– Dobrze czuję się w Rozwoju, bo mamy fajną ekipę i wierzymy, że możemy kolejny raz zrealizować cel, czyli utrzymanie. Ja jednak też stawiam przed sobą cele indywidualne – mówi środkowy pomocnik i jeden z liderów naszej drużyny.
Niedawno skończyłeś 26 lat. Jaki to wiek dla piłkarza?
– Najlepszy do grania! Można osiągnąć swoje maksimum fizyczne, mentalne, organizm jest najbardziej wydolny. Perspektywiczny już nie jestem, ale stary – też nie.
Mając 19 lat, zadebiutowałeś w ekstraklasie. Masz przeświadczenie, że piłkarska droga nie ułożyła się tak, jak mogła?
– Przez pryzmat tych minionych sezonów mogę powiedzieć, że czuję pewien niedosyt. Wiem, gdzie mogłem być, a gdzie jestem teraz. Trochę to płytkie, może niemądre tłumaczenie, ale naprawdę miałem trochę pecha.
Rozwiniesz?
– Nie wiem, czy jest sens… Pamiętam, że jadąc kiedyś na zimowe zgrupowanie z Górnikiem, byłem dość blisko składu. Taki zawodnik trzeci-czwarty do zmiany. Wróciliśmy z obozu, ekstraklasowy mecz przełożono nam z powodu śniegu, a ja… na treningu doznałem urazu, który wyeliminował mnie na dwa miesiące. Młodemu zawodnikowi zawsze trudno jest potem wskoczyć z powrotem w to miejsce, na które długo wcześniej pracował. Druga sprawa: gdy poszedłem na wypożyczenie do Zawiszy Bydgoszcz, grałem od początku wszystkie mecze. Strzeliłem dwa gole. Na trening przyszedł młody chłopak, walczyliśmy o bezpańską piłkę, poszła w kozioł, skoczyłem do głowy i… skończyło się tak, że miałem tę głowę rozciętą. Było nawet podejrzenie jakiegoś guza, dwa tygodnie spędziłem w szpitalu, zrobiono mi wiele badań. Nie mogłem grać przez miesiąc. W międzyczasie zmienił się trener – Ryszard Tarasiewicz za Jurija Szatałowa – drużyna odpaliła, a ja wszedłem chyba tylko raz czy drugi na zmianę. Awansowaliśmy do ekstraklasy. Kto wie, jak potoczyłoby się to, gdybym wtedy w Bydgoszczy został, ale nie było nawet tematu. Musiałem wrócić do Zabrza. Grałem tylko w rezerwach Górnika, w trzeciej lidze. W ekstraklasie już potem ani razu nie wystąpiłem. Swoje jednak się nauczyłem. Trener Nawałka miał ogromną wiedzę, ja wtedy byłem młodym chłopakiem i chłonąłem wiedzę jak gąbka. Trochę mi w głowie z tamtego okresu zostało, swoje zapamiętałem i to procentuje do dzisiaj.
Czujesz sam po sobie, że jesteś lepszym zawodnikiem niż w chwili, gdy na początku 2017 roku trafiłeś do Rozwoju z Legionovii?
– Nie ma co ukrywać. Biorę na siebie większy ciężar gry niż we wcześniejszych latach. Gdy grałem w ROW-ie, mieliśmy sporo doświadczonych zawodników o dużych umiejętnościach; również w środku pola, jak choćby Mariusz Muszalik. Był superpiłkarzem, fajnie się z nim grało. Nie chcę, żeby zabrzmiało to źle, bo w Rozwoju mamy fajną ekipę, ale tu siłą rzeczy, przy tylu młodych zawodnikach, jest większe pole do popisu i wzięcia odpowiedzialności. Czuję, że dużo mogę; że jestem w stanie bardzo pomóc zespołowi. Szkoda tylko, że brakuje nam punktów.
Są zawodnicy, którzy w pewnym wieku nie zamierzają już tułać się po Polsce i wybierają stabilność. Długi kontrakt z Rozwojem podpisał choćby Kamil Łączek. Jak to jest z tobą?
– Dobrze czuję się w Rozwoju, mamy fajną ekipę i wierzymy, że możemy kolejny raz zrealizować cel, czyli utrzymanie. Ja jednak też stawiam przed sobą cele indywidualne. Gram po to, żeby się rozwijać, iść wyżej. Mój najbliższy cel to znalezienie się w pierwszej lidze, dlatego poświęcam się w pełni tylko piłce. Koledzy namawiali mnie kiedyś na kursy trenerskie, zastanawiałem się nad tym, ale stwierdziłem, że na razie nie jest to dla mnie. W tym wieku, w jakim jestem, nie myślę o tym. Mam jeszcze kilka lat grania przed sobą. Jeśli będę starszy, może coś się zmieni, ale na razie chcę być jak najlepiej przygotowany do każdej rundy, każdego meczu, by pokazywać swoją wartość i dać sobie szansę, by jeszcze trafić gdzieś wyżej. Nie ukrywam, że na to liczę.
Będąc w Rozwoju, wiele propozycji odrzuciłeś?
– Nie, nie odebrałem ani jednego telefonu z konkretami. Tak naprawdę jeśli coś było, to tylko pogłoski.
Zauważyłeś, że w każdym klubie, w którym grałeś, byłeś „pod prądem”? Albo walka o awans, albo o utrzymanie.
– Nie zastanawiałem się nad tym, ale gdy tak szybko w głowie sobie prześledziłem, to faktycznie. Nigdy nie było spokoju. Nie miałem takiego sezonu, którego końcówkę można by już sobie gać o pietruszkę. Jest ciekawie. Myślę, że to dobrze. Jest mobilizacja, by pokazywać swoje umiejętności.
Pamiętasz rundę, w której twoja drużyna miałaby takie problemy jak Rozwój?
– Pierwszy raz się to zdarza. Od początku sezonu wszystko nieszczęśliwie się zbiegało. Już na starcie sezonu wiedzieliśmy, że nie będzie lekko, bo inne zespoły mają zwykle szersze kadry. Do tego doszły absencje „Kowala” i Tomka Wróbla, „fajny” wyjazd do Boguchwały, zaczęły też się pojawiać pauzy za kartki… Tomka brakuje bardzo. To postać, która zawsze jest w stanie zrobić coś z niczego. W wielu meczach brakowało nam takiego impulsu, kropki nad „i”, którą Tomek byłby w stanie zagwarantować. Cieszymy się, że wrócił „Kowal”, do którego każdy ma szacunek. Oglądałem konferencję trenerów po wygranej z Gryfem. Trener Bosowski podkreślił też, że ceni go niezwykle za to, jakim Marcin jest człowiekiem. Widać to na boisku. Biegnie do każdej piłki, nie odpuszcza. Zwłaszcza w naszej sytuacji tacy ludzie są potrzebni.
Po zwycięstwie z Gryfem trochę nam ulżyło?
– Ja to mówię, że tym meczem zapaliliśmy sobie światełko w tunelu. Wyszliśmy trochę inaczej ustawieni. Zakładaliśmy pressing, odpowiadało nam to, że przeciwnik grał trójką z tyłu. Nasi dwaj napastnicy ogarnęli to, kilka razy spressowali. Fajnie to wyglądało zwłaszcza w pierwszej połowie. Nie wiem, czy jedynym, ale na pewno minusem tego ustawienia jest to, że brakuje takiej „dziesiątki”, która pomoże w ofensywie, a i w defensywie zbierze jakąś piłkę. Z Olem Lazarem jednak jakoś w środku się w dwójkę uzupełnialiśmy, podpowiadaliśmy sobie, a to na boisku jest najważniejsze. Olo zagrał dobry mecz.
Jak oceniasz teraz tabelę?
– No co, dalej jest dramatycznie. Ta wygrana sprawiła, że wygląda już trochę lepiej, ale każdy zdaje sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy. Do końca roku musimy uzbierać jak najwięcej punktów, żeby przezimować z tym zapalonym światełkiem w tunelu. Robimy wszystko i staramy się, by tak było. Dwa najbliższe ligowe mecze – z ROW-em i Resovią – będą bardzo ważne. Z Gryfem pokazaliśmy, że można, więc do Rybnika pojedziemy nie po remis, nie po to, żeby się zamurować, a z chęcią zwycięstwa.
Serce ciut mocniej zabije?
– Nie wiem, czy aż tak, bo już parę razy z ROW-em się mierzyłem. Jeszcze kilku chłopaków, z którymi razem graliśmy, w Rybniku zostało. Cieszę się na ten mecz.
Pod pewnymi względami, twój pobyt tam nie był udany.
– Po pół roku – spadek z pierwszej ligi, potem – brak awansu… Nikt jednak na nas nie stawiał, a nam do powrotu do pierwszej ligi zabrakło kilku minut. Od tamtej pory jednak w klubie się pozmieniało. Jest większy nacisk na młodzież, w mieście daje się odczuć, że ważną rolę odgrywa żużel. Wracając do sobotniego meczu, dużym atutem ROW-u są stałe fragmenty gry. Musimy się na tym skupić i dobrze to rozpisać, dobrze kryć w polu karnym, by nie stracić jakiejś głupiej bramki, która albo ustawi, albo skończy spotkanie. To będzie najważniejsze.
Tuż po wyjeździe do Rybnika czekać nas będzie walka z Wisłą Puławy w Pucharze Polski.
– Nikt nie ukrywa, że jeśli wygramy, to będzie to kolejny zastrzyk gotówki dla klubu. W grę wchodzą pieniądze, które nie są dla Rozwoju małe. Pojedziemy do Puław z jasnym celem: wygranej i przejścia do kolejnej rundy. Wierzę, że to się uda. Po losowaniu trochę żałowałem, bo chciałoby się trafić na jakiegoś bardzo atrakcyjnego rywala, ale w szatni siedliśmy potem, pogadaliśmy i uznaliśmy, że to też może być fajna droga. Jeśli pokonamy Wisłę – a łatwo na pewno nie będzie – to w 1/8 finału los nam to wynagrodzi, a jeszcze pomożemy klubowi finansowo.
Michał PŁONKA
urodzony: 8.10.1992 w Knurowie
pozycja na boisku: środkowy pomocnik
kluby: Piast Gliwice, Gwarek Zabrze, Górnik Zabrze (2011-12), Zawisza Bydgoszcz (2013), Górnik (2013), ROW 1964 Rybnik (2014-16), Legionovia (2016), Rozwój Katowice (2017-?)
w ekstraklasie: 3 mecze/0 goli, w I lidze: 22/4, w II lidze: 125/17, w ROW-ie: 67/10, w Rozwoju: 58/8
foto: Tomasz Błaszczyk