Perypetie wiceprezesa, trener zostawiony na stacji benzynowej, szlifowanie strzałów głową z 16 metrów i pytanie: – Panowie, a kto nam zabroni awansować? Prezentujemy kulisy historycznego, pierwszego na zapleczu ekstraklasy i zakończonego zwycięstwem wyjazdu na mecz do Grudziądza!
***
Grudziądz, 1 sierpnia 2015
Tomasz Wróbel: – Cieszy zwycięstwo, zwłaszcza że była to inauguracja pierwszej ligi i jeden z najważniejszych meczów w historii Klubu Sportowego Rozwój Katowice. Trzy punkty zdobyte na tak ciężkim wyjeździe, przeciw tak dobrym zawodnikom, tak dobrej drużynie, to coś, czego każdy chciał. Ważne słowa powiedzieliśmy sobie w szatni, tuż przed wyjściem na boisko. To naprawdę nie przypadek, że jesteśmy tu, w Grudziądzu. Każdy z nas zasłużył, by w tym momencie znaleźć się w pierwszej lidze. Ten wyjazd był dość wesoły, bo zdarzyła się jedna bardzo ciekawa sytuacja, o której może kiedyś będziemy mieli okazję porozmawiać szerzej.
Katowice, 3 kwietnia 2019 – 3 dni przed kolejną wizytą w Grudziądzu
Admin: – To chyba idealny moment, by opisać, jak wyglądały kulisy pierwszego w historii wyjazdu Rozwoju na mecz w ramach rozgrywek zaplecza ekstraklasy, który zakończył się wielką sensacją.
Rozwój prowadzi w Grudziądzu. Niezawodny Gielza. I liga – where amazing happens 🙂
— Krzysztof Brommer (@KrisBrommer) 1 sierpnia 2015
Bartosz Soliński: – Wspominaliśmy ostatnio z „Gałą”. Niby to niecałe cztery lata, ale niewielu już nas zostało. On, ja jako trzeci bramkarz, trenerzy Wróbel i Kolonko…
Przemysław Gałecki: – Jechaliśmy tam jak na skazanie. Zwycięstwa nikt się nie spodziewał.
Dawid Szulczek (wówczas drugi trener; dziś Stal Mielec): – Emocje w klubie były duże. Wielu z nas debiutowało na tym poziomie. Doświadczenie z wyższych klas w sztabie szkoleniowym miał tylko trener Motyka.
Soliński: – Sezon rozpoczęliśmy od dwóch meczów w Pucharze Polski. Ze Stalą Mielec wygraliśmy 2:0, fajnie to wyglądało. Miejsce w szeregu pokazały nam derby z GieKSą. Mocno sprowadziły nas na ziemię. Skończyło się 0:2 i łagodnie powiem, że nie był to nasz najlepszy występ.
Admin: – Kilku zawodników GKS-u po ostatnim gwizdku przybijało ci „piątkę” i mówiło: – Oj chłopie, ty to będziesz miał w lidze co robić.
Soliński: – Jechaliśmy do Grudziądza z dość dużymi obawami, jak to będzie wyglądało.
Admin: – W Grudziądzu szykowali się na piłkarskie święto, to był pierwszy mecz przy sztucznym oświetleniu. Tak zupełnie szczerze, to spodziewałem się jakiegoś łomotu. Nawet zastanawiałem się, czy w ogóle jechać. Jedź, debiutuje się raz – tak powiedział mi tata.
Szulczek: – Wyjazd był oczywiście dzień przed meczem, zaczął się śniadaniem. Współpracował wtedy z nami dietetyk Zydek z AWF. Rozpisał nam plan podróży, było to wszystko megaprofesjonalne.
Admin: – Co to wtedy było na śniadanie, co najbardziej zapamiętaliśmy?
Szulczek: – Prezes Dziura jadł krem ze szparagów i popił jednodniowym sokiem z marchewki.
Admin: – I wyskoczyło mu uczulenie.
Szulczek: – Śmiech przez łzy, że nie padło na kluczowego zawodnika… Gdy spojrzałem na prezesa, miał oczy jak bokser po przegranej walce.
Admin: – Zamiast do Grudziądza, pojechał do szpitala. Na mecz dotarł w sobotę, ale oglądał go z trybun.
Szulczek: – Straciliśmy zatem nie tylko wiceprezesa, ale zarazem kierownika drużyny. Prezes Dziura miał taki zwyczaj, że w autokarze mówił: Kolon, przelicz ich.
Admin: – Nie opowiadasz tego przypadkowo. Na jednym z postojów zostałeś na stacji!
Szulczek: – Już nie przypomnę sobie, gdzie to dokładnie było. Może okolice Włocławka? Trener Motyka powiedział mi: – Jeśli są wszyscy, to możemy ruszać. Ale Dawid, idź lepiej sprawdź. Wiadomo, jak to na postoju. Jedni są w WC, drudzy coś kupują. Obszedłem budynek dookoła i zobaczyłem, że… autokar już ruszył, był kilkaset metrów ode mnie. A ja telefon i portfel miałem w środku! Wszedłem na stację i poprosiłem pracowników, by sprawdzili w internecie stacjonarny numer do klubu i pozwolili mi zadzwonić. Okazało się, że dziewczyn w sekretariacie już nie było. Odebrał Marek Krzuś. Rozmowa była bardzo śmieszna – choć wtedy do śmiechu mi nie było – bo pan Marek chyba nie do końca zrozumiał, o co mi chodzi. Zakomunikowałem zatem w żołnierskich słowach: – Proszę zadzwonić do Kolona albo Tomka Stranca i przekazać, że mają po mnie zawrócić.
Admin: – Zrobiło się małe zamieszanie. „Kolon” odebrał telefon chyba od Marcina Nowaka. Zorientował się, że Dawid faktycznie nie siedzi na swoim miejscu. Zawołał w stronę tyłów, czy jest tam Dawid. Wszyscy myśleli, że to jakiś żart, ale niestety tak nie było. Musieliśmy zawrócić. A ujechaliśmy już dobrych kilkanaście kilometrów!
Szulczek: – Jakieś pół godziny później przyjechał autokar. Mnóstwo śmiechu, wszyscy w środku wiwatowali na mój widok. Ja dostałem jeszcze ochrzan od trenera Motyki, że niepotrzebnie obdzwaniam cały klub, zamiast zadzwonić do niego. Trener nie był zadowolony, gdy okazało się, że nie znam jego numeru na pamięć.
Admin: – Tak się jechało na pierwszą ligę. Wiceprezes w szpitalu, trener zostawiony na tankszteli.
Szulczek: – Obróciliśmy tę sytuację w żart. Uznaliśmy, że wszystkie „volty” już porobiliśmy i w meczu nie będzie błędów.
Admin: – Spaliśmy w Chełmży. Wjazd na hotelowy dziedziniec był tak wąski, że autokar miał problem się zmieścić. Po dobrych kilku minutach manewrów nasz kierowca zebrał duże brawa. To naprawdę wymagało fachowej ręki. Z pobytem w Chełmży kojarzy się jeszcze to, że było strasznie dużo jedzenia. Razem z maserem Maćkiem Mozesem wręcz trochę narzekaliśmy, bo nam było najtrudniej to spalić.
Szulczek: – Wszyscy mówili, że są przejedzeni. Dietetyk rozpisał nam lunche, obiady, podwieczorki – wszystko dwudaniowe. Mnóstwo jedzenia. Prezes Dziura nawet zastrzegł: – Jeśli nie wygracie, to ostatni raz jedliście jak królowie! No, ale potem w meczu starczyło nam paliwa.
Admin: – Gdy dojeżdżaliśmy na stadion, widzieliśmy rozpalone jupitery w tle – mecz zaczynał się o 20:00 – to powiedziałem „Solinowi”, że możemy się tu czuć trochę jak intruzi.
Soliński: – Starałem się wtedy czerpać z każdej sekundy. Wszystko było takie nowe, lepsze. Wyższa liga, lepsi zawodnicy, większe zainteresowanie. To są superwspomnienia.
Marek Kolonko: – Przed meczem prezesi Olimpii zaprosili naszych na kawę i ciastko. Chyba było coś w tym, że podchodzili do nas pewniacko, jak do kopciuszka. Usiadł też z nami trener Motyka. Powiedział gospodarzom: – Panowie, przepraszam was, ale przyjechaliśmy tu wygrać. Nie gniewajcie się – 1:0 i wyjeżdżamy. Prezesi Jambor, Waśkiewicz i Dziura spojrzeli po sobie z uśmieszkami, ale potem wyszło, kto miał rację!
Kamil Kurowski (pomocnik Rozwoju, a wówczas – gracz Olimpii; na murawie pojawił się w 72. minucie): – Tamten mecz był dla nas szokiem. Mieliśmy swoje aspiracje, graliśmy z beniaminkiem, a przegraliśmy 0:1. Bramka była naprawdę fajna. Głową, z kilkunastu metrów!
Admin: – Wojciech Król wrzucił Sebastianowi Gielzie. Końcówka pierwszej połowy.
Gałecki: – Pamiętam, że to trenowaliśmy! Wrzucaliśmy na 16. metr i uderzaliśmy z głowy. A przecież stamtąd to nieraz jest trudno trafić dokładnie nogą! Trochę się dziwiłem, bo u żadnego innego trenera nie miałem takiego ćwiczenia. Reszta chłopaków też była w szoku, ale wypaliło.
Soliński: – Wszyscy zachwycali się wtedy „Menzim” (Robertem Menzlem – dop. red.), który zagrał na „szóstce”. Każdy dołożył małą cegiełkę.
Gałecki: – Postawiliśmy autobus w polu karnym. Napsuł nam krwi Donald Djousse, ale mogło się nawet skończyć 2:0, bo „Kunik” (Patryk Kun – dop. red.) miał jeszcze dobrą sytuację. „Solin” w drugiej połowie dosyć dużo wyłapał.
Soliński: – Gdy mieliśmy rożne, to na trybunach wręcz był śmiech na widok naszej „szarańczy”.
Gałecki: – Dla kibiców to była gratka!
Soliński: – Był to jakiś sposób na przeciwnika, charakterystyczny dla drużyn trenera Motyki. Dla zwykłego kibica – coś niezwykłego. Może wtedy Grudziądz trochę nas zlekceważył, ale potem praktycznie przez całą jesień dołował.
Admin: – Nerwy w końcówce meczu były duże. Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni, chciałem dokończyć relację, wrzucić post na facebooka i zamknąć laptopa, ale… wyłączył się. W takim momencie! W zasadzie nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Kojarzę, gdy do pierwszej ligi awans robił Chrobry Głogów. Byli wtedy w Zdzieszowicach, czekali na wynik jakiegoś innego meczu, by rozpocząć świętowanie. Chłopaki z biura prasowego mieli ustawione dwie niezależne od siebie kamery i obie… wysiadły. Takie napięcie!
Soliński: – Duża niespodzianka. Myślałem sobie wtedy, że możemy ugrać coś więcej, bardziej zaistnieć w tej pierwszoligowej stawce. Potem jednak na kolejne trzy punkty czekaliśmy długo, do września.
Admin: – Na gorąco zbierałem na stronkę wypowiedź prezesa Waśkiewicza: – A więc możemy! Ta pierwsza liga to wcale nie jest wyższa szkoła jazdy, tylko trzeba włożyć trochę więcej serca i działać.
Szulczek: – Przebieg meczu z Olimpią wskazywał na to, że w kolejnych może być nam bardzo trudno o jakiekolwiek zdobycze. Trener Motyka wszedł do szatni i na bazie tej euforii po wygranej rzucił pytanie: – Panowie! A kto nam zabroni awansować?!
Admin: – Trener Kolonko ma taki zwyczaj, że po wyjazdowych meczach zaprasza bramkarza na sąsiednie siedzenie i na gorąco dzieli się spostrzeżeniami z meczu. Zawołał „Solina” i przekazał mu to, co wcześniej usłyszał od dyrektora Kamila Kosowskiego. – Jak tak Bartek będzie bronił, to jeszcze go w tym oknie sprzedamy!
Soliński: – To był jeden z moich lepszych okresów w Rozwoju. Może po tym meczu trochę się zachłysnąłem? Za szybko zadowoliłem? Było tylko gorzej, ale wtedy chciałem, by tamta chwila trwała jak najdłużej.
Admin: – Powrót do Katowic? Jak na haju.
Soliński: – Trafiłem potem na Sportowych Faktach do jedenastki kolejki!
Admin: – Dzień później, w niedzielę, Zagłębie Sosnowiec grało z Wisłą Płock. Nie ma nic lepszego niż śledzić daną kolejkę, gdy samemu odniosło się już zwycięstwo. W Płocku grał Przemek Szymiński. Płock wygrał 1:0. Zszedłem oczywiście się przywitać, a „Szymin” – jak na wychowanka przystało – ani słowa o meczu, w którym przed chwilą uczestniczył. Tylko od razu: – I jak ten Rozwój? Byłeś? Zajebiście, co?
Soliński: – Polsat ruszał wtedy z magazynem pierwszej ligi. Emitowany był w poniedziałki. Pół godziny przed rozpoczęciem już czekałem przed telewizorem!
Gałecki: – Wtedy przed wyjazdem do Grudziądza byliśmy w dużo gorszej pozycji startowej niż teraz. Wierzymy, że jest szansa, by i tym razem wrócić stamtąd z punktami.
ONI ZAGRALI W GRUDZIĄDZU
Jedenastka: Bartosz Soliński (dziś: Rozwój Katowice), Szymon Kapias (Przemsza Siewierz), Łukasz Kopczyk (GKS II Tychy – grający asystent), Przemysław Gałecki (Rozwój Katowice), Łukasz Winiarczyk (Odra Opole), Robert Menzel (wyjazd na Islandię), Robert Tkocz (ROW 1964 Rybnik), Wojciech Król (nie gra w piłkę), Tomasz Wróbel (Rozwój Katowice – grający asystent), Patryk Kun (Raków Częstochowa), Sebastian Gielza (Berland Komprachcice – futsal)
Weszli z ławki: Filip Kozłowski (Elana Toruń), Joshua Balogun Kayode (Agroplon Głuszyna), Bartosz Jaroszek (GKS Jastrzębie).
Na ławce: Bartosz Gocyk (Pniówek Pawłowice), Jakub Czapliński (Jarota Jarocin), Adam Czerkas (Raków II Częstochowa), Adam Żak (GKS Jastrzębie).
Sztab szkoleniowy: Marek Motyka (bez klubu), Tomasz Stranc (Piast Gliwice), Dawid Szulczek (Stal Mielec), Marek Kolonko (Rozwój Katowice), Maciej Mozes (własna działalność).
Olimpia Grudziądz – Rozwój Katowice
27. kolejka II ligi
sobota, 6 kwietnia, godz. 18:00, stadion w Grudziądzu
foto: Tomasz Nowak/egrudziadz.pl