Bartosz Golik: Jesteśmy spragnieni zwycięstwa


– Jeśli wyjdziemy na mecz z Bełkiem z takim nastawieniem, jak na drugą połowę w Czechowicach, to wierzę, że uszczęśliwimy kibiców trzema punktami i będziemy spokojniejsi, patrząc w tabelę – mówi bramkarz Rozwoju Katowice.

Jakie odczucia towarzyszyły po remisie 1:1 w Czechowicach?
– Zdenerwowanie, ulga i zmieszanie, ponieważ gramy 45 minut drugiej połowy bardzo dobre, a 45 minut pierwszej połowy – bardzo złe. Tak, jakby to był zupełnie inny zespół. To nie byliśmy my. Może było to spowodowane innym niż zwykle ustawieniem, ale to nie jest tłumaczenie.

Zamiast 3-4-3 zaczęliśmy 4-2-3-1.
– Jakiekolwiek jest ustawienie, musimy się napierniczać. Powiedzieliśmy sobie w przerwie w szatni, że wychodzimy na boisko i siadamy na rywali wysoko. Tak było. Mieliśmy trochę szczęścia, przede wszystkim ja. Coś się ode mnie odbiło, coś od poprzeczki, od słupka. Trener Wróbel powtarzał, że skoro są słupki, poprzeczki, to skończy się 1:1. Tak było, „Olo” wsadził z rzutu wolnego. Jest delikatna radość z tego punktu, który wpadł na nasze konto.

Na Oliviera Lazara możemy liczyć, odkąd do nas wrócił trafia raz za razem.
– Strzela ważne gole, jak w Czechowicach czy w Landeku, decydujące o remisach, zwycięstwach. Oby tak dalej.

Spodziewaliśmy się chyba w sobotę nieco trudniejszej przeprawy? W takiej dyspozycji, jak nasza w pierwszej połowie, z niejednym przeciwnikiem byłoby zapewne pozamiatane.
– Tak to mogło wyglądać z boku, ale była świadomość, że mamy zapas sił. Mam wrażenie, że w pierwszej połowie chłopaki nie bardzo wiedzieli, jak biegać. Nie wiem, czym to było spowodowane. W drugiej połowie otrząsnęliśmy się z tego. Trener powiedział kilka męskich słów i jakoś poszło. Z drugiej strony, nie wygraliśmy, więc nie ma się z czego cieszyć. Musimy w końcu odnieść zwycięstwo na wyjeździe. Jeden punkt trzeba szanować, ale dobrze byłoby wreszcie przywieźć skądś do Katowic trzy.

Obrazisz się, gdy powiemy, że paradę meczu zaliczył Piotrek Barwiński, wybijając piłkę z linii w beznadziejnej sytuacji?
– Absolutnie się nie obrażę. Taka właśnie nieustępliwość Piotrka cechuje, za to mu dziękuję. Może coś mu za to kupię… Razem pracujemy na sukces drużyny, takie interwencje cieszą. Zwykle gdy wychodzę z bramki, to mam kogoś z tyłu, kto daje mi poczucie bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że ja chłopakom też takie daję.

Jako przedstawiciel starszyzny będziesz namawiał trenera Wróbla, by grał częściej?
– Nie jestem trenerem, to jego decyzja… Ja tylko wymagam od każdego – od siebie zaczynając, przez Piotrka, po wszystkich młodych, no i trenera Tomka – że gdy wychodzimy na boisko, to musimy tworzyć grupę 11 ludzi mocno pracujących, idących na każdą piłkę. Nieważne, czy to trener – dał nam w sobotę mnóstwo jakości – czy młodsza osoba. Nikt nie może odstawiać nogi.

Martwi, że robi się lekki dramat kadrowy. Najpierw do końca rundy wypadł Patryk Gembicki, teraz Daniel Kaletka…
– „Kalecikowi” i „Czesiowi” życzę dużo zdrowia. Oby wrócili jak najszybciej, bo drużyna ich potrzebuje w walce o ważne punkty.

Po 8 kolejkach mamy na koncie 9 punktów. W sobotę jedyny we wrześniu mecz na „Kolejarzu”. Z LKS-em Decor Bełk dobrze byłoby zgarnąć pełną pulę…
– Bardzo bym tego chciał. Jesteśmy już spragnieni zwycięstwa. Musimy podejść do tego meczu z jajem, zaangażowaniem, nie odpuszczać, nie tracić głupich bramek. I wygrać. Jeśli wyjdziemy z takim nastawieniem, jak na drugą połowę, to wierzę, że uszczęśliwimy kibiców trzema punktami i będziemy spokojniejsi, patrząc w tabelę.

foto: Tomasz Błaszczyk