– Zwykle trenerzy stawiali przy stałych fragmentach na innych zawodników, wyższych ode mnie. W Rozwoju dostałem jednak szansę – opowiada obrońca, którego strzał głową po dośrodkowaniu Grzegorza Marszalika zapewnił Rozwojowi wygraną w Radomiu.
Jakie wrażenia po wygranej w Radomiu?
– Na pewno ten mecz nie należał do łatwych. Mieliśmy swoje sytuacje, podobnie jak Radomiak. Dużo pomogło nam szczęście. Najważniejsze, że wróciliśmy do Katowic z trzema punktami. Może styl gry na najwyższym poziomie nie był, ale zaangażowanie, cechy wolicjonalne – jak najbardziej. Zwycięstwo z drużyną z czołówki na pewno nam nie zaszkodzi, a pomoże; podbuduje morale, choć wiadomo, że nie możemy spoczywać na laurach. Trzeba już myśleć o następnym meczu, a nie tym, co działo się w sobotę.
Stoperowi większa satysfakcje daje strzelony gol czy drugie z rzędu zero z tyłu?
– Jedno i drugie cieszy. Oczywiście, najbardziej zero z tyłu i wygrana. Fakt jednak faktem, że bramki nie zdobyłem od bardzo dawna.
W zasadzie to twoja pierwsza bramka w seniorskiej piłce.
– Cztery lata temu strzeliłem w Młodej Ekstraklasie, w meczu Pogoni Szczecin z Ruchem Chorzów. Rzadko kiedy to się zdarza, bo też rzadko kiedy wchodziłem na stałe fragmenty. W Rozwoju trener dał mi tę szansę i mam nadzieję, że się odpłaciłem.
Problemem było to, że jak na środkowego obrońcę jesteś niewysoki?
– Dokładnie tak. Trenerzy stawiali na innych zawodników, którzy mieli więcej centymetrów ode mnie. Ja zazwyczaj zostawałem gdzieś z tyłu; na zabezpieczenie przed kontratakiem. Szczerze mówiąc, nie przywiązuję do tego wielkiej wagi. Mam tyle wzrostu, ile mam i jakoś do tej pory dawałem sobie radę z wyższymi od siebie zawodnikami, choć wiadomo, że nie wszystkie pojedynki były wygrane. Cieszę się, że w Radomiu wygrałem pozycję przy rzucie rożnym i strzeliłem tego gola. Wierzę, że nie ostatniego.
0:0 z Siarką Tarnobrzeg, 1:0 w Radomiu… Za nami mecze z drużynami z czołówki. Czuliście do nich respekt jako przedstawiciel strefy spadkowej, czy też nie ma co patrzeć w tabelę, skoro zimą w Rozwoju powstał w zasadzie nowy zespół?
– Z pewnością mamy w głowach to, jakie zajmujemy w tabeli miejsce. Widzimy jednak sami, że każdy z każdym w tej lidze może wygrać. To, że nie byliśmy w tych dwóch meczach faworytem, na pewno nam pomogło. Wiemy jednak, jakie mamy umiejętności; jaka jest jakość naszej drużyny. Za każdym razem chcemy przełożyć to na ligę.
Jak śpiewało się w szatni „Mój jest ten kawałek podłogi”?
– Widać było, że każdemu z nas bardzo brakowało tego wspólnego śpiewania po zwycięstwie. Gdzieś w szatni obiło mi się wcześniej o uszy, że to taki „hymn” Rozwoju, ale dopiero w sobotę się o tym dosłownie przekonałem. W moich poprzednich klubach bywało z tym różnie. Czasem tylko tradycyjne „kto wygrał mecz?” – tak było w Pogoni Szczecin – a czasem – piosenki. Nie pamiętam jednak tytułu tej z Błękitnych Stargard. W Chrobrym natomiast śpiewaliśmy to, co obecnie Korona Kielce. W Radomiu przeżyliśmy wspaniały moment. Oby jak najwięcej takich.
foto: Marta Kołodziejczyk