Przytyłem cztery kilo, ale wciąż nie mam łatwo. Nadrabiam sprytem i szybkością [WYWIAD]


Czuję się na boisku coraz pewniej. Wiem, że mogę czasem wziąć grę na siebie i nie boję się tego – mówi Olivier Lazar, 17-letni środkowy pomocnik Rozwoju Katowice, który – podobnie jak drużyna – ma za sobą udane tygodnie.

Gdy ostatnio rozmawialiśmy, to o grze w Fifę na konsoli.
– Teraz wreszcie możemy pogadać o normalnej piłce!

Przekładając na grunt Fify, jaka zmiana poziomu się w twojej grze przez ten rok dokonała? Ze średnio zaawansowanego na profesjonalny?
– No powiedzmy! Jest progres, cieszę się z tego.

6 zwycięstw, 2 remisy, 1 porażka. To bilans Rozwoju, odkąd wskoczyłeś do podstawowej jedenastki!
– Wielkiej wagi do tego nie przywiązuję, ale fajnie się z tym czuję. Zacząłem grać w pierwszym składzie, wyniki się poprawiły, zaczęliśmy wygrywać.

Trochę na to czekałeś. Jesienią ubiegłego roku grałeś sporo, wiosną – w zasadzie tylko w juniorach.
– Bo trzeba sobie powiedzieć, że mieliśmy mocną drużynę. Zobacz na młodzieżowców: Bartek Golik w bramce, Kacper Tabiś na prawej stronie… Praktycznie wszystko, co się dało, wygrywaliśmy. Nie było czego i kogo zmieniać, dlatego nie byłem jakoś mocno zły. Wiedziałem, ze muszę ciężko pracować i czekać na swoją szansę. Różnie bywało nawet z miejscem w osiemnastce. Raz byłem na ławce, raz nie… Nie licząc ostatnich trzech meczów, nie zagrałem ani minuty, ale przyjąłem to spokojnie. Mieliśmy dobry moment, wszyscy byli zdrowi. Bez sensu, gdyby trenerzy wtedy rotowali.

W tym sezonie drugiej ligi zagrałeś dopiero w dziewiątej kolejce.
– Początkowo, nie zawsze byłem nawet wśród rezerwowych. Zadowolenia z tego nie czułem, ale nie pozostało nic innego, niż starać się dawać na treningu argumenty sztabowi szkoleniowemu, bym w końcu dostał swoją szansę.

W październiku przeszliśmy na system 4-4-2. Nie miałeś obaw, że jako jeden z dwójki środkowych pomocników będziesz miał więcej roboty?
– Nie, bo przy grze trójką stoperów w gruncie rzeczy jest podobnie. W środku jest nas dwóch, a różnica polega na tym, że za plecami mieliśmy trzech środkowych obrońców. Teraz jest o jednego mniej, ale nie mam z tym problemu. Szczerze mówiąc, byłem bardzo zadowolony z tej zmiany, bo lepiej się czuję w obecnym systemie.

Ta dwójka napastników jakoś się u nas sprawdza.
– Tak mi się wydaje. Lepiej to wygląda, choć wszystko zależy od doboru zawodników. Gdy mieliśmy Tomka Wróbla, Michała Czekaja czy Michała Szeligę, to było kim rotować. Teraz jest więcej młodzieżowców, trenerzy musieli to inaczej poukładać.

Zdarzył ci się wcześniej lepszy mecz niż ten niedzielny z Błękitnymi?
– W seniorskiej piłce – na pewno nie. Ten był lepszy. Po tych wszystkich poprzednich spotkaniach, zwycięstwach, czuję się na boisku pewniej. Wiem, że mogę czasem wziąć grę na siebie, nie boję się tego. Cieszę się, że tak jest.

Na siebie – pod nieobecność Seweryna Gancarczyka – wziąłeś stałe fragmenty gry.
– Od małego starałem się wykonywać każdy stały fragment. Uważam, że wypracowane mam je na dobrym poziomie, ale oczywiście trzeba stale to szlifować. Po większości treningów muszę trochę zostać. Z trenerem Mogilanem wykonaliśmy dużo pracy indywidualnej, ćwiczyłem bardzo często stałe fragmenty i dobrze się z tym czułem. Pamiętam nawet, gdy w juniorach – mając 13 czy 14 lat – zdobyłem sześć bramek z sześciu kolejnych rzutów wolnych, które wykonywałem! teraz jest tego mniej, ale i tak jest OK. Jeśli miałbym mówić o swoich atutach, to stałe fragmenty gry są dużym.

Gdyby w niedzielę była okazja, uderzyłbyś z wolnego?
– Oj, nie wiem. Wcześniej zdarzały się już sytuacje, kiedy chciałem oddać strzał, ale zwykle piłkę brał Michał Płonka. Cały czas czekam na tego swojego pierwszego wolnego w seniorskiej piłce.

Fakt, że masz obok siebie „Płonę”, wpływa w jakimś stopniu na twój rozwój?
– Pamiętam, jak „Płona” rozgrywał swoją pierwszą rundę w Rozwoju. Wiosna 2017, za trenera Krawca, mnie nie było jeszcze wtedy w seniorskiej drużynie. Michał był najlepszym zawodnikiem i byłem pewny, że klub go nie zatrzyma. Mimo to, jest z nami już tak długi czas, aż do teraz. Fajnie, bo można się dużo nauczyć, podpatrywać. Jest megazawodnikiem. Szczególnie podoba mi się w nim to, że ma ciąg na bramkę. Jest silny, dysponuje dobrą techniką. Przerasta drugą ligę, dlatego możliwe, że za niedługo będziemy musieli radzić sobie bez niego…

Często rozmawiacie?
– Spokojnie. „Płona” już taki jest, że dużo podpowiada, sporo nam pomaga. Nie ma żadnego problemu.

Na ile ograniczają cię jeszcze warunki fizyczne?
– Z pewnością muszę mieć tę kwestię cały czas w głowie. Wiadomo, że w środku pola przy starciach fizycznych z rywalami nie mam łatwo. Staram się póki co sprytem, szybkością, nadrabiać te cechy fizyczne. Myślę, że daję radę.

Boisz się, że na dłuższą metę postura może ci przeszkodzić w zrobieniu – ujmijmy to – kariery?
– Nie, nie boję. Pracuję nad tym i wiem, że z roku na rok będę coraz lepiej wyglądał. Mam nadzieję, że nie będzie mi to przeszkadzać.

Rośniesz jeszcze?
– Do góry nie bardzo… Tylko wszerz!

Jak bardzo?
– Przez ostatni rok przytyłem cztery kilogramy.

Czyste mięśnie!
– Powiedzmy! Mam swojego trenera przygotowania fizycznego, motorycznego. Pracuję z nim poza klubem, indywidualnie. Szczególnie staram się temu poświęcić w okresie pomiędzy rundami.

Jesteś jeszcze nie tyle młodzieżowcem, co juniorem, a mimo to już zbierasz doświadczenie.
– Cieszę się z tego, że dostaję coraz więcej szans, gram w meczach. Oby z miesiąca na miesiąc było coraz lepiej.

Jak dużym przeżyciem był mecz na Widzewie? Było tyle tysięcy ludzi, ile masz lat…
– Oj, dużym. Gdy wyszedłem na boisko, zobaczyłem tych kibiców, to poczułem się jak naprawdę profesjonalny zawodnik. Nie byłem jednak jakoś bardzo stremowany, starałem się tym cieszyć. Zawsze chciałoby się grać przy takiej publice. Doping, mimo że nie twoich kibiców, i tak niesie. Nie myślisz wtedy tak bardzo o zmęczeniu; albo o tym, co zrobić, czego nie zrobić… Zdradzę, że dzień przed meczem w Łodzi czymś się zatrułem i miałem małe problemy, a mimo to dotrwałem do 60. minuty.

Ominęły cię za to derby z Ruchem Chorzów?
– I to był moment, kiedy naprawdę byłem smutny. Od zawsze moim marzeniem było zagrać przy Cichej. Mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze będzie okazja.

Teraz atmosfera zrobiła się przy Zgody.
– W niedzielę, po golu Damiana Niedojada, aż pomachałem w stronę trybun. Lekko mnie poniosło, emocje wzięły górę… Fajnie, że chłopaki przychodzą. Niektórzy mogą się z tego śmiać, ale trochę ich jest, słychać ich. Od razu inaczej się gra, gdy przez cały mecz słychać doping. Bardzo to cenię.

Ciekawa końcówka roku przed nami.
– Mecz w Siedlcach będzie naprawdę bardzo ważny. Gdybyśmy zrobili tam trzy punkty, to w sumie mielibyśmy ich 24, co dałoby taki wewnętrzny spokój na tę zimę. W tym momencie nie mamy żadnej przewagi nad strefą spadkową. Wyprzedzamy rywali tylko bilansem bezpośrednim. Tak czy inaczej, będziemy musieli dobrze przepracować zimowy okres przygotowawczy, żeby wiosną być w formie.

Tym zaczęliśmy i tym zakończymy: w Fifę jeszcze coś ciupiesz?
– Fifę 19 kupiłem. Czasem zdarzy się odpalić konsolę, wziąć pada do ręki i zagrać, ale to już nie to, co kiedyś. Po tych mistrzostwach Śląska w Tychach, na którym z Dawidem Kazkiem zajęliśmy drugie miejsce, nie brałem już udziału w żadnym turnieju. W odpowiednim momencie zszedłem ze sceny!

Olivier LAZAR
urodzony: 14.02.2001
kluby: Gwiazda Ruda Śląska, Stadion Śląski Chorzów, Rozwój Katowice (2013 – ?)
w II lidze: 19 meczów, w tym sezonie: 11 meczów

foto: Tomasz Błaszczyk