Seweryn Gancarczyk: W czwartek wszystko może się zdarzyć [WYWIAD]


Były reprezentant Polski, najbardziej doświadczony zawodnik Rozwoju, o pucharowych derbach z Górnikiem – ale nie tylko. Zachęcamy do lektury!

Jak głowa? Wszystko już OK?
– Tak. Trochę jeszcze poboli, ale ogólnie jest w porządku. Nawet nie pamiętam dokładnie tego momentu. Wyskakiwałem do głowy, Paluchowski trafił mnie łokciem, poczułem mocne uderzenie.

Musiał dobrze trafić.
– To na pewno! Takie „K.O”, jak w Siedlcach, zaliczyłem na boisku pierwszy raz. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się dobrze. Po badaniach w szpitalu okazało się, że nie stało się nic poważnego. Szkoda tylko, że nie dowieźliśmy do końca przynajmniej tego remisu. W szpitalu włączyłem sobie relację na telefonie i śledziłem, jak chłopaki sobie radzą. Punkt sprawiłby, że Pogoń by nas nie wyprzedziła i zimowalibyśmy nad strefą spadkową. Tak w ogóle, to jestem zdania, że tego meczu nie powinniśmy grać. Patrząc na stan murawy, nie zadbano o nasze zdrowie.

Pamiętasz rundę, w której twój zespół miał tyle pecha? Urazy, absencje… Praktycznie co mecz trzeba było zmieniać skład.
– Gdybym usiadł i zaczął wspominać, to pewnie takie sytuacje miały miejsce. Runda była przedłużona, dlatego kartki i kontuzje są normalnością. Szkoda, że dotknęło nas to w takim stopniu, ale jakoś musimy sobie radzić.

Zgromadziliśmy 21 punktów. Dramatu nie ma?
– Nie, ale… To za mało. Nawet patrząc na naszą grę. W prawie wszystkich meczach walczyliśmy do samego końca. Omijając kilka pojedynczych przypadków, wyniki były na styku. Nawet 0:4 z Widzewem nie oddawało tego, co pokazaliśmy, bo po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić 2:1. Sporo punktów pogubiliśmy też w ostatnich minutach. Trochę więcej koncentracji – a pewnie bylibyśmy dziś nad kreską i na święta rozjechalibyśmy się w lepszym nastroju.

Jak odnalazłeś się w szatni pełnej młodych chłopaków?
– Bardzo dobrze. Przychodząc minionej zimy do Rozwoju wiedziałem, że jest dużo młodzieży, która jeszcze nie miała do czynienia ze szczeblem centralnym, z piłką seniorską. To zawsze pewien problem dla sztabu czy bardziej doświadczonych zawodników. Tych chłopaków musimy wprowadzać, ogrywać, a równolegle potrzeba nam punktów. Sztuką jest to połączyć. Młodzież dostała wiele szans. Jedni to wykorzystali w większym, drudzy – mniejszym stopniu. Wszyscy mają nad czym pracować. Są w tej szatni z drużyną, obserwują, oglądają i mam nadzieję, że codziennie wyciągają pozytywne wnioski. Dostać się dziś do ekstraklasy czy pierwszej ligi nie jest tak trudno, jak to było za moich czasów. Kluby teraz idą w stronę młodzieży. Dlatego juniorzy Rozwoju powinni doceniać to, że są w takim miejscu i dostają szansę występów na tym szczeblu.

Czy podczas losowania 1/8 finału Pucharu Polski trochę mocniej zabiło serce?
– Na twarzy pojawił się uśmiech przede wszystkim ze względu na… „Gałę”. Już w przypadku wcześniejszych losowań rozmawialiśmy w szatni o Górniku. Przed 1/16 mówiłem: „Gała, no to teraz”. Wyszły Puławy, trzeba było wygrać, by dać szansę losowi. No i ta jedna kulka się zawieruszyła… Fajnie, że trafiliśmy na siebie. Górnik też pewnie się cieszy, bo dostał – nie ma co ukrywać – słabszego przeciwnika, bliski wyjazd, derby Śląska. Możemy się sprawdzić na tle drużyny z ekstraklasy. Dla młodzieży, ale i nas wszystkich, to fajna przygoda i przeżycie. Oby zakończyło się pozytywnie. Chciałbym, żebyśmy sprawili psikusa.

Jak trzeba zagrać, żeby tego dokonać?
– Nie ma filozofii. Trzeba na boisku w 100 procentach się poświęcić, być konsekwentnym, zrealizować taktykę. W czwartek wszystko może się zdarzyć. Musimy zagrać jeden z najlepszych meczów w sezonie. Z takim przeciwnikiem na pewno nie można się przez 90 minut bronić, bo prędzej czy później będzie miał sytuacje, a zawodnicy o ekstraklasowych umiejętnościach je wykorzystają. Nie może być bojaźni. Niech każdy wierzy w swoje siły, gra jak najlepiej. Determinacją, walką, serduchem, konsekwencją, możemy coś zdziałać.

Czy w Pucharze Polski również – jak bywa to w lidze – spróbujesz szybko „ustawić” sobie sędziego?
– (śmiech). Nie o to chodzi! Ja po prostu czasami przesadzam. Jestem bardzo impulsywnym człowiekiem. Sędziowie przecież nie prowokują, a ja przez ich nieświadome błędy niepotrzebnie się nakręcam, co potem skutkuje żółtymi kartkami. Runda była długa, ja dwa mecze opuściłem wskutek kartek, zamiast w nich pomóc. Tak doświadczony zawodnik nie powinien w taki sposób osłabiać zespołu. Myślę jednak, że to po części trauma z czasów gry na Ukrainie. Trochę się działo wokół sędziów, to jakiś ślad zostawiło. Gram w piłkę już trochę lat i w Polsce znam większość arbitrów. Przed pierwszym gwizdkiem żartujemy, śmiejemy się, oni ostrzegają, żebym nie robił tego czy tamtego. Potem przychodzi jednak mecz, są emocje i człowiek się zapomina, bo chce jak najlepiej dla zespołu. Muszę tu uderzyć się w pierś i wziąć się w garść. Nie robić czasami niepotrzebnej afery. Sędzia jest przecież pewny, że podejmuje słuszną decyzję. Co z tego, że ja chcę na niego wpłynąć? Po pierwsze – jest już za późno, a po drugie – mi może to tylko zaszkodzić i poskutkować jakąś niepotrzebną kartką.

W czwartek zmierzysz się ze swoim byłym klubem. Jak wspominasz trzy lata spędzone w Zabrzu?
– Bardzo fajnie – mimo że przychodziłem do Górnika nieprzygotowany, będąc po perypetiach w Lechu i epizodzie w ŁKS-ie. Trener Nawałka zakomunikował mi, że nie ma najmniejszego problemu z moimi umiejętnościami, a chodzi tylko o zdrowie. Pojechałem na obóz do Zakopanego i umówiliśmy się z trenerem, że jeśli tylko zdrowotnie będzie OK, to podpiszemy kontrakt. Tak się stało, czego absolutnie nie żałuję. Bywały kłopoty, ale mieliśmy bardzo fajną ekipę. W drużynie panowała świetna atmosfera, graliśmy ładną dla oka, widowiskową piłkę.

Kilku trenerów tam przeżyłeś.
– Za Roberta Warzychy zmieniliśmy ustawienie. Graliśmy trójką środkowych obrońców, zaskoczyliśmy całą ligę. Nikt nie wiedział, jak się do nas dobrać, by wybić nam atuty z rąk. Fajnie to zaskoczyło. Mieliśmy bardzo dobrych zawodników, zaliczyliśmy jedną z lepszych ostatnimi czasy rund Górnika. Zajęliśmy po jesieni bodaj trzecie miejsce i naprawdę super się nas oglądało. Szkoda, że wtedy nie było jeszcze otwartego całego stadionu! Bywały wielkie horrory, gdy wyciągaliśmy wynik z 0:2 na 3:2. Pamiętam też derby z Piastem – od 0:1 do 2:1. Kibice mogli być zadowoleni, zawsze graliśmy do ostatniego gwizdka.

Pochodzisz z Podkarpacia, gdzie nie brakuje kibiców Górnika. Jak to było z tobą?
– Akurat pochodzę z klubu Podkarpacie Pustynia, któremu zawsze bliżej było do Igloopolu. Moja żona pochodzi za to z Dębicy. Mieszkała na osiedlu, które całe było za Wisłoką. Czasami dochodziły mnie słuchy, że gdy przyjadę, to mogę mieć nieprzyjemności, ale żadnych ekscesów sobie nie przypominam (uśmiech). Jak wiadomo, Wisłoka od dawna ma zgodę z Górnikiem.

Dzięki Górnikowi za to zakochałeś się w Górnym Śląsku!
– Gdy przyjeżdżałem w tę część Polski z Lechem Poznań, nie wiedziałem, że tu trafię. Nie pomyślałbym o tym. Z żoną planowaliśmy, że prawdopodobnie zostaniemy w Poznaniu. Wiadomo jednak – nigdy nie mów nigdy. Nie przeszłoby mi przez głowę, że zmieni się to na Śląsk… Kiedyś trzeba znaleźć swoje miejsce, osiąść na stałe. Syn Aleks zaczął chodzić do przedszkola, a gdy przyszedł czas na szkołę, nadszedł czas decyzji. Z żoną postanowiliśmy już wcześniej, że nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której będziemy Aleksowi zmieniać szkołę. Porozmawialiśmy i uznaliśmy, że zostajemy na Śląsku. Kupiliśmy dom. Obaj synowie – Aleks i Kubuś – grają w Rozwoju.

Aleks jest już powoływany na konsultacje kadr podokręgu!
– Coś się wokół niego dzieje!

Lewa noga? Po tacie?
– Prawa – ale gra na lewej obronie! Lewą coraz bardziej operuje, może mu się uda doprowadzić do perfekcji, jak tacie (śmiech). To plus, że gra na lewej stronie, mając prawą nogę, bo w niektórych sytuacjach i tak jest zmuszony do używania lewej. To w przyszłości zaprocentuje. Co mogę powiedzieć? Jesteśmy w Katowicach szczęśliwi. Najpierw na trening jadę ja, potem żona z chłopakami… Nie dziwię się tym, którzy śmieją się, że klan Gancarczyków opanował Rozwój!

Rozwój Katowice – Górnik Zabrze
1/8 finału Pucharu Polski
czwartek, 6 grudnia, godz. 12:15, stadion przy ul. Zgody 28

Sędziuje: Artur Aluszyk (Szczecin).

foto: Tomasz Błaszczyk