Zbigniew Waśkiewicz: Poczułem, że muszę coś zmienić [WYWIAD]


waskiewicz_prezes

– Pewnie, że dalej będę pojawiał się na meczach. Ja nie obraziłem się na Rozwój czy ludzi w nim pracujących! – mówi prof. Waśkiewicz, który po ponad dwóch latach żegna się ze stanowiskiem prezesa naszego klubu.

Co sprawiło, że zrezygnował pan z funkcji prezesa Rozwoju?
– Powodów było wiele… Jedne poważniejsze inne mniej poważne, ale po 2,5 roku działania w tak trudnych warunkach poczułem, że muszę coś zmienić. Coś się wyczerpało i ciężko było znaleźć motywację do każdej kolejnej rozmowy, spotkania czy załatwiania kolejnej sprawy. Przychodzi po prostu taki moment, że człowiek nie znajduje chęci i wtedy trzeba sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie, czy to ma jeszcze sens? Nigdy nie lubiłem półśrodków, więc decyzja mogła być tylko jedna… Swoją funkcję pełniłem społecznie, więc nie było żadnych dodatkowych czynników, które zatrzymywałyby moją osobę.

Co uważa pan za swój największy sukces, a co – za największą porażkę podczas ponad 2,5-letniej pracy w Rozwoju?
– Trudno mówić o moim sukcesie. Praktycznie wszystkie decyzje, zarówno te dobre, jak złe, podejmowaliśmy gremialnie jako zarząd. Często po długich dyskusjach i sporach, ale zawsze udawało nam się wypracować wspólne stanowisko. Na pewno historycznym sukcesem był awans do pierwszej ligi i chyba jednak utrzymanie w zeszłym sezonie w drugiej lidze. Ta druga liga z roku na rok staje się silniejsza, grają w niej mocniejsze zespoły, więc z pewnością utrzymanie się na poziomie centralnym było niezwykle ważne. Sporym sukcesem było na pewno zbudowanie zespołu i start w rozgrywkach w tym sezonie.

W jakim położeniu – w pana ocenie – zostawia Rozwój?
– Na pewno nie jest różowo. Zespół jest całkiem niezły, choć skromny ilościowo. Jeśli wchodzi rezerwowy, to najczęściej 16-, 17-latek. Z jednej strony nie daje to gwarancji dobrej zmiany, ale chyba o to chodzi, żeby najzdolniejsi młodzi ludzie dostawali szansę gry w drugiej lidze. Zbudowaliśmy zespół na miarę możliwości i mam nadzieję, że pokaże on charakter i odpowiednie umiejętności… Klub się zmienił. Od klubu mocno wspieranego przez Kopalnię Wujek, a później KHW, teraz tak naprawdę to my jesteśmy płatnikiem czynszu za boisko dla KHW. I to niemałego.

Jaką widzi pan przyszłość przed klubem?
– Klub musi działać w oparciu o młodych i niedrogich piłkarzy. Na innych po prostu klubu nie stać… Wierzę, że władze miasta Katowice będą go dalej wspierać i spore nadzieje pokładam we współpracy z GKS Katowice.

Czy będzie pan nadal – wedle możliwości – pojawiał się na meczach Rozwoju, licząc na drugoligowy debiut syna?
– Pewnie, że tak. Ja się nie obraziłem na Rozwój czy ludzi w nim pracujących! Od 25 lat z różną intensywnością i w różnych formach jestem z piłką nożną i pewnie tak będzie do końca życia… A co do Bartka – może moje odejście pomoże mu w tym debiucie? (śmiech). Jeśli zadebiutuje, to złośliwi nie powiedzą, że zagrał dzięki tatusiowi. Przed nim na pewno wiele pracy, ale patrząc na to, z jakim zaangażowaniem nad sobą pracuje, jestem pewien, że znajdzie sobie miejsce w dorosłej piłce nożnej.

Co dalej? Czy można spodziewać się pańskiego rychłego powrotu do pracy w jakiejś organizacji sportowej?
– Zobaczymy. W moim życiu zawsze pojawiały się propozycje, i to bardzo zaskakujące. Mam nadzieję, że życie nie pozwoli mi zbyt długo nudzić się się popołudniami…

foto: Michał Chwieduk