– Sądzę, że każdy, kto zna się na piłce, jest przekonany, że to dobra droga – mówi prezes Rozwoju Katowice o współpracy naszego klubu z GKS-em.
Co oznaczać będzie współpraca Rozwoju Katowice z GKS-em Katowice?
– Oba środowiska dojrzały do tego, że powinny ze sobą współpracować; na wszystkich szczeblach związanych z piłką nożną. To aż trochę niezręczne, gdy się nie współpracuje. Płaszczyzn jest co najmniej kilka. Pierwsza, podstawowa, związana jest z dorosłą piłką, która jest najbardziej namacalna. Chodzi o to, by nasi najzdolniejsi zawodnicy trafiali do GKS-u Katowice, a z kolei zawodnicy, którzy nie mieszczą się w pierwszym składzie GKS-u, zamiast męczyć się w rezerwach – byli wypożyczani do Rozwoju. Mogli się rozwijać, odbudowywać, dochodzić do formy po kontuzjach. Druga liga to przecież też poziom, na którym trzeba się sprężać. Taki system może okazać się skuteczny w 100 procentach dla obu klubów. Do tego weźmy cały obszar młodzieżowy. Mimo że Akademia Gieksy się rozwija, a my też jesteśmy bardzo mocno zorganizowani, to współpracy nie było dotąd żadnej. Czasami panowała wręcz niezdrowa rywalizacja.
Pewnie kibice będą zastanawiać się, czy nie będzie to docelowo wyglądać tak, że GKS bierze to, co najlepsze, a Rozwojowi pozostają tylko – jak się to mówi – ochłapy?
– Trzeba mieć świadomość, że w karierze sportowca są różne szczeble rozwoju. Zdolny junior powinien zacząć najpierw grać na poziomie drugoligowym, a naturalną drogą będzie pójście wyżej. Naszym zadaniem będzie wychować na jego miejsce kolejnego młodego. Nie ma się czego wstydzić. Trzeba podać przykład Arka Milika. Najpierw był Rozwój, potem – Górnik Zabrze, aż wreszcie światowa kariera. Trudno mówić o ochłapach. Powiedzmy, że jakiś wychowanek Gieksy nie przebił się tam do pierwszego składu, potrzebuje sezonu czy dwóch, by wrócić i spróbować raz jeszcze, ogrywając się wcześniej w drugiej lidze. Sądzę, że każdy, kto zna się na piłce, jest przekonany, że to dobra droga.
Mimo wszystko, czy nie za mała różnica poziomów rozgrywkowych dzieli dziś oba kluby?
– Myślę, że nie. GKS stara się walczyć o awans, należy do czołówki pierwszej ligi, zatem wymagania też są nieco inne niż w naszej drużynie, której przyświeca utrzymanie w drugiej lidze. To nie do porównania. Zresztą, to nie ta kategoria myślenia. Trzeba patrzeć indywidualnie na każdy przypadek zawodnika. Jeśli nie będziemy się skupiać na partykularnych interesach klubowych, to okaże się, że najbardziej zyskają sami piłkarze. Oba środowiska muszą zrozumieć, że potrzebny jest kompromis. Ruchy między GKS-em a Rozwojem mają być dla dobra zawodników, a zarazem klubów.
Załóżmy, że Rozwój daje GKS-owi zdolnego młodzieżowca, który potem wart jest miliony. Kto zarobi?
– Na razie umowa przewiduje, że na początku każdego okresu transferowego odpowiednie osoby z obu klubów będą siadały do stołu i rozmawiały. Kontakt i tak będziemy mieć bieżący, ale przy starcie okienka będziemy uzgadniali, kto jest w orbicie naszych zainteresowań, kogo możemy wypożyczyć, a kim zainteresowani są trenerzy GKS-u. Warunek jest taki, że na ile jest to możliwe, oni muszą mieć pewność, że taki ktoś od nas będzie tam co najmniej pierwszym czy drugim rezerwowym. W przeciwną stronę – to samo. Nie uzgadnialiśmy żadnych szczegółów związanych z transferami. Mamy na siebie na tyle zaufania, że wymiana będzie w swoim charakterze bezpłatna, a gdy pojawią się propozycje transferowe, będziemy negocjować.
Dajmy na to, że mamy seniora aspirującego do gry w pierwszej lidze. Czy GKS ma pierwszeństwo?
– Tak. Najpierw zaoferowalibyśmy go Gieksie. Poinformowalibyśmy, że jest taki zawodnik, chce zmienić otoczenie. Pytamy, czy przy Bukowej są zainteresowani. Jeśli nie – to oferujemy go komuś innemu. Oczywiście, w tym wszystkim najpierw jest zapis, że to sam zawodnik musi wyrazić zgodę na przenosiny do GKS-u. A jeśli jest niepełnoletni – jego rodzice. To nie ma być handel żywym towarem. Zdajemy sobie sprawę, że taki Bartek Marchewka pewnie przeniósłby się kiedyś chętnie, bo jest kibicem GKS-u, ale inny gracz może być kibicem Ruchu. Ta umowa ma poprawić współpracę, a nie utrudnić komuś życie.
Czy GKS będzie mógł pozyskiwać z Rozwoju najzdolniejszych juniorów, dajmy na to – 13-, 14-latków?
– Nie miałoby to żadnego sensu. Oba kluby mają drużyny na podobnym poziomie. W U-19 jesteśmy w tej samej lidze, a w przypadku juniorów młodszych – to nawet my gramy wyżej. Nie widzę uzasadnienia, by trafiali do GKS-u na poziomie młodzieżowym. Ale współpracę trzeba poszerzyć; grać więcej sparingów, może organizować wspólne obozy czy treningi. O, albo inny przykład. Tyle dobrego mówi się u nas o Kacprze Tabisiu czy Bartku Marchewce. Może kiedyś prezes Cygan, w jakimś dogodnym dla obu stron terminie, zaproponuje, by przez tydzień trenowali z pierwszym zespołem GKS-u? To może być naprawdę fajne. Nie chodzi o to, by coś sobie zabierać, kogoś komuś wyrywać czy przejmować.
Czy nie ma obaw, że Rozwój z czasem zostanie „wchłonięty” przez GKS?
– Myślę, że nie. Deklaracje – deklaracjami, ale zapisy najlepiej chronią interesy obu klubów. Po co wchłaniać, skoro Rozwój jest na tak konkretnym poziomie jak druga liga?
Czyli podtrzymujemy zdanie, że w Katowicach jest miejsce dla dwóch klubów piłkarskich na szczeblu centralnym?
– Absolutnie tak. Tym bardziej zakładając, że GKS w końcu awansuje do ekstraklasy, czego życzę. Wtedy takie pytanie stanie się jeszcze mniej zasadne, a współpraca – zasadna jeszcze bardziej.
foto: Michał Chwieduk