O piłce, Rozwoju, Rakowie Częstochowa, Adamie Czerkasie, polityce, górach, pająkach, krokodylach. Niepodrabialny „Ćwirek”, były kapitan i lider naszej drużyny, w rozmowie z rozwoj.info.pl przed sobotnim meczem.
Strzelałeś Bełchatowowi, strzelałeś „GieKSie”, to Rozwoju pewnie w sobotę też nie oszczędzisz?
– (śmiech). Powiem ci, że wszystkie znaki i niebie wskazują na to, że jednak oszczędzę. Coś ta moja strzelba się zacięła i licznik stanął na bramkach, które zdobyłem jeszcze w Rozwoju. Czekam na tego debiutanckiego gola w Rakowie. Nie skupiam się na tym, by stało się to akurat w sobotę, ale wolałbym wcześniej niż później. Jesteśmy ofensywnie grającą drużyną i wymagam od siebie, by strzelać gole i prowadzić Raków do zwycięstw.
Oglądałem na Łączy Nas Piłka wasz mecz z Puszczą Niepołomice. Jak ty się cieszyłeś w doliczonym czasie z tego gola na 2:1… W Rozwoju chyba byłeś zawsze bardziej sceptyczny.
– Też to zauważyłem, oglądając później skróty. Ta ogromna radość była spowodowana tym, że wygraliśmy z bardzo dobrą drużyną, mającą serię zwycięstw, która w dodatku prowadziła już z nami 1:0. Ten mecz nam nie wyszedł, dlatego w końcówce emocje wzięły górę. A że zwykle tak ich nie eksponuję? Zgoda. Rozwiązując kontrakt z Rozwojem, mówiłem, że chcę jeszcze pograć na pierwszoligowych boiskach. Zwycięstwo z Puszczą to duży krok w tę stronę, bo odskoczyliśmy od niej.
Gdy latem, po spadku, podpisałeś nowy kontrakt z Rozwojem, były w głowie myśli, że tak już zostanie do końca kariery?
– Oczywiście, że tak. I mówię to z pełnym przekonaniem. Życie miałem już w Katowicach poukładane. Praca, gra w piłkę, kilka innych spraw… Chciałem, żeby tak było, ale te pół roku trochę mnie zbiło jako piłkarza. Postanowiłem poszukać jeszcze wyzwań. Bardzo dziękowałem prezesom, że potrafili spojrzeć na to na chłodno. To nie jest łatwa sprawa, kiedy kapitan zespołu przychodzi i mówi, że chce rozwiązać kontrakt. Podeszli jednak do tego życiowo, z czego Rozwój w Polsce słynie. Działacze, którzy dowodzą tym klubem, są ludzcy i bardzo słowni.
Powiedziałeś takie zdanie „drogi do Rozwoju sobie nie zamykam. Będę chciał jeszcze mu pomóc w różnych etapach życia”.
– Tak, oczywiście. Jestem wychowankiem Rozwoju, ogromnie dużo mu zawdzięczam. I nie chodzi tu o sprawy wyłącznie piłkarskie, ale też wychowanie, charakter, sposób bycia. Z wieloma ludźmi, których przy ulicy Zgody poznałem, utrzymujemy kontakty do dziś i pomagamy sobie w wielu sprawach. Ci, którzy się tu wychowali, potrafią się scalić, trzymać razem. W Rozwoju jest rodzinna atmosfera, można o tym mówić w samych superlatywach. Prawie każdy miło wspomina chwile tam spędzone.
Zimą, wybierając Raków, był duży dylemat? Pisałeś się na pozostanie w drugiej lidze.
– Dylemat zawsze jest. Nie ukrywam, że przez te 2,5 sezonu po każdym półroczu gry w Rozwoju miałem propozycje z pierwszej ligi. Żeby była jasność: nigdy z ekstraklasy. Do niej – powtarzam – to trzeba iść choćby i na kolanach. To podstawa i spełnienie marzeń dla każdego. Nie żałuję, że nie odszedłem wcześniej, bo zrobiliśmy awans. To było coś wyjątkowego, co zapisało się w historii Rozwoju. Wywalczyliśmy go w bólach i mękach spowodowanych sprawami pozasportowymi. Życzę klubowi jak najlepiej. Najważniejsze, by utrzymać tu poziom centralny.
Odbiegłeś od pytania.
– Nie było łatwej decyzji. Propozycji nie brakowało, ale – z racji tego, że mam w Katowicach swoje sprawy i rodzinę – zależało mi, by zostać maksymalnie blisko. Byłem na rozmowach w klubie z miejscowości odległej od Katowic równie co Częstochowa, ale wizja budowy zespołu skłoniła mnie do tego, by wybrać Raków. Solidny zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym.
Wielu widziało cię już w GKS-ie Tychy.
– Gdybym miał oficjalną ofertę, to podejrzewam, że zdecydowanie prościej byłoby mi trafić tam. Mówię jednak jasno: takiej oferty nie otrzymałem, więc nie ma co dywagować.
Do Częstochowy codziennie dojeżdżasz?
– Wynajmuję mieszkanie. Zawsze podchodziłem do tego tak, by maksymalnie móc przygotować się do meczów mistrzowskich. Wynajmujemy wspólnie z „Czerkim” (Adamem Czerkasem – dop. red.) dlatego czasami bywa wesoło. To bardzo pozytywna postać, superchłop. Do Katowic wracam jednak często, ze trzy razy w tygodniu.
Jeździsz jeszcze z kimś ze Śląska?
– Nie, samemu, dlatego ten czas staram się wykorzystywać; zarówno na rozmowy telefoniczne, bo zawsze ich się trochę nagromadzi, jak i słuchanie audiobooków czy naukę języków.
To ile już umiesz?
– Chciałbym mówić tak, jak Przemek Pańtak. Operuje dziewięcioma. Biegle, perfekt! U mnie tak dobrze nie ma. Zależy mi, by opanować perfekcyjnie angielski, a później może pomyślę o czymś jeszcze.
A co z tymi audiobookami?
– Ostatnio słuchałem książki „Jak nie upaść i odnieść sukces w biznesie”. Stara, a fajna rzecz o biznesie. Dużo porad, jak założyć i prowadzić firmę, jak małymi krokami osiągać sukcesy.
Słowo jeszcze o Adamie Czerkasie, z którym znowu jesteście w jednym zespole. Chyba rzadko w szatni piłkarskiej spotyka się gości o tak szerokich horyzontach.
– Właśnie dlatego mi „Czerki” odpowiada. Nie tylko jako piłkarz, ale też osoba, z którą można na wiele tematów porozmawiać. Często poruszamy polityczne tematy, on tym bardzo się interesuje.
Prawicowiec!
– Pełną gębą! Ukierunkowany na to. Dużo wie, dużo czyta, słucha, śledzi media prawicowe. Wyciąga wnioski i dyskutuje. Jest mocny w tych tematach. Fajnie, bo polityka na tym polega, by wymieniać poglądy. Ja akurat nie mam ich ugruntowanych, ale po tym, co nasz rząd wyprawiał przez 8 lat, to ręce opadały. Afera goniła aferę. Przyszedł czas, by to zastopować i wyczyścić, bo od pewnego czasu była tragedia. Wiele naobiecywano. O, choćby zmniejszenie podatku liniowego z 19 na 15 procent. Prosta sprawa. Skoro ktoś nie potrafi spełnić przedwyborczych deklaracji, nie zasługuje na zaufanie na kolejną kadencję. Oj, dużo można by mówić. Dyskutujemy więc sobie z „Czerkim”.
W drugiej lidze daje na boisku dużą jakość.
– A o tym to nawet nie ma co mówić. To napastnik pełną gębą. Ma jakość. Wie, jak się zachować. Kiedy ruszyć do prostopadłego podania, kiedy się zastawić, kiedy wspomóc „dziesiątkę”. No dobry zawodnik po prostu! Dużo nam pomaga, zdobywa ważne bramki, jak w sobotę z Puszczą.
Słowo o tobie. W przyszłości wolałbyś być trenerem czy menedżerem?
– Biję się z myślami. Szczerze, to widzę siebie zarówno w jednej, jak i drugiej roli.
Trochę się to gryzie.
– Trochę (śmiech). Zobaczymy, jak ten czas będzie biegł i jaki scenariusz życie napisze. Zrobiłem papiery trenerskie. Miałem zaszczyt chodzenia na zajęcia z wieloma fajnymi trenerami i słuchać tych, którzy tę wiedzę wykładają, czyli jeszcze lepszymi szkoleniowcami. Naprawdę super wrażenia. Zrobiłem licencję UEFA A. W tej chwili mam w głowie jednak inną drogę niż trenerską. Poznaję stopniowo wiele przepisów, studiuję to sobie, jest ciekawie.
Czyli menedżerka.
– Zobaczymy. Na razie chcę się skupić na graniu w piłkę. Zawsze powtarzałem, że dopóki będzie mi sprawiała radość i nie będę się czuł gorszy, to zamierzam grać. To coś naprawdę najwspanialszego na świecie. Nr 1! Zobaczymy, co będzie za rok w czerwcu, gdy wygaśnie mój kontrakt z Rakowem.
Zrobiłeś „Koronę Gór Polski”. Realizujesz teraz inne, hm, alpinistyczne cele?
– Nie, bo mam ostatnio bardzo mało czasu. Jak to w życiu, ludzie czasem składają sobie życzenia. Ja w takich przypadkach proszę o zdrowie, bo to podstawa, ale i czas. Bo go nigdy się nie cofnie. Gdy człowiek patrzy w dowód osobisty, widzi rocznik 1982, to trochę tych lat już jest. Brakuje mi czasu, jak wszystkim dookoła. Chciałbym móc więcej poświęcić go córce, pojechać w góry. Ostatnio rzadko bywam. To nie brak chęci, bo ciągnie mnie niemiłosiernie, a fakt, że nie mam kiedy. A co do pytania… Teraz Tatry. Byłem w wielu miejscach, z których nie wrzucałem do internetu żadnych zdjęć. Nie chcę, bo powinienem przecież odpoczywać po meczach czy treningach (śmiech). Za jakiś czas zrobię jednak mały album ze fotografiami z Korony Gór Polski i Tatr.
Słyszałem, że zbierasz pająki.
– Tak. Posiadam trzy.
I co w nich takiego fajnego?
– Właśnie nie wiem! Jednego to miałem przez 20 lat. Fajne są. Nie chodzi wcale o to, że nic nie trzeba przy tym robić. Gdy otwieram terrarium z jednym z nich… No, czuję to „coś”. Niedawno byliśmy z rodziną na giełdzie terrarystycznej, Zastanawiam się, czy nie sprawić sobie kajmana karłowatego. Muszę jednak rozeznać kwestię różnych zezwoleń; czy na przykład po jakimś czasie mógłbym oddać go do zoo.
Kajman… To taka jaszczurka?
– E no, krokodylek mały!
?!
– Piękny jest.
Trochę świr z ciebie, co?
– Mam wiele zainteresowań, o których teraz nie pogadamy, bo nawet nie chcę (śmiech). Ostatnio posadziłem też sobie różne rośliny. Czułem jednak, że to nie jest „to” i odpuściłem. Nie zafascynowały mnie. Ale jak już coś zafascynuje, to czerpię z tego dużą frajdę.
Zakończę okropnie banalnie: jakiego meczu spodziewasz się w sobotę?
– Zdecydowanie ciężkiego. Widziałem Rozwój dwa razy na żywo, mieliśmy też analizę gry i… Naprawdę budująco to wygląda. Zrobiła się drużyna. Ciekawa, dobra piłkarsko przede wszystkim. Jest wielu fajnych chłopaków, którzy potrafią grać w piłkę. W obronie są twardzi, agresywni, tracą mało bramek. Powiem, że raczej nie jedziemy jak po swoje. No i mamy ból głowy, bo za kartki wypada trzech podstawowych chłopaków, co trenerowi trochę spędza snu z powiek. Na poziomie drugiej ligi zastąpienie takiej liczby ludzi to nie jest hop-siup.
Rozwój Katowice – Raków Częstochowa
27. kolejka II ligi
sobota, 22 kwietnia, godz. 17:00, stadion przy ul. Zgody 28
Sędziuje: Sebastian Krasny (Kraków)
foto: MK, SK