Po pierwszej połowie mogliśmy mieć nadzieję na trzecie z rzędu zwycięstwo, bo prowadziliśmy na boisku beniaminka dzięki bramce Kamila Łączka. Losy meczu totalnie odwróciła czerwona kartka, którą w 53. minucie obejrzał Bartosz Jaroszek.
Tak jak lubimy Bartka i życzymy takiego zawodnika każdej szatni – za takie zwykłe ludzkie ciepło, charakter i wielkie serce, które oddaje dla Rozwoju – tak na gorąco niezbyt łatwo przychodzi nam wybaczenie mu tego, co stało się po kilku minutach drugiej połowy dzisiejszego meczu w Jastrzębiu. „Jaro” miał już na koncie żółtą kartkę, a mimo to na środku boiska, w pozornie niezbyt groźnej sytuacji, z impetem ruszył do górnej piłki, sprowadził rywala do parteru i nie pozostawił sędziemu wyboru. Drugie „żółtko”, gra z wyżej notowanym zespołem w osłabieniu przez ponad pół godziny… Ta sytuacja totalnie odmieniła losy meczu.
Do tej 53. minuty prowadziliśmy z GKS-em 1:0 i mogliśmy mieć nadzieje kontynuowanie dobrej serii. Jeśli nie trzecim z rzędu zwycięstwem, to przynajmniej trzecim z rzędu meczem bez porażki. Owszem – to rywale mieli optyczną przewagę, ale nie stworzyli sobie jakiejś superklarownej okazji. Wydawało się, że przy odrobinie szczęścia, czujności, jakości w defensywie – Rozwój będzie w stanie pokusić się o niespodziankę. Do siatki trafiliśmy w 31. minucie. Po naprawdę ładnej akcji, Daniel Paszek uruchomił w polu karnym Kamila Łączka, a ten z dość ostrego kąta z dużym spokojem posłał piłkę w „długi” róg. Niewiele brakło, by krótko przed przerwą zrobiło się 0:2. W zamieszaniu po rzucie rożnym Kacper Tabiś wyskoczył jak z katapulty, uderzył głową tyłem do bramki, a futbolówkę z linii (albo tuż sprzed) wybili defensorzy jastrzębian.
Aż nadeszła ta felerna 53. minuta… Jedno trzeba gospodarzom z pewnością oddać. Pewnie po niejednym meczu, przedstawiciele niejednego drugoligowca mówili coś w stylu, że – dajmy na to – „po czerwonej kartce dla rywali wcale nie grało się nam łatwiej, postawili autobus, biliśmy głową w mur”. I tym podobne, i tak dalej. A GKS pokazał duże walory w ataku pozycyjnym. Grając 11 na 10 zupełnie zdominował ten mecz i nie pozostawił Rozwojowi złudzeń. Patrzyliśmy oczywiście w stronę murawy z nadzieją, kilkanaście minut zdołaliśmy wytrzymać, ale tak naprawdę gole były tylko kwestią czasu.
Trochę boli, że w komplecie padły ze stałych fragmentów gry, ale były ich aż trzy. Najpierw – Kamil Adamek trafił do siatki w zamieszaniu po rzucie rożnym. Potem dwukrotnie Bartosza Solińskiego z rzutów karnych pokonywał Kamil Jadach. Ten pierwszy został podyktowany za zagranie Michała Szeligi ręką. Na nic zdały się protesty podopiecznych Marka Koniarka. Ten drugi z kolei – po faulu Piotra Barwińskiego w bocznym sektorze „szesnastki”. Tak naprawdę, delikatnie odgryzać się w drugiej połowie przeciwnikowi byliśmy tylko przez kilka minut, gdy wynik brzmiał już 2:1.
Nie znamy jeszcze wyników innych spotkań, ale wielce prawdopodobne, że – niestety – po 14. kolejce znów znajdziemy się w strefie spadkowej tabeli drugiej ligi. Mimo wszystko, są powody do optymizmu, bo dopóki graliśmy w równych składach, czołowy drugoligowiec był przecież w opałach. Za tydzień przy Zgody podejmiemy Znicza Pruszków.
Protokół meczowy
14. kolejka II ligi
sobota, 21 października, godz. 14:00, stadion w Jastrzębiu przy ul. Harcerskiej
GKS 1962 Jastrzębie – Rozwój Katowice 3:1 (0:1)
0:1 – Łączek, 31 min (asysta Paszek)
1:1 – Adamek, 66 min
2:1 – Jadach, 79 min (karny)
3:1 – Jadach, 90 min (karny)
Sędziował Rafał Rokosz (Katowice). Widzów 1380.
GKS 1962 Jastrzębie: Drazik – Mazurkiewicz, Pacholski, Szymura, Kawula – Weis (87. Szczęch), Tront, Ali (70. Dzida), Jadach, Gancarczyk – Szczepan (60. Adamek).
Trener Jarosław SKROBACZ.
Rozwój Katowice: Soliński – Mońka, Czekaj, Szeliga, Łączek – Jaroszek, Płonka – Tabiś (64. Szołtys), Bętkowski (58. Kowalski), Kamiński (86. Barwiński) – Paszek.
Trener Marek KONIAREK.
Żółte kartki: Tront, Szymura, Weis – Jaroszek, Kamiński, Szeliga, Czekaj, Kowalski, czerwona Jaroszek (53, druga żółta).
foto: Michał Chwieduk