Podczas niedzielnej inauguracji rundy jesiennej drugiej ligi, obrońcom drużyny ze Zgody 28 przyjdzie powstrzymywać naszego dobrego znajomego, który w poprzednim sezonie był najlepszym strzelcem Elany.
– Gdy usłyszałem, że pierwszy mecz zagramy z Rozwojem, strasznie się ucieszyłem. Będziemy mogli się zmierzyć, przyjadą koledzy, choć tak patrzę na skład i już nie za wielu ich zostało, trochę się pozmieniało… – mówi Filip Kozłowski, 23-letni dziś napastnik, który przed rokiem przeniósł się z naszego klubu do Elany Toruń.
Nie ukrywamy, że wielką przyjemność sprawiają nam takie wspominki i rozmowy po latach z zawodnikami, którzy grali w Rozwoju w jednym z najpiękniejszych okresów w historii klubu, świętując awans do pierwszej ligi. Jednym z nich jest właśnie Kozłowski. Mimo że pochodzi z Kruszwicy, przy Zgody grał dwukrotnie – najpierw przez półtora (2015-16), a potem – przez pół sezonu (2017), będąc autorem jednego z goli w pamiętnym meczu w Górze, po którym zameldowaliśmy się na zapleczu ekstraklasy.
– Do dzisiaj wspominam tamten dzień. To było coś niesamowitego. Teraz awansowaliśmy z Elaną, ale wywalczyć pierwszą ligę – to jednak wyższa ranga. Pamiętamy, jak dziwnie układała się wtedy dla nas runda wiosenna. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej kolejce, gdy niektórzy już nas zdążyli skreślić – wraca pamięcią do tamtych wydarzeń Filip, z którego rok temu nikt przy Zgody nie zrezygnował.
– Rozwój chciał przedłużyć ze mną umowę, ale postanowiłem wtedy, że wrócę w rodzinne strony. Nie samą piłką przecież człowiek żyje, trzeba też myśleć o innych rzeczach. Wychodzi na to, że opłaciło mi się, choć gdybym został w Katowicach to pewnie również byłbym szczęśliwy, bo czułem się tam bardzo dobrze – podkreśla Filip.
Przy Zgody na korytarzach budynku klubowego mówiło się wtedy, że wraca do kujawsko-pomorskiego, by podjąć pracę w straży pożarnej. – Był taki pomysł. Nie wiedziałem jednak, że w Elanie tak mi się wszystko poukłada. Odpaliliśmy, jesteśmy w drugiej lidze. W poprzednim sezonie zrobiłem też prawo jazdy na tiry, co da mi w życiu alternatywę, może się też przydać w straży. Na razie jednak dam sobie jeszcze szansę w piłce. Czasem sukces przychodzi przecież w najmniej spodziewanym momencie – mówi nam.
Gdy pierwszy raz Filip znalazł się w Rozwoju, trafił tu z Pogoni Szczecin, w barwach której zadebiutował w młodym wieku w ekstraklasie. Po kilku latach wylądował w Elanie w trzeciej lidze, w której zresztą jesień – pod kątem liczb – miał mało udaną, bo zdobył tylko dwie bramki. Wiosną wpadło ich już jednak 11, czym walnie przyczynił się do awansu.
– Na początku sezonu nie grałem za wiele. Miejsce w składzie wywalczyłem dopiero w drugiej części rundy jesiennej. Nie strzelałem goli, ale trener Górak na mnie postawił, nie sadzał mnie na ławkę, ta cierpliwość była dla mnie bardzo ważna. Wiosną wszystko wychodziło mi już lepiej, „odkręciłem” się. Była forma. Jestem w swoich stronach, bliżej rodziny, głowa się poukładała. Złapałem taki luz i odpaliłem. Oby tak samo było teraz w drugiej lidze – podkreśla Kozłowski.
Pytamy, czy jeszcze ma marzenia, czy raczej patrzy już na futbol bardziej racjonalnie.
– Jasne, że mam – odpowiada natychmiast. – Po takiej rundzie, gdy złapałem bakcyla, nie mógłbym się poddawać i przestać liczyć, że coś jeszcze w piłce mi się uda. Ekstraklasa… Byłoby super tam wrócić. Różnie może się to potoczyć, ale droga do niej wbrew pozorom nie jest taka długa. Spójrzmy na Adama Żaka, w którym – tak swoją drogą – zawsze widziałem potencjał. Miał dobrą rundę w drugiej lidze, poszedł wyżej, a kto wie, co będzie, jeśli teraz w pierwszej zdobędzie też kilka bramek. Można też przytaczać przykład Arka Milika, który nie strzelał w Górniku Zabrze, kibice z nim „jechali”, ale trener Nawałka trzymał go przy sobie. Cierpliwość i zaufanie są bardzo ważne dla ofensywnych zawodników. Patrzę jednak przede wszystkim na to, co czeka mnie w niedzielę. Nie wybiegam za bardzo w przyszłość, bo gdy tak się czyni, to potem człowiekowi nie wychodzi.
W czasach pierwszego pobytu w Rozwoju, Filip mieszkał i dojeżdżał na treningi razem z Patrykiem Kunem, który potem występował w ekstraklasowej Arce Gdynia, a tego lata podpisał kontrakt z Rakowem Częstochowa.
– No jasne, że mamy cały czas kontakt! Dzwonimy do siebie, regularnie rozmawiamy. Liczę, że w Rakowie odpali i wróci do ekstraklasy, bo tam jest jego miejsce. Piłkarsko przecież Patryk jest bardzo mocny i udowodnił to nawet w Arce. Obserwowałem jego występy, teraz trener nie postawił na niego, ale mam nadzieję, ze wkrótce znów zobaczymy go na najwyższym szczeblu – mówi Kozłowski.
„Kuniol” będzie walczył z Rakowem o ekstraklasę, a Filip – z Elaną o pierwszą ligę. To chyba nie jest tajemnica, mimo że torunianie są tylko beniaminkiem, wracającym na szczebel centralny po pięciu latach.
– Klub jest poukładany. Elana miała w ostatnich latach gorsze chwile, była nawet w czwartej lidze, ale aspiracje są bardzo duże. Miasto nas wspiera, kibice żyją klubem. Będziemy się starali grać o najwyższe cele. Jestem przekonany, że podobnie jak i w poprzednim sezonie, tak i teraz beniaminkowie będą w stanie sprawić niespodziankę – twierdzi Kozłowski.
A jak będzie w niedzielę?
– Wielka niewiadoma. Na początku sezonu każdy zespół próbuje się wzajemnie rozgryźć. Rozwój jest ograny w drugiej lidze, my jesteśmy beniaminkiem. Naprawdę trudno powiedzieć, czego się spodziewać – kończy Filip.
Elana Toruń – Rozwój Katowice
1. kolejka II ligi
niedziela, 22 lipca, godz. 15:00, stadion miejski w Toruniu
Sędziuje: Damian Kos (Gdańsk)
foto: MK, SK