Osiągnęliśmy wynik godny uznania [WYWIAD]


Trenerzy Marek Koniarek i Rafał Bosowski podsumowują minione półrocze w wykonaniu Rozwoju Katowice.

W 21 kolejkach uzbieraliśmy 21 punktów i znów zimujemy w strefie spadkowej. Ocena tego dorobku nie może być jednak jednoznacznie negatywna?
MAREK KONIAREK: Wiele osób wciąż odbiera nas przez pryzmat świetnej wiosny.
RAFAŁ BOSOWSKI: Spójrzmy, jak zmieniała się ta drużyna. Ci, którzy są blisko klubu, wiedzą, że 21 punktów i 1/8 finału Pucharu Polski to wynik godny uznania.

Dlaczego?
RAFAŁ BOSOWSKI: Przypomnijmy jeszcze raz to, co działo się półtora roku temu. W klubie było ciężko. Rozwój miał za sobą sezon w pierwszej lidze i sezon w drugiej lidze, zakończony utrzymaniem w ostatniej kolejce. Nie mówię broń Boże, że poprzedni zarząd czynił źle, bo wszyscy starali się, by było jak najlepiej, ale niewiele brakowało, by sytuacja zmusiła nas do wycofania zespołu. Sławek Mogilan z pomocą Arka Milika pociągnęli to jednak. Pojechaliśmy na obóz, zebraliśmy ekipę, zdobyliśmy 17 punktów. Dla tych, którzy oceniali z boku, nie było to żadnym wynikiem. Ci jednak, którzy wiedzieli, że Rozwoju na szczeblu centralnym praktycznie mogło już nie być, odbierali to już inaczej. W poprzednich latach wymiana kilkunastu zawodników była czymś normalnym. Rok temu zimą dokonaliśmy dwóch wzmocnień: dołączyli do nas Tomek Wróbel i Seweryn Gancarczyk. Odpaliło. Zaskoczył Adam Żak, zaskoczył Kacper Tabiś. Był to pierwszy sezon od dłuższego czasu, gdy byliśmy pewni realizacji celu – a więc utrzymania – na trzy kolejki przed końcem. Wygraliśmy Pro Junior System, co było takim naszym mistrzostwem świata. Czterech podstawowych zawodników latem odeszło do pierwszej ligi.

Michał Czekaj, Michał Szeliga, Kacper Tabiś, Adam Żak…
RAFAŁ BOSOWSKI: Do tego dodajmy jeszcze kontuzje Tomka Wróbla i Bartka Golika, chorobę oraz uraz Marcina Kowalskiego, problemy zdrowotne Przemka Gałeckiego, Michała Płonki i Seweryna Gancarczyka. Wychodzi na to, że w niektórych jesiennych meczach, w porównaniu do wiosny, graliśmy niemalże zupełnie inną jedenastką! Gdybyśmy mieli kadrę składającą się z 30 zawodników – OK, ale my mieliśmy 20. Trzeba było sobie radzić. Wiosną podstawowych młodzieżowców, Bartka Golika i Kacpra Tabisia, traktowaliśmy w zasadzie jak seniorów. Jesienią Kacpra już nie było, Bartek doznał kontuzji. W ich miejsce wskoczyć musieli juniorzy. W poprzednim sezonie zadebiutowało u nas 11 zawodników z roczników 2000, 2001, 2002, 2003. W tym sezonie – kolejnych trzech. To juniorzy, którzy wchodzą do seniorskiej drugoligowej piłki, nie mając żadnego przetarcia.

Jak ważna dla Rozwoju jest obecność w drugiej lidze?
RAFAŁ BOSOWSKI: Ogromnie. Pokazać 16-letniego chłopaka na takim poziomie to wyczyn. W tym wieku „ginie” wielu juniorów, a u nas mogą grać na szczeblu centralnym, gdzie przeprowadzane są transmisje, jest wielu skautów. Sami widzimy po naszym klubie, jakie jest zainteresowanie. Konkurencja na Śląsku jest ogromna. Niektórzy pytają nas, dlaczego nie chcemy grać w Centralnej Lidze Juniorów. Zgoda, moglibyśmy, ale prawie wszyscy młodzi są w kadrze drugoligowej drużyny. No i to też koszty. Mamy tylko jedną „CLJ-kę”. Prowadzi ją trener Mogilan. To U-15, a starszych chłopaków pokazujemy w drugiej lidze. Może nie wszyscy są jeszcze na to gotowi, w kadrach większości naszych rywali pewnie nie byłoby dla nich miejsca, ale nas do takiego działania zmusiło życie.
MAREK KONIAREK: Pamiętam, jak kiedyś na młodych w drugiej lidze musiał postawić GKS Katowice. Wzięliśmy od Jasia Furtoka z zespołu juniorów sześciu ludzi i zaczęli grać! Nagle wyskoczyli Sznaucner, Gajtkowski, Szala. Prezes Dziurowicz widział, że nie przegrywamy, to dołożył do nich kilku starszych, jak Marek Świerczewski, i tak powstała dobra drużyna. W Rozwoju mamy nie tyle młodych, co bardzo młodych. Bartek Baranowicz jest najmłodszy w całej lidze, ma przed sobą pięć sezonów gry jako młodzieżowiec. Bartek Neugebauer – cztery. Reszta, z rocznika 2001 – po trzy. To wielki kapitał.
RAFAŁ BOSOWSKI: Dopasowaliśmy do tej młodzieży starszych, ale odpowiednich charakterologicznie. Przed sezonem 2017/18 mocno oczyściliśmy szatnię. Niektórzy zawodnicy nie bardzo widzieli się w takiej koncepcji. Kilku wręcz pukało się w czoło, że nie damy sobie rady. Nie wierzyli, ale myśmy wierzyli i dziś nie jesteśmy na straconej pozycji. Wykładnikiem jakości takich klubów jak Rozwój powinno być to, ilu zawodników trafia z juniorów do piłki seniorskiej. Na tym się skupiamy.

Jesienią przeżyliśmy wiele miłych chwil. Start w Pucharze Polski, wygrana w Elblągu po golu „Czesia”, pokonanie ROW-u w dziesiątkę, wyszarpane remisy w Łęcznej czy na Widzewie…
RAFAŁ BOSOWSKI: Fakt. Mimo wszystko, będę jednak powtarzał, że jeśli ktoś wymaga cudów, to w okolicy nie brakuje klubów zarządzanych przez miasta, z ogromnymi nakładami finansowymi. W przypadku Rozwoju momentami trudno nie odnieść wrażenia, że na drugą ligę nas po prostu nie stać. Ona stawia coraz większe wymagania organizacyjne. Kluby pod tym względem szybko uciekają. My możemy nadrabiać to tylko ciężką pracą i sercem. Kilku ludzi naprawdę codziennie zasuwa dla tego klubu, a i to czasem okazuje się zbyt mało. Niektórzy śmiali się, że wielokrotnie dziękowaliśmy miastu za to, że ufundowało nam wyjazd do Puław. Dla nas była to duża rzecz. Miasto patrzy na nas coraz przychylniej, za co jesteśmy wdzięczni. W Rozwoju nie wszyscy żyją z piłki. Razem z Markiem Kolonką wstajemy o piątej, spotykamy się w klubie na kawie, zostawiamy samochody i idziemy 500 metrów na kopalnię. Wracamy po południu. Czasem przyjeżdżają do nas trenerzy na staże i nie wierzą, z czym się borykamy. Na przekór wszystkiemu, jesteśmy na szczeblu centralnym.

Jak widzicie to wszystko w kontekście wiosny?
MAREK KONIAREK: Jeśli mielibyśmy dziś na koncie 17 punktów, to rozmowa byłaby inna. Mamy jednak 21 – zatem szkoda byłoby nie powalczyć. Zdajemy sobie sprawę, że klub nie może się zadłużać. Gdyby przed sezonem ktoś powiedział mi, co się będzie jesienią działo, ile będzie personalnych problemów i kontuzji, to te 21 punktów przyjąłbym w ciemno. Myśmy chyba tylko dwa mecze zagrali w tym samym składzie – listopadowe z Widzewem i Elaną! Pech nas nie opuszczał aż do samego końca, bo przecież w pierwszej połowie spotkania w Siedlcach wypadł nam „Gancar”.
RAFAŁ BOSOWSKI: Widać też plusy. Na przykład takie, że młodzi będą… coraz starsi. Okres przygotowawczy skonstruowaliśmy tak, by rozegrać jak najwięcej sparingów z jak najlepszymi zespołami, co pozwoli zbierać doświadczenie. Nie jest przesądzona kwestia obozu. Bardzo staramy się pozyskać sponsora, który nam pomoże. Wiemy już, że nie będzie wzmocnień. Nastawiamy się na zatrzymanie obecnego kształtu kadry, choć zdajemy też sobie sprawę, że inne kluby interesują się naszymi zawodnikami. Taka jest nasza rola, by promować chłopaków. Mimo że jako klub i zespół jesteśmy kolektywem, to może nas trochę braknąć. W ostatnich jesiennych meczach na ławce siedzieli już wyłącznie juniorzy. W ciężkich wiosennych bojach, gdy przyjdzie nam walczyć o wszystko, to może być pewien problem. Gdybyśmy jednak chcieli składać broń, to zrobilibyśmy to sezon temu. Ale nie! Podnieśliśmy Rozwój, wygraliśmy Pro Junior System. Chcemy zarabiać na naszych chłopakach. Jest znacznie lepiej niż było latem 2017. Musimy usiąść z działaczami, podsumować ten rok. Bardzo doceniamy pracę zarządu. Nie chcemy robić niczego ponad stan.

Znów jest duża szansa na sukces w Pro Junior System. Zajmujemy drugie miejsce, za Ruchem Chorzów.
MAREK KONIAREK: Możliwe, że wiosną będzie grało i punktowało jeszcze więcej młodych chłopaków.
RAFAŁ BOSOWSKI: Obronimy to miejsce w czołówce, o tym jestem przekonany. Wiadomo, że by uzyskać środki od PZPN, trzeba się utrzymać. Jeśli będziemy mieli tyle pecha, co jesienią, to będzie to zadanie bardzo trudne do zrealizowania. Nikt broni jednak nie złoży.

foto: archiwum własne