Komentarz Szymona Grabowskiego po zwycięstwie rzeszowskiego beniaminka z Rozwojem.
– Przyjeżdżając do Katowic wiedzieliśmy, że będziemy grali z dobrym przeciwnikiem, będącym na fali, osiągającym ostatnio bardzo fajne wyniki, które drużynę napędzały. Zdawaliśmy sobie też sprawę ze specyfiki boiska, choć muszę przyznać, że nie tak bardzo. Byłem przekonany, że najsłabsze boisko w drugiej lidze jest na stadionie miejskim w Rzeszowie. Niestety, to się nie potwierdziło. Tu rzeczywiście warunki do gry – zarówno dla naszych zawodników, jak i przeciwnika – były słabe. Trudno było o wirtuozerię.
– W tych trudnych warunkach radziliśmy sobie dobrze. Staraliśmy się grać nie tylko długim podaniem, ale też konstruować akcje krótkimi podaniami. W pierwszej połowie nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Mamy do siebie duże pretensje o straconego gola. Wiedzieliśmy, że jednym ze sposobów, w jaki Rozwój może nam strzelić bramkę, jest długie podanie. Musimy baczniej przyjrzeć się tej sytuacji i wyciągnąć wnioski.
– Stracona bramka nie podłamała jednak mojego zespołu. Dalej próbowaliśmy grać to, co sobie wcześniej założyliśmy; eliminować mocne strony przeciwników, jak stałe fragmenty gry egzekwowane przez Gancarczyka czy indywidualne akcja Paszka na boku. To się udawało, nie było z tego tak wiele zagrożenia, jak być mogło.
– Bardzo cieszą trzy punkty zdobyte na trudnym terenie. Zwłaszcza w kontekście tabeli. Delikatnie odskoczyliśmy Rozwojowi, ale walka będzie trwała do końca. Obyśmy w takim stylu, w jakim zakończyliśmy rundę jesienną, rozegrali też cztery ostatnie tegoroczne kolejki oraz mecz w Pucharze Polski, który czeka nas już w środę (z Lechią Gdańsk – dop. red.).
foto: Tomasz Błaszczyk