Moje przemowy motywacyjne? Jeszcze nie są wysokich lotów [WYWIAD]


solin rakow kapitan mk news

Po piątkowym remisie w Bytomiu pogadaliśmy z Bartoszem Solińskim, którego dziś trzeba tytułować już nie tylko bramkarzem Rozwoju, ale i – w obliczu nieobecności Grzegorza Fonfary – także kapitanem.

W piątkowym meczu z Polonią Bytom znów pełniłeś rolę kapitana Rozwoju.
– Już po raz trzeci. To była dla mnie dość niespodziewana decyzja. Przez kilka wiosennych meczów byłem poza „osiemnastką”, potem zagrałem dwa razy i sytuacja tak się ułożyła, że trener wyznaczył mnie jako kapitana. Dla wychowanka to zawsze fajna sprawa, ale i nowa sytuacja. Nie do końca odnajduję się jeszcze w tym układzie, ale jak długo będzie mi to dane, to z tygodnia na tydzień będę się starał spisywać w tej roli jak najlepiej i jak najbardziej odpowiedzialnie.

Czy trener Krawiec uzasadniał jakoś przekazanie ci opaski?
– Przed wyjazdem do Kołobrzegu okazało się, że z Kotwicą nie zagra Grzesiu Fonfara. Nie oczekiwałem, że to ja przejmę po nim rolę kapitana. Wydaje mi się, że było kilku kandydatów bardziej oczywistych.

Na przykład?
– „Mielu” (Damian Mielnik – dop. red.) albo Marcin Kowalski… Gdy „Fonfi” zszedł w którymś z meczów, to właśnie „Kowal” wziął po nim opaskę. Byłem więc lekko zdziwiony, ale coraz bardziej się z tym oswajam. Trener nie uzasadniał, tylko przekazał wiadomość. Wspomniał o tym przed wyjazdem i na odprawie. Było mi miło.

Rzeczywiście wiąże się to z dodatkowym obciążeniem?
– Na pewno z większą odpowiedzialnością. Wyprowadza się zespół na boisko, jest przemowa motywacyjna przed meczem… Nie ukrywam, że nie są to jeszcze przemowy wysokich lotów (śmiech). Wierzę, że z biegiem czasu będą coraz bardziej naturalniejsze.

Odwołujesz się w nich do przeszłości, szukasz barwnych porównań, czy po prostu kilka żołnierskich słów?
– Na razie lecę spontanicznie, co mi ślina na język przyniesie. Koledzy się śmieją, że chyba nie wychodzi, skoro początki meczów ostatnio nie są w naszym wykonaniu zbyt dobre (śmiech).

Byłeś pewny, że w Bytomiu wyjdziesz w pierwszym składzie?
– Wiadomo, że analizowaliśmy bramkę straconą z Rakowem. Oczywisty mój błąd, nie ma o czym mówić. Od początku tygodnia nie dawano mi jednak odczuć, że idę w odstawkę; że jeśli popełnię kolejny błąd, to wypadam z bramki. Nie – to raczej była pozytywna motywacja. Wiedziałem, że zagram po raz kolejny. Był to dla mnie szczególny mecz, bo przeciw mojemu byłemu klubowi. Byłem w Polonii pół roku, ale akurat przy Olimpijskiej nie było mi dane dotąd wystąpić.

I jakie wrażenia?
– No fajnie. Szkoda tylko, że tak mało było kibiców, ale aura ich odstraszyła. A co do meczu – można żałować straconych przez nas dwóch punktów.

solin rozwoj zambrow mk neews

Wspomniałeś o pogodzie. Taki ulewny deszcz bardzo przeszkadza bramkarzowi?
– Padało praktycznie od wtorku, ale na boisku w Bytomiu nie było żadnych kałuż. Jedyną niedogodnością był piasek wysypany pod bramką. Trzeba było uważać. Wiadomo, że bramkarz nie może sobie pozwolić na to, by się poślizgnąć. Wtedy to katastrofa. Ważne jest dobranie dobrego obuwia na mecz. A deszcz? Nie zwracam uwagi. Jeśli mam być szczery, dużo bardziej przeszkadza mi wiatr. Szczególnie przy wrzutkach to duże utrudnienie. A deszcz? Nawet lepiej, bo piłka dostaje poślizgu, gra jest szybsza.

Strój w przerwie musiałeś zmieniać?
– Nie zmieniałem, bo w pierwszej połowie – trzeba to otwarcie przyznać – za dużo do roboty akurat nie miałem.

To przynajmniej pan Józek będzie zadowolony, że mniej prania.
(śmiech). No tak, ale w polu graliśmy na biało, więc nie wiem, czy jest taki szczęśliwy.

W końcówce miałeś sporo pracy i pomogłeś w zdobyciu punktu. Która interwencja była najtrudniejsza?
– Jeszcze przy stanie 1:0, po uderzeniu w „długi” róg Musiolika. Byłem zasłonięty, trafił między nogami Bartka Sobotki. Najtrudniejsza była jednak… stracona bramka. Nie udało się uchronić zespołu.

Z czego wynikał fakt, że Rozwój rozegrał w piątek tak diametralnie różne połowy?
– Specyfika tej ligi ma to do siebie, że jeśli nie zamkniesz meczu na 2:0, to najczęściej w drugiej połowie przeciwnik dochodzi do głosu i ma swoje sytuacje. Zresztą, spójrz na te trzy nasze ostatnie spotkania. Z Rakowem było to samo, tylko w odwrotną stronę. Raków w pierwszej połowie? To była megadominacja. Potem my byliśmy lepszym zespołem. Co kolejkę – czy z Zambrowem, czy Błękitnymi – graliśmy różne 45 minut. Nie wiem, czym to spowodowane. W niektórych przypadkach udało się dowieźć wynik do końca, w niektórych nie. Nie może być tak, że za każdym razem po zdobyciu bramki na tym poprzestajemy. Wiadomo, że przeciwnik zawsze będzie miał jakąś okazję. Tym bardziej w tak trudnych warunkach, jak w Bytomiu. Przy straconej bramce jeszcze ktoś się poślizgnął… Sytuacja losowa. Byłoby jednak wcześniej 0:2, to pewnie nie byłoby o czym gadać.

Życzliwi powiedzą, że Rozwój ostatnio nie przegrywa, złośliwi – że nie wygrywa. Ty jako kibic byłbyś po której stronie?
– Ja tak pośrodku. Niby ciułamy te punkty, ale mamy przed oczami tabelę. Widzimy, że wszystkie zespoły z dołu punktują. Nawet te 36, 37 punktów raczej nie da utrzymania (Rozwój ma dziś 31 – dop. red.). Zostało sześć kolejek. Nie mamy też łatwego terminarza. Musimy być do końca skoncentrowani i korzystać z każdej okazji do zgarnięcia pełnej puli.

W majówkę uda się choć trochę odpocząć od piłki?
– Po sobotnim treningu dostaliśmy dwa dni wolnego. Spotkam się ze znajomymi, ale z pewnością będę śledził wyniki. Trzeba być na bieżąco.

solin rozwoj rakow mk news

foto: Marta Kołodziejczyk