Bartosz Gocyk: Chcę pokazać, że nie jestem tu przez przypadek [WYWIAD]


gocyk_bartosz_4

– Oby ta passa trwała jak najdłużej – mówi 26-letni bramkarz Rozwoju Katowice, który wiosną nie puścił jeszcze gola.

Trener bramkarzy Marek Kolonko mówił, by na razie nie poruszać waszego tematu, skoro dobrze wiosną idzie. Jesteś przesądny?
– Przesądny za bardzo nie jestem, ale na razie faktycznie nie ma co gadać. To dopiero dwa mecze na zero z tyłu. Fajnie, jakby było ich 15. Wtedy bylibyśmy pewni o utrzymanie. Zobaczymy, co będzie dalej.

Skoro o przesądach, to masz jakieś swoje rytuały? Lewego buta najpierw wiążesz?
– Dokładnie tak, trafiłeś w sedno! Pierwszego zawsze zakładam lewego buta. Chyba każdy zawodnik ma swoje małe zwyczaje. Ja też. Jest jeszcze kilka innych, przed wyjściem z domu, ale tego to już nie będę zdradzał.

A przychodzi ci teraz do głowy jakiś najdziwniejszy przesąd kolegi z zespołu?
– Nie chcę zdradzać nazwiska – nie zawodnika, a trenera – ale raz jadąc na mecz, natknęliśmy się na objazd. Wynik okazał się korzystny, więc później nawet jak już tamta droga była zrobiona, dalej kazał kierowcy jeździć tym objazdem. Nie będę jednak mówił, w jakim to było klubie (śmiech).

W którym meczu trudniej było zachować czyste konto? Siarka czy Radomiak?
– Wydaje mi się, że jednak w Radomiu. Tam było mniej sytuacji. W pierwszej połowie rywale mieli sam na sam. Gdyby to wpadło, nie wiadomo, jakby się to dalej potoczyło. Z Siarką z mojego punktu widzenia było łatwiej. Na szczęście jeden z tych dwóch meczów wygraliśmy.

Nawet eskortę policji po tym meczu musieliście zamawiać.
– Chyba chłopaki z Radomia o jakąś grubą premię grali (śmiech). Nie umieli pogodzić się z tą porażką.

Gdy Damiana Kowalczyka w końcówce poturbowali w narożniku, pewnie niejeden bramkarz ruszyłby i te 100 metrów do zbiegowiska.
– Zgoda, ale uznałem, że to nie ma sensu. Skończyłoby się kartką. Może nie jestem superstary, ale swoje lata mam i wiedziałem, że nie ma po co tego robić. Chłopaki dobrze dali sobie radę, nie potrzebowali pomocy (śmiech). Kilka lat temu bym ruszył, a teraz dobrze, że utrzymałem nerwy na wodzy i zostałem.

Takie sytuacje cementują zespół równie mocno, co zwycięstwa.
– Dokładnie. W innych drużynach mogłoby być tak, że w obronie Damiana stanęłoby 2-3 zawodników. Tu poszła cała drużyna; prócz mnie i Marcina Kowalskiego, który miał już żółtą kartkę. Ja nie chciałem się narażać, bo nie było też wykluczone, że jeszcze dostanę za jakąś grę na czas, więc różnie się to mogło skończyć.

Na trybunach w Radomiu było prawie trzy i pół tysiąca kibiców. Wygrałeś kiedyś przy takiej publice?
– Chyba nie. To są najlepsze mecze. Każdy po to kopie i trenuje piłkę, by brać w takich udział. Wiadomo, że jak kibice wyzywają, to i człowiek się lepiej mobilizuje, by pokazać ten śląski charakter. Nieraz przypominali nam, skąd jesteśmy. My pokazaliśmy im wynikiem.

gocyk_bartosz_3

Pamiętasz, kiedy ostatnio zdarzyła ci się taka mała seria? Dwa mecze bez puszczonego gola?
– Wiesz co? Trudne pytanie! Nie wiem, czy nie w Rybniku, gdy ROW grał już w drugiej lidze. Być może, ale nie chcę skłamać. Nie liczę tego. Oby teraz ta passa trwała jak najdłużej.

Jest satysfakcja, że cały czas trzymasz się w Rozwoju, mimo że kilka razy byłeś już na wylocie?
– Już o tym w przeszłości rozmawialiśmy. Cały czas zapieprzam na treningach i staram się pokazywać, że nie przez przypadek się tu trzy lata temu znalazłem. Rok temu, wiosną, byłem na wypożyczeniu w Łaziskach i to wyszło mi na dobre. Latem wróciłem, zimą Bartek Golik złapał kontuzję, więc cały okres przygotowawczy walczyliśmy z „Solinem” o miejsce w bramce. Udało się, z czego się cieszę. Staram się pomóc w utrzymaniu. To nasz cel.

Gdy odchodziłeś do Polonii Łaziska Górne, powiedziałeś takie zdanie, że przegrać rywalizację z bramkarzem klasy Bartka Solińskiego to nie ujma.
– To prawda. Kontakt do teraz mamy bardzo dobry. Na wyjazdach czy obozach jesteśmy razem w pokoju. Role się odwróciły, ale wszystko między nami jest OK.

Dziwne uczucie, grać w Rozwoju, nie mając przed sobą na „stoperze” Łukasza Kopczyka i Przemysława Gałeckiego?
– Powiem ci, że przed pierwszymi meczami ligowymi było dziwnie, ale „Muraś” (Sebastian Murawski – dop. red.) i „Czeki” (Michał Czekaj – dop. red.) naprawdę robią bardzo dobrą robotę. To było zresztą widać w Radomiu. „Muraś” w dodatku jeszcze strzelił bramkę, więc godnie ich zastępują. A „Kopa” i „Gała” dalej walczą na treningach i są w kręgu zainteresowań trenera. Może wskoczą, ale „Czeki” i „Muraś” się spisują. Te zera z tyłu to nie jest oczywiście tylko moja zasługa, a przede wszystkim ich.

Z ekipy „kopalnianej”, zostałeś w składzie praktycznie tylko ty i Damian Mielnik.
– Trzeci w zespole to „Gała”. Wszystko się zmienia. Taka kolej rzeczy.

Jesteś spokojny o utrzymanie? Czy bez przesady?
– Każdy mecz musimy grać tak, jakby miał bezpośrednio decydować o utrzymaniu. A co będzie dalej? Pogadamy w czerwcu, po ostatnim meczu z Gryfem.

Oby z Wejherowa wracał wesoły autobus.
– No właśnie. Ja innego obrotu spraw nie biorę w ogóle pod uwagę.

gocyk_bartosz_2

foto: Szymon Kępczyński