Michał Czekaj: To moja ostatnia szansa [WYWIAD]


czekaj trening mc news

– Każde wyjście z zespołem na trening sprawia mi dużą frajdę – mówi nowy obrońca Rozwoju Katowice, który sporą część swojej kariery, obiecująco rozpoczętej w Wiśle Kraków, stracił wskutek problemów zdrowotnych. Przy Zgody 28 ma odbudować formę.

Nie tak dawno mówiłeś w mediach, że nie wiesz, co wyjdzie z pobytu w Rozwoju, bo wstępne zainteresowanie wyrażają też inne kluby. Co zatem zaważyło i przekonało, by zostać?
– Tu zacząłem treningi, a Rozwój chciał, bym został. Zaproponowano mi kontrakt. Miałem dziesięć miesięcy przerwy od piłki. Wiadomo więc, że różnie mogło być. Gdyby była decyzja na „nie”, wtedy pojechałbym na testy do innego zespołu.

Jak urodził się temat Rozwoju?
– Półtora miesiąca temu dzwonił do mnie Kamil Kosowski, z którym swego czasu grałem w Wiśle Kraków. Był w Katowicach dyrektorem sportowym, przyjaźni się z prezesem i zapytał mnie, czy nie chciałbym tu przyjechać, potrenować, odbudować się po swoich problemach.

Dlaczego akurat padło na drugą ligę?
– Rozmawiałem ze swoim menedżerem. Były pomysły, by poszukać czegoś w pierwszej, ale doszliśmy do wniosku, że w drugiej łatwiej będzie odzyskać formę po tak długiej przerwie. To przechyliło szalę. Wcześniej były jakieś wstępne tematy z Kołobrzegu, Bytomia, czy – to akurat wyżej – Siedlec, bo znam się z trenerem Marcinem Broniszewskim. Nie mogłem jednak długo czekać na decyzję, czy w ogóle będę mógł pokazać się na treningach. Rozwój był najbardziej konkretny.

Po pierwszym zimowym sparingu, z GKS-em Tychy, zebrałeś pochlebne opinie. Sam po sobie czułeś, że było OK?
– Nie lubię sam siebie oceniać. Jeśli po prawie roku niegrania w piłkę są takie opinie, to mnie to buduje i daje jeszcze większą motywację, by wrócić. Tak jak powiedziałem w którymś z wywiadów, przede wszystkim cieszę się, że kolano mnie nie boli. Po pierwszej i drugiej operacji miałem takie problemy, że nie mogłem być na 100 procent gotowy. Zawsze to kolano mnie bolało, ograniczało. Teraz jest dobrze. Trenuję, każde wyjście z chłopakami na zajęcia sprawia mi dużą frajdę.

Wiosną jest perspektywa gry nie w środku tabeli, a o coś konkretnego, bo w obliczu walki o utrzymanie każdy mecz może być „na noże”. Paradoksalnie, dla kogoś nowego to chyba dobrze?
– Gdy rozmawiałem ze znajomymi czy przyjaciółmi, to właśnie tak mówiłem. Że ten cel to fajna sprawa. Mam nadzieję, że się utrzymamy. Różnice punktowe nie są tak duże, by tego nie osiągnąć. Co kolejkę będzie presja, ale o to chodzi w piłce, by umieć pod nią grać.

Przez całe życie byłeś związany z Wisłą Kraków. Dziwne uczucie, wylądować gdzie indziej?
– Jeszcze 2-3 lata temu podchodziłbym do tego inaczej. Teraz nie mam innego wyjścia, by wrócić do sportu. Zdecydowałem się na wyjazd. Fajna sprawa, że nie jest to 500 kilometrów od Krakowa. Zamieszkam w Katowicach, ale w dni wolne będę wracał. A Rozwój? Zawsze coś nowego. W Wiśle spędziłem 18 lat. Kawał czasu, przywiązanie jest, ale trzeba zrobić kolejny krok i tak to traktuję.

Przed pięcioma laty grałeś z Wisłą w fazie grupowej i pucharowej Ligi Europy. To marzenie, by kiedyś do tych europejskich pucharów znów wrócić?
– Trzeba mieć marzenia, bo dają impuls, by na każdym treningu stawać się lepszym. Przede wszystkim chcę zobaczyć jednak, jak będzie wyglądało te pół roku. Powiedziałem sobie, że jeśli będzie wszystko OK ze zdrowiem, to zamierzam jeszcze zagrać w ekstraklasie i do tego będę dążył. By wrócić do formy sprzed lat, meczów w Lidze Europy czy debiutanckich występów w Wiśle. To było bardzo dawno temu. Patrzę przed siebie, na najbliższe miesiące. Odbudować się, utrzymać z Rozwojem w drugiej lidze, a w czerwcu – o ile będzie dobrze – pomyśleć, co dalej.

Uzbierałeś 27 występów w ekstraklasie, miałeś trzy długie przerwy od futbolu. Problemy zdrowotne pozwoliły nabrać nowej perspektywy?
– Dużo mnie nauczyły, bo to nie jest przyjemna sprawa, przechodzić trzy operacje w przeciągu czterech lat. Bagaż negatywnych doświadczeń mam duży i cieszę się, że jest jeszcze na tyle sił, by chcieć spróbować i pograć w piłkę. Rozmawiałem z wieloma osobami. Rehabilitantami, lekarzami, masażystami, trenerami. Wiem teraz, jak mam trenować indywidualnie. Moje życie sportowca teraz nie ogranicza się do tego, że jadę do Katowic na dwugodzinny trening. Pracuję jeszcze więcej w domu, by nie mieć już problemów.

Te okresy rozbratu z boiskiem umożliwiły rozwinięcie się w innych obszarach?
– W poprzednich wywiadach pytano mnie, czy mam alternatywę. Pięć miesięcy temu ukończyłem kurs trenera personalnego, ale nie mam jeszcze na tyle wiedzy, by pełnić taką rolę. Coś mi to jednak dało. Przerabialiśmy anatomię, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Pozytywne doświadczenie.

Bez echa twój powrót nie przeszedł. Ludzie o Michale Czekaju nie zapomnieli.
– Wiadomo, że na wsparcie przyjaciół, rodziny, żony, zawsze mogę liczyć. Jeśli ludzie z zewnątrz, z którymi się nie znam, życzą mi zdrowia i by wszystko się poukładało, to naprawdę buduje, daje kopa, by dawać z siebie maksymalnie wiele.

Aktualne są twoje słowa, że w piłce dajesz sobie ostatnią szansę?
– Zdecydowanie. Oczywiście, nie mam w głowie tego, że będzie źle. Tak podchodzić do sprawy nie można. W lutym skończę 25 lat, więc kilka sezonów przede mną. Odpukać, jakby kiedyś miałbym znów problem z kolanem i dłuższy okres pauzy, to nie wiem, czy jeszcze bym wrócił. Nie wiem, w jakim miejscu będę kiedyś, ale gdyby w najbliższym czasie okazało się, że nie mogę trenować, to pewnie już dałbym sobie spokój.

foto: Michał Chwieduk