludzi z zewnątrz, mówiąc brzydko najemników, wygrać kilka meczów, a za pół roku czy rok się rozsypać. Jesteśmy zadowoleni z tego, jaką robotę wykonują nasi chłopcy. Daj Boże, by zawędrowali jak najwyżej, bo o to przecież chodzi. Chcemy wychowywać tych chłopaków, by wychodzili na porządnych ludzi i oby też zawodników, którym sport, piłka nożna, pomogą w życiu. A czy jestem rozczarowany tym początkiem? Nie chcę używać niecenzuralnych słów, ale tak, bardzo. Z prostego względu – jestem ambitnym człowiekiem i chcę wygrywać wszystko. Gdybyśmy zajmowali ostatnie miejsce i grali z liderem na wyjeździe – też walczyłbym o 3 punkty. Dlatego nie jestem zadowolony po tych dwóch porażkach, ale nie jestem też wściekły. Patrzę na naszą sytuację realistycznie. Czasem zdarzy się mecz z drużyną, która będzie od nas lepsza, zwłaszcza fizycznie – i wtedy trudno będzie rywalizować. Nie zapominam też jednak o pozytywach. Jestem przekonany, że jeszcze będziemy wygrywać i dawać radość klubowi.
Możliwe, że wkrótce pomoże nam już Robert Woźniak, który w Bełku zasiadł wśród rezerwowych?
– Dostał zgodę od doktora. Liczymy, że wróci jak najszybciej na boisko, bo czuć brak „Robsona” w ataku. To zawodnik potrafiący utrzymać piłkę, przepchać się, powalczyć. Daje dużo jakości. To, że ma w zespole najwięcej zdobytych bramek świadczy o tym, jak cenną jest postacią. Póki co jednak musimy radzić sobie bez niego.
foto: administrator