Rafał Bosowski: Trener Koniarek zawsze powtarzał, że „Czesio” ma to coś [WYWIAD]


rafal_bosowski_pogon_siedlce_tbla

Wiemy, że spadła na nas ostatnio fala krytyki, ale ten, kto nie jest w środku, nie zrozumie naszych problemów. Fajnie, że mamy dziś trochę radości – powiedział po wygranej w Elblągu jeden z trenerów Rozwoju Katowice.

Doczekaliśmy się!
– Po ciężkim meczu, jak każdym zresztą… Zespół pokazał charakter. Trzeba chłopaków mocno docenić, że po czterech porażkach podnieśliśmy się. W zdecydowanej większości tych spotkań nie byliśmy od rywali gorsi, a czasem – wręcz przeciwnie, bo chwalono nas za grę. Kiedy wypada tak wielu zawodników – „Gała”, „Płona”, „Kowal”, Tomek Wróbel, do tego nasi młodzieżowcy Bartek Golik, Dominik Dudek i Daniel Kamiński, to naprawdę sukcesem jest to, że nie odstajemy i walczymy. Szacunek za to dla chłopaków. Cieszy nas wejście „Czesia” i Przemka Mońki, który dał kapitalną zmianę. Mamy zespół złożony z ambitnych ludzi, zżytych z tym klubem. Może i jest biednie, ale dobrej atmosfery nie brakuje. Po czterech porażkach, przy takich osłabieniach, bez liderów, nie jest łatwo być wciąż „pod parą”. Mentalnie jednak daliśmy radę, a o stronę fizyczną jesteśmy spokojni, bo pod tym względem wyglądamy super. Młodzi chłopcy coraz lepiej się czują, zdobywają doświadczenie i o to chodzi. Musimy dalej iść tą drogą. Wiemy, że spadła na nas ostatnio fala krytyki, ale ten, kto nie jest w środku, nie zrozumie naszych problemów. Fajnie, że mamy dziś trochę radości, miło będzie się wracać. Już we wtorek ruszamy do Koszalina, w sobotę – do Łęcznej. Mamy takie „Rozwój Travel”, jesteśmy jak biuro podróży.

Drugi raz z rzędu na ławce usiadł Marcin Kowalski, długo w tym sezonie nieobecny wskutek choroby. „Straszak”, czy mógłby już wejść?
– Mógłby i był dzisiaj taki plan, by „Kowala” na kilka minut wpuścić. Wyszło jednak inaczej ze względu na przepis, że ostatnia zmiana musi dotyczyć młodzieżowca. Potrzebą chwili było wejście Bartka Baranowicza za Oliviera Lazara, który po raz pierwszy od dłuższego czasu wybiegł w pierwszym składzie, nagonił się. Potem Daniel Kaletka wszedł za Patryka Gembickiego, który zgłosił niedyspozycję.

No właśnie – „Czesio” pojawił się na boisku w 57. minucie, a nie dograł meczu do końca. Jakiś uraz?
– Zupełnie go przytkało. Zanim doszedłby do siebie i mógł znowu biegać na pełnych obrotach, chwila by minęła. Pokazał tu dużą odpowiedzialność. Wiedział, że mamy jeszcze jedną zmianę i dlatego zasygnalizował, by ją wykorzystać. Pojawił się za niego „Kalecio” i w końcówce nam pomógł.

Słowo o strzelcu zwycięskiego gola?
– Patryk to chłopak, który jeszcze pół roku temu w juniorach wchodził na boisko z ławki. Nie jest wielkiej postury, często był wręcz obiektem drwin. Z nas zresztą też się śmiano. „Co wy, chcecie takimi ludźmi grać?”. Wiedzieliśmy jednak swoje. Szczególnie trener Koniarek powtarzał, że „Czesio” ma instynkt napastnika, dlatego tak mocno się uparliśmy. On ma to coś, z czym napastnik musi się urodzić. Wie, kiedy uciec obrońcy, potrafi wziąć grę na siebie, daje fajne zmiany.

Bramkę mógł zdobyć już w Chorzowie.
– Dziś dostał nagrodę za mega ciężką pracę, którą wykonuje; i którą wykonał z nim Sławek Mogilan. To taki jego kolejny, po Arku Miliku, piłkarski syn. „Moki” zawsze w niego wierzył i teraz mógł dać naszemu prezesowi trochę radości. Nie ma w tym dla mnie przypadku. Każdy ruch „Czesia” w polu karnym jest przemyślany. To przeambitny chłopak i zawsze na boisku daje z siebie tyle, ile potrafi. Oby ten gol był dla niego bodźcem do tego, by stale się rozwijać.

Cieszy, że rozkręca się z meczu na mecz Mateusz Wrzesień.
– Po takiej ciężkiej kontuzji, jaką Mati długo leczył, trochę na niego czekaliśmy. Nie był w optymalnej dyspozycji i choć sam mógł myśleć inaczej, to kontrolowaliśmy sytuację. Grał Damian Niedojad, czyli chłopak, który nie przepracował z nami okresu przygotowawczego i to widać. Rozmawialiśmy zresztą i sam mówi, że momentami go „przytyka”. Mati Wrzesień czekał na szansę, dostał ją, daje zespołowi wiele, a wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Szacunek, że gdy nie grał, to wytrzymał i zaufał nam, że zacznie łapać więcej minut, gdy będzie w stanie nam pomagać.

Powrotu których zawodników z długiej listy kontuzjowanych kibice mogą spodziewać się najpierw?
– Odpowiem inaczej: wygraną w Elblągu dedykujemy właśnie im, na czele z Dominikiem Dudkiem, który ma złamaną nogę, a chcieliśmy na niego postawić, bo to młodzieżowiec i obiecujący środkowy obrońca. Dłuższą przerwę mają Tomek Wróbel i Bartek Golik. „Kowal” łapie już epizody, a kwestią tygodni jest dojście do zdrowia Michała Płonki i Przemka Gałeckiego. To są wszystko urazy mechaniczne, nie ma „mięśniówek”.

Jak podejdziemy do środowego pucharowego meczu z trzecioligowym Bałtykiem Koszalin?
– W niedzielę siądziemy w klubie i określimy dokładnie, jak wyglądamy pod względem zdrowotnym. Zbierzemy z pewnością najsilniejszą grupę, jaką mamy, ale ie ukrywam, że szansę gry w dłuższym wymiarze czasowym mogą też otrzymać młodsi zawodnicy. Wystawimy skład będący mieszanką rutyny z młodzieżą. Chcemy powalczyć, bo awans do kolejnych rund Pucharu Polski wiąże się z premiami finansowymi, a dla naszego klubu każda złotówka jest na wagę…złota.

foto: Tomasz Błaszczyk