„Nie mamy mocarstwowych zapędów. Przyświecają nam inne cele” [WYWIAD]


majsner_bosowski_blekitni_tbla

– Dla wielu naszych młodych zawodników druga liga będzie niczym poligon doświadczalny z ciężkim sprzętem i polem minowym – mówi Rafał Bosowski, jeden z trenerów Rozwoju Katowice, przed startem sezonu.

A gdyby tak ktoś w centralnej Polsce, dyskutując o drugiej lidze, powiedział: „Zobacz, ten Rozwój miał świetną wiosnę, nie dokonał wielu zmian w kadrze, więc chyba będzie się liczył w walce o najwyższe cele”? Co by pan odpowiedział?
– Ciekawe pytanie. Patrząc na nasze personalne ubytki, to pod względem umiejętności czysto sportowych jesteśmy w stanie je zastąpić. Będzie nam jednak brakowało charyzmy Michała Czekaja czy Michała Szeligi, Adama Żaka czy najlepszego z naszych młodzieżowców, a więc Kacpra Tabisia. To były mocne postacie w naszej szatni. W ich miejsce ściągnęliśmy dwóch Damianów, Lepiarza i Niedojada. Nie szalejemy na rynku transferowym. Chcieliśmy konkretnych ludzi, tak jak to miało miejsce zimą. Wtedy sprowadziliśmy Tomka Wróbla i Seweryna Gancarczyka, potem dołączył jeszcze do nas Rafał Kuliński. Teraz mamy Niedojada w postaci „dziewiątki” za Żaka oraz Lepiarza w miejsce dwóch stoperów.

Uciekł pan od pytania.
– Naszym celem z pewnością jest spokojne utrzymanie. Nie mamy mocarstwowych zapędów, walki o awans za wszelką cenę. Przyświecają nam inne założenia, jak ogrywanie największej możliwej liczby młodych ludzi, naszych wychowanków. Spokojne utrzymanie i wysokie miejsce w Pro Junior System zadowoli w klubie nas wszystkich.

Doszło czterech spadkowiczów i czterech beniaminków. Druga liga zmieniła się niemalże w połowie. Spora niewiadoma?
– Z pewnością jest to teraz bardziej interesująca liga pod względem kibicowskim, skoro doszły takie marki jak Ruch, Widzew czy Elana, która też ma swoje możliwości i ambicje. Górnik Łęczna też będzie chciał po spadku szybko wrócić tam, gdzie jego miejsce. Obserwując ruchy kadrowe w innych zespołach, można powiedzieć, że będzie trudniej niż w poprzednim sezonie, ale i zarazem ciekawiej.

Po raz pierwszy jesienią rozegranych zostanie aż 21 kolejek, nie zapominajmy też o Pucharze Polski.
– To coś nowego. Jeśli którejś z drużyn źle poukłada się ta jesień, to w pozostałych 13 kolejkach już trudno będzie wiosną zareagować, pozbierać się. Jako sztab szkoleniowy, przygotowujemy zespół tak, by funkcjonował od pierwszego do ostatniego meczu. Nie ma mowy o żadnej asekuracji. Nie będzie słów w stylu: „Spokojnie, odpalimy w szóstej kolejce”. W Polsce chyba żaden z trenerów nie ma takiej możliwości, bo po trzech kolejkach już… mógłby nie pracować. Trzon naszego zespołu został i z tego się cieszymy. Przyznam, że największą niewiadomą jest forma Damiana Niedojada. W trzeciej lidze skończył sezon później niż my, potem wszedł z nami w bardzo mocny trening. To znak zapytania.

Można powiedzieć, że w poprzednim sezonie utrzymanie dała nam przede wszystkim dobra wiosna, a wygraną w Pro Junior System – przede wszystkim jesień, kiedy występowało wielu młodzieżowców, ale brakowało dobrych wyników. Jak wyważyć te proporcje?
– To jedna z trudniejszych kwestii, która nas dotyka. Mamy chłopaków z roczników 2001, 2002, Bartek Baranowicz jest nawet z 2003. Jeśli mówilibyśmy teraz o chłopakach 20-letnich, którzy mieli już styczność z seniorską piłką, ogrywali się w rezerwach swoich klubów, to procentowa szansa pomyłki byłaby mniejsza. My startujemy jednak z chłopakami, dla których druga liga to w większości nowość. To poligon doświadczalny z ciężkim sprzętem i polem minowym, dlatego musimy mądrze wprowadzać chłopaków do pierwszego składu. Powtarzamy im, że jedyna droga do sukcesu to ciężka praca. Sam talent to może tylko jeden procent sukcesu – może spowodować, że ktoś na ciebie wcześniej zwróci uwagę. Przykładem niech będzie Arek Milik. W jego roczniku biegało obok kilku może i bardziej utalentowanych zawodników, ale największą karierę zrobił Arek – nie umniejszając niczego Konradowi Nowakowi czy Przemkowi Szymińskiemu. Oni mieli w sobie upór, umiejętność znoszenia porażek, przekuwania ciężkich chwil w coś fajnego. Powtarzamy naszym wychowankom wchodzącym do pierwszej drużyny, że „talent” to słowo przereklamowane. Do sukcesów dochodzą tylko ci, którzy bardzo ciężko pracują.

Zewsząd sypią się komplementy dla Bartka Baranowicza.
– Bo to chłopak megautalentowany. Druga liga stawia jednak przed naszymi młodzieżowcami wymagania. Największe to fizyczność. Nie są to jeszcze zawodnicy, którzy będą w stanie rozegrać 21 kolejek. Siłami Bartka będziemy mądrze szafowali. Mamy w klubie Sławka Mogilana, doskonale znającego młodzież, który pomaga nam i doradza. Michał Majsner bodźcuje młodym chłopakom obciążenia. Nie jest tak, że pracują niczym dorośli, ukształtowani piłkarze. Musimy trzymać rękę na pulsie, by nie przesadzić, dlatego też nie zamykamy się na trzy nazwiska młodzieżowców, a obracamy się w gronie 6-7, którzy kandydują do składu. Każdego z nich staramy się zagospodarować jak najlepiej do potrzeb drugoligowych.

majsner bosowski rozwoj jastrzebie mk news

Z jednej strony, teraz brak młodzieżowców z najstarszego rocznika to jakiś problem, a z drugiej – rozwinąć znacząco mogą się ci młodsi.
– Taką mamy nadzieję. Celem klubu jest pomóc młodym chłopakom w rozwoju. Po to mamy w szatni Tomka Wróbla, Seweryna Gancarczyka, Przemka Gałeckiego czy kilku innych zawodników, którzy młodzieży bardzo pomagają. Są dla nich takimi surowymi, ale sprawiedliwymi piłkarskimi rodzicami. Zwróćmy jednak uwagę, że spora część zespołu to chłopcy w wieku 23, 24, 25, 26 lat. Mamy Michała Płonkę, Przemka Mońkę, Damiana Lepiarza, Damiana Niedojada, Rafała Kulińskiego, Daniela Paszka niewiele starszego Kamila Łączka. Grupa zawodników znajdujących się w najlepszym wieku do grania jest bardzo duża. Oprócz tej trampkarsko-juniorskiej ekipy mamy też dojrzałych ludzi, dlatego ta mieszanka tworzy fajną ekipę, a jedna część bez drugiej nie jest w stanie funkcjonować i z tego trzeba zdawać sobie sprawę. Jeśli chcemy wygrywać Pro Junior System, zarabiać pieniądze, to starsi muszą współpracować z młodymi. Jasne, że oni czasem popełnią błąd, zrobią coś źle, ale trzeba wtedy przymrużyć oko, poklepać, a nie ganić. Przecież każdy z nas kiedyś był bardzo młody i popełniał błędy.

Za nami wybory kapitana?
– Zostaje po staremu. Marcin Kowalski bardzo dobrze wykonuje te obowiązki. Łączy szatnię. Ma dobry kontakt zarówno z młodymi, jak i starszyzną. Powtarzamy młodzieży, że musi szybko dostosowywać się do realiów szatni seniorskiej, a starszych prosimy o cierpliwość i wyrozumiałość względem młodych. Nie każdy z nas w wieku 16 czy 17 lat był już przecież poukładanym człowiekiem.

Czy Rozwój jako klub znajduje się już na swojej optymalnej drodze, czy jeszcze jej szuka?
– Innej drogi nie ma. Bardzo dobra praca z młodzieżą, wysyłanie kolejnych zawodników w świat, zarabianie pieniędzy – dzięki temu klub może funkcjonować. Są miejsca, gdzie działa się inaczej, wsparcie z różnych stron jest inne, ale my o to wszystko musimy ciężko walczyć. Wygrana w Pro Junior System ułatwia wiele spraw związanych z bytem klubu.

Po udanej wiośnie oczekiwania względem Rozwoju siłą rzeczy wzrosły?
– Jeśli bylibyśmy klubem, który doskonale radzi sobie finansowo i nie ma takiego ciśnienia jak my na wprowadzanie młodych ludzi, to pewnie odpowiedziałbym twierdząco. Dziś kadrę mamy już zamkniętą i wiemy jednak, że będziemy dalej ogrywać jak największą liczbę młodzieży. Gramy w ciekawej lidze, bez faworytów. Nie ma co ukrywać – przed nami na pewno kilka ciężkich chwil, może i kryzysów, bo inaczej się nie da. Mimo że rozegraliśmy bardzo dobrą wiosnę, to ta jesień jest dużą niewiadomą. Jesteśmy jednak optymistami.

Skrzywił się pan, gdy po raz pierwszy obejrzał pan terminarz, a w nim na „dzień dobry” mecze z beniaminkami Elaną Toruń i Widzewem?
– Spokojnie. Przecież i tak musimy rozegrać każdy mecz. Wiadomo, że na początku wiele drużyn wolałoby uniknąć beniaminków, zazwyczaj wchodzących do ligi na fali, euforii, na pełnym gazie. To pokazał miniony sezon, zakończony awansem Jastrzębia, ŁKS-u, Garbarni. Te zespoły okazywały się nie do powstrzymania. Wracając do pytania, z każdym musimy zagrać. Nie ma co zastanawiać się, czy lepiej wcześniej, czy później.

Ma pan jakiś szczególnie wypatrywany mecz?
– Nie, choć z pewnością każdy z nas czeka na wyjazd na Widzew. Zagrać przy 17-tysięcznej publiczności to moment, dla którego uprawiamy ten sport.

Ruch, Widzew, wielu innych znanych rywali… Jako Rozwój chyba po prostu możemy być dumni, że znaleźliśmy się w tak fajnej lidze.
– O to walczyliśmy. Przekonujemy chłopaków do ciężkiej pracy, aby w przyszłości mogli regularnie przeżywać podobne mecze do tych z Ruchem czy Widzewem. Jestem przekonany, że one spowodują, iż wielu naszych zawodników dostrzeże sens tego, co robią, a móc przeżywać takie chwile w wieku 17 czy – jak „Barry” – 15 lat to coś wyjątkowego.

rafal_bosowski_gwardia_koszalin

foto: MK, TB, SK